ROZDZIAŁ 11

3.7K 100 6
                                    

*Alex*

Obudziłam się cała obolała. Czułam głowę, brzuch, dupe. Z jednej strony dziękowałam Dragonowi za to, że był delikatny w miarę możliwości, z drugiej przeklinałam siebie, że mu zaufałam. Chciałam się ruszyć, ale kajdanki umożliwiały mi to. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie ma ze mną Steve. Może uciekła?
Po kilku minutach usłyszałam trzask drzwi.
-Co ty robisz?! - usłyszałam.
- Nie ma jej. Przeszukalismy osiedla i okoliczne drogi. - powiedział chyba Konor.
- Szef nas zabije - stwierdził ktoś.
- Dragon, moja babcia jest w szoku. Ona zaczyna się domyślać. Powiedziałem jej, że Alex ma napady depresji i że chciałem jej pomóc się wyluzować. Na razie w to wierzy, ale nie wiem jak długo. Trzeba zabrać Alex na statek. Zadzwoń do Jacoba.
Zrobili ze mnie wariatke!
Jeśli Steve dojdzie na policje, to będziemy mieć problem.
- Ona nas tu nie znajdzie. Straci orientację. Zrobimy tak. Dan wywieziesz babcie do sanatorium, Charlie zamieszka w jej mieszkaniu, będzie patrolować teren. My weźmiemy księżniczkę w podróż życia. Konor. Nie mamy więcej ludzi. Pojedziesz do Londynu i sprawdzisz czy sprowadzili blondi do domu.
- Nie może Dan pojechać? Nie chcę zostawiać tej małej z brutalem
- Dzięki Konor. Bardzo miły jesteś.
- Obydwoje wiemy, że nie potrafimy jej skrzywdzić. Dan za to tak. Wybrałem cie, bo do blondi masz twardą ręką. Jeśli się okaże, że ją mają zdobądź informacje co wypaplała. Może uda nam się ją zwinąć.
- Dobra. Zbieram rzeczy i jadę. - odparł Konor.
- Idę do babci.
Na tym skończyła się wielka debata. Kilka minut później Dragon kazał mi się umyć i przebrać. Oczywiście tysiąc razy sprawdziłam ubranie czy nie było czymś popryskane. Na szczęście nie. Kiedy byłam gotowa okazało się, że Charlie zajmie się panią Stefanią, wiec możemy jechać. Wpakowali mnie do samochodu i ruszyliśmy.

*Steve*

Kiedy Alex rzuciła się w stronę drzwi myślałam, że Konor ją zabije. Strzelił chybiąc całkiem sporo. Właśnie w tedy cicho się wywołałam. Chłopak nawet się nie zorientował. Niedaleko mnie usłyszałam wrzask Dana, który już pędził juz w stronę Alex. Dziewczyna była w potrzasku, gdyż stała przy niej Stefania.
Wbiegłam w lasek. Przedzierałam się przez chaszcze i krzaki. Wreszcie usłyszałam uliczny ruch. Kiedy dotarłam zobaczaczyłam autostradę. Upadłam koło drogi. Przede mną zatrzymał się zielony autobus. Potem pamiętam całkiem ładne buty i ciemność.

Chwile później obudziłam się na siedzeniu...autobus.? Koło mnie siedziało kilku chłopaków.
- Uff. Żyjesz odparł jeden z nich. - przypominał mi, nie raczej nie.
- Żyję. Gdzie jestem?
- Jedziesz w naszym autobusie.
- W waszym? - zapytałam podnosząc się.
- Jedziemy na koncert.
- Boże! Ashton!
- We własnej osobie! A ty to?
- Steve.
- Miło poznać. Co ty robisz sama w lesie?
- Uciekam.
- Przed czym? - zapytał Harry.
- Przed moimi porywaczami.
- Czekaj co?
- Opowiedziałam im całą moją historię. Chłopaki byli w szoku.
- A co z Alex?
- Nie wiem. - odparłam. - Czy możecie zawieść mnie do domu, albo na jakiś komisariat?
- Jedziemy do Londynu. Za kilka godzin będziesz w domu.
Uśmiechnęłam się. Nie mogłam się doczekać gdy zobaczę mamę i tatę, mojego brata. Najgorsze będą zeznania. I sprawy w w sądzie. Ale może znajdą Alex, dzięki temu. Ułożyłam się do spania i zasnęłam, spokojna.

- Steve. Obudź się. - otworzyłam oczy i zobaczyłam Ashtona. Miał lekko nie ułożone włosy, białą koszulkę i dżinsy. - Dzień dobry.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam.
- Chodź, jesteśmy na komisariacie głównym. - wstałam i dałam się prowadzić Ashowi. Mimo powagi sytuacji próbował mnie rozśmieszyć. Jego śmiech był słodki.
Weszłam na komisariat. Nikogo nie poznałam. Ale nagle przede mną pojawiła się...Natale. Chodziła do klasy Alex, ale miała na sobie coś w rodzaju munduru i odznakę. Kiedy mnie zobaczyła była w szoku. Nie...ona była w szoku bo zobaczyła Ashtona. Podeszła do nas.
- Steve? ASHTON?
- Dzień dobry. To chyba wasza zguba.
- Tak, tak. Chodź złożysz zeznania. - powiedziała, po czym mrukneła coś do mnie. Wzięła Asha i oddała go w ręce pilicjanta. Po chwili wokół mnie zaroiło się od policji. Proponowali mi kawe, herbatę czy ubrania. Podziękowałam grzecznie i poszłam złożyć zeznania.
Trzymali mnie kilka godzin. Gdy wyszłam z gabinetu zobaczyłam...Asha.
- Co ty tu robisz?
-Czekam na ciebie. Mam nadzieje, że dobrze się czujesz.
- Tak, dziękuję.
- Nie wiem czy to jest na miejscu, ale znasz ją? - wskazał na Natale.
- Tak.
- A dasz mi jej numer?
Uśmiechnęłam się i podyktowałam mu numer dziewczyny.
- Dzięki. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Ja też. - pożegnałam się. Wtedy właśnie na komisariat wpadli moi rodzice.
- Steve. Boże Steve! - krzyknęła mama. Tradycyjne były uściski i płacz. Później zabrali mnie do domu.

Najgorszy był powrót do szkoły. Czasem wolałam siedzieć na komisariacie niż znosić troskę nauczycieli i unikanie tematu przez moich przyjaciół. Jedyne oparcie stanowili dla mnie brat i Natale, która miała za zadanie troszczyć się o moje bezpieczeństwo w szkole. Miałam własnych ochroniarzy. Spotkałam się raz w tygodniu z psychologiem i raz w tygodniu pomagałam polocji ustalić gdzie może przebywać Alex. Do tego miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Wydało mi się, że widziałam kilka razy Konora. W sumie w ich towarzystwie spędziłam prawie dwa miesiące. Nie wydawałoby się, co nie?

- Jest w Londynie.
- Jak dużo wiedzą?
- Wszystko. Mam ją zgarnąć?
- Nie. Niech wierzy, że jest bezpieczna.
-Wracam do was.
- Do zobaczenia w porcie.

Króciutki rozdział. Dydykuje go Nati - dzięki za wsparcie!
Zostawcie za sobą gwiazdki!

PORWANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz