Rozdział 5

1.1K 49 4
                                    


Josh położył walizkę na łóżku, a następnie usiadł na fotelu pod oknem. Wyciągnął telefon i zaczął coś w nim przeglądać, od czasu do czasu spoglądając na mnie. Zaczęłam rozpakowywać się. Czułam się nieswojo. Miałam wrażenie, iż jego wzrok próbuje przeszyć mnie na wylot. Jakby próbował rozgyść mnie. Po jakiś 30 min. skończyłam się rozpakowywać. Znalazłam dwie pary krótkich spodenek i leginsów. Dwie bluzki z długim i krótkim rękawem. Oczywiście każda z głębokim dekoltem, jakżeby inaczej. W szafie miała około 20 sukienek, dużo wyzywających trochę mniej słodkich i chyba z dwie takie długie jak noszą gwiazdy na galach. No jeszcze jakieś buty i bieliznę.

-Możemy iść- powiedziałam zapinając walizkę. Chłopak wstał wziął walizkę i wyszliśmy z pokoju. Udaliśmy się na dół gdzie byli wszyscy. Uśmiechnęłam się nieśmiało i nie wiedziałam co mam zrobić. Zauważyłam Jo, siedzącego na kanapie. Gestem ręki pokazał mi że mam do niego przyjść. Gdy byłam koło niego zauważyłam, że nie ma miejsca. On też to zauważył. Chwycił mnie za rękę i pociągnął mnie tak, że wylądowałam na jego kolanach. Koło Jonathana siedziała Jessica. Uśmiechnęła się do mnie a ja odwdzięczyłam się tym samym. Po chwili poczułam jak ktoś mnie szturcha. Był to Gregory. Popatrzyłam na niego pytająco.

-Czemu kochanieńka siedzisz cicho. Powiedz coś?- powiedział blondyn. Wszystkie oczy były skierowane w moją stronę. Poczułam jak moje poliki stają się gorące.

-Mmm... to... co dziś robimy?- spytałam.

-Może pójdziemy na imprezę. Mój kumpel dziś jedną organizuje. Żadnych psów, innych gangów tylko my i kilka znajomych.-Powiedział jakiś chłopak. Jest! Będzie okazja. Może uda mi się jakoś wymknąć. Niby, jest już ok, ale mam złe przeczucia. Ale jak nie spróbuje teraz to druga taka okazja może się nnie nadać. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

-Oooo, widzicie Lesie się uśmiecha. To znak, że trzeba się wybrać na imprezę.- powiedział Marcus.

-Czemu tak się uśmiechasz kochanie?-spytał podejrzliwie Jo. Ups i co teraz?

-Yyy bo.... Widziałam w tej walizce taką ładną sukienkę i myślałam, że nie będzie okazji jej założyć.- powiedziałam szybko. Chwycił haczyk, bo uśmiechnął się i mnie pocałował.

-A ty Jessica idziesz z nami? Le nie będzie samotna.- spytał się Jo. Dziewczyna się zgodziła.- To wy idźcie się przygotować, czy coś. Na dole widzimy się za dwie godziny. Mam nadzieje, że na nikogo nie będę musiał czekać.- ostatnie zdanie nie wypowiedział, raczej wysyczał. Wraz z Jessicą wstałyśmy i udałyśmy się do mojego pokoju.

-Ty i Jonathan jesteście razem?- pokiwałam głową- od jak dawna?

-Od jakiegoś roku.

-Chyba naprawdę musi cię kochać. Znam go już od dawna i nigdy nie wydawał tyle kasy dla swojej dziewczyny.- powiedziała.

-A mogę ci się coś spytać?

-Jasne, najwyżej nie odpowiem.

-Jo, Marcus i Gregory mają własną firmę prawda?- pokiwała nie pewnie głową.- Co to za biznes?- spytałam nie pewnie. Jessica przez chwile się zastanawiała

-Oni prowadzą pewną działalność. Mmm. Mają pracowników, klientów, zarabiają na tym dużo szmalu. Z tego co wiem nie długo też będziesz ich pracownicą. Strasznie ci współczuje.

-Ale, co to za działalność, proszę powiedz.

-I tak już za dużo powiedziałam, ale mam dla ciebie radę. Jeśli chcesz przeżyć i chcesz żyć w miarę spokojnie nie buntuj się, rób co ci każą. A i nie błagaj o litość. To ich wkurza.- powiedziała i mnie przytuliła.- Nie uciekniesz dzisiaj. Wszędzie będą ludzie, którzy cię znają. A jeśli ci się uda, to i tak cię złapią. A wtedy cię zabiją. Nie uciekaj, nie opłaca się.- powiedział, a po moich polikach popłynęły łzy.- Ci już nie płacz. Idź się wykąp, a potem będziemy się dobrze bawić.- powiedziała uśmiechając się do mnie. Zrobiłam to samo i udałam się do łazienki.

Moim marzeniem jest WOLNOŚĆOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz