Rozdział VI Anioł we krwi

803 39 1
                                    

Klaus

Ta czarownica była cholernie potężna. Kiedy spróbowałem wejść, odrzuciło mnie z ogromną siłom. To mnie nie powstrzymało i weszłem jeszcze raz, ale spotkał mnie taki sam los. Wiatr z każdą chwilą przybierał na mocy, w końcu drzwi zamknęły się z trzaskiem. Nie, mam pojęcia kim jest ta dziewczyna, ale raczej nie może dysponować taką mocą. To po prostu niemożliwe.

- Nie ma mowy.- powiedziała Freya z niedowierzaniem.

- Co to miało być?- zapytałem.

- Wiedzieliśmy, że będzie potężna, ale nie mieliśmy pojęcia, że aż tak.- wyszeptała.

- To co teraz zrobimy.- zapytałem, bo miałem ogromną ochotę zobaczyć, tę jakże potężna istotę.

- Hope nic tu nie wskóra.- powiedziała rudowłosa, a ja zamarłem.

- Hope?- zapytałem.

- Oh, jej młodsza siostra. Julie opiekuje się nią odkąd ich rodzice zginęli w wypadku.- wyjaśniała.

- Pozostaje nam jedynie, magia krwi.- oznajmiła Freya.

- To nie jest dobry pomysł. Krew łonczy, ale też zabiera. Poza tym nie wiem kto jest wystarczająco potężny.

- Czy pierwotny wampir-hybryda się nadaje?- spytałem.

- Na pewno, ale...

- Do usług.- skłoniłem się.

Twarz kobiety, przybrała nieokreślony wyraz, ale zaraz potem skineła głową. Tak, więc zabraliśmy się do odprawiania rytuału. Moja rola poległa tylko, na krwi. W odpowiednim momencie, przeciełem dłoń i pozwoliłem, aby kilka kropel poleciało do miski. Później znów zaczęły mamrotać jakieś słowa, w końcu drzwi się otworzyły. Nawet nie było już, złowrogiego wiatru. Kiedy to się stało kobieta, wyszeptała.

- Niemożliwe nie możesz być...- zaczęła, lecz szybko przestała.

- Co?

- Nie ważne, musisz się pospieszyć tylko ty zdołasz wejść do środka.

Nie trzeba było mnie zachęcać. Niemal w tej samej chwili wszedłem do budynku. Na dole nikogo nie było. Po kilku minutach odnalazłem schody i po mału zaczęłem po nich wchodzić. Doprowadziły mnie do korytarza. Były tam tylko jedne drzwi, więc nie miałem dylematu. Otworzyłem je. Moim oczom ukazała się sal do tańca. Była pełna luster, w jej końcie sało pianino. Jednak co najważniejsze, na środku sali była dziewczyna. Istny anioł, jej uroda zapierała dech w piersiach. Lecz mimo jej urody, był to okropny widok. Anioł był we krwi i to w nie świeżej, bowiem ogromna szkarłatna plam była zaschnięta. Dziewczyna była przerażająco blada, a kiedy podeszłem do niej bliżej przekonałem się, że moje podejrzenia są słuszne. Rudowłosy anioł nie żył. Jednak kiedy przesunęłem dłonią po jej policzku, otworzyła oczy. Szmaragdowe ślepia wpatrywały się we mnie. Szukały odpowiedzi, lecz po chwili się zamknęły. Dziewczyna nie była martwa, w każdym razie już nie. Wzięłem ją na ręce. Przytuliłem i wyszeptałem jej do ucha przysięgę. Od tej pory mój anioł, będzie miał swojego anioła stróża. Nie mogło być inaczej, skoro jedno spojrzenie wystarczyło, aby stopić lód w moim sercu. Lód który miał 1000 lat, a więc było to nie lada wyzwanie.

***

Hope

Myślałam, że to jakiś żart. No bo kto chciałby porwać Julie? W końcu jednak uwierzyłam ciotce. Opowiedziała mi gdzie była i co znalazły z jakąś czarownicą. Zadały sobie tyle trudu, aby znaleźć w pomieszczeniu tylko ogromną kałuże krwi. Nie miały pojęcia czy ona żyje, czy też nie. Wszystko było strasznie dziwne. Okazało się, że moją siostrę porwał, brat tamtej. Zdenerwowałam się i wybiegłam z domu. Ciotka wołała za mną długo, ale nie słuchałam jej. Zamiast tego udałam się na piechotę do sklepu Julii. Szłam zdenerwowana, aż znów na kogoś wpadłam. No po prostu świetnie. Scott wlepił we mnie swoje czekoladowe oczy. Bez słowa próbowałam, go wyminąć. Lecz nie pozwolił mi na to. Zatrzymał mnie. Czym cholernie mnie zdenerwował.

- Przepuść mnie. Nie żartuje Scott przepuść mnie!- darłam się na niego.

- Co się stało Hope?- zapytał szczerze zmartwiony.

- Ktoś porwał moją siostrę Scott, ktoś porwał Julie.- nie wytrzymałam i pękłam. Rozpłakałam się, a on porwał mnie w ramiona.

Bez słowa poszliśmy do sklepu. Ja go prowadziłam. Drzwi były otwarte, więc dostaliśmy się bez przeszkód. Wszystko w sklepie, wyglądało na nienaruszone. Weszliśmy na schody. Kiedy otworzyłam drzwi na górze zaniemówiłam, z dwóch powodów. Po pierwsze moim oczom ukazała się sala do tańca, a po drugie w niej była jakieś kobiety. Blondynki, kiedy mnie zobaczyły, zaczęły przyglądać mi się badawczo.

- Co tu robicie?- zapytałam, nie zważając na uprzejmości.

- Kim jesteś?- zapytała młodsza.

- Nazywam się Hope Grace Queen, a teraz powiedzcie co tu robicie. To budynek mojej siostry.

- Hope odpuśćmy, one są z Mikaelsonów.- powiedział spokojnie Scott, łapiąc mnie za ramie. Wyrwałam mu się jednak.

- A co mnie to obchodzi! Julie porwał jakiś psychopata, ty się pojawiłeś, ciotka karze mi siedzieć w domu, te dwie siedzą tu jak u siebie! Normalnie jeszcze trochę, a oszaleję! Mam szesnaście lat, powinna martwić się na jaką imprezę pójdę, a nie o to czy moją siostrę ktoś nie zabije!- no i wybuchłam.

- Nasz brat nie zrobi jej krzywdy.- wyjaśniła tym razem starsza.

- Wasz brat? A to co niby ma być?- zapytałam wskazując na palmę krwi.

- Ma więcej niż, dzień.- oznajmiły razem.

- Zabiorę ją.- powiedział mój były.

- Dobrze Scott, ale dopilnuj żeby nic jej się nie stało.- starsza poprosiła.

- To wy się znacie? Wspaniale!- nie powiem, byłam zazdrosna.

- Hope...- zaczął.

- A weźcie mnie wszyscy zostawcie w spokoju! Ale pamiętaj z kim się zadajesz. Oni porwali Julie, twoją przyjaciółkę Scott. Julia zrobiła by dla ciebie wszystko.- powiedziałam i wyszłam, tym razem za mną nie poszedł.

~~~~~~~

Tym razem rozdział jest nieco krótszy. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Poprawię się.

Back To Home | Hope Mikaelson (Sisters Quinn)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz