Rozdział 7

937 37 4
                                    


  Siedzę w pokoju na łóżku ściskając list, który przywiózł dziś mój brat. Dwa dni temu pojechał do domu,coś tam załatwić, a gdy wrócił dał mi ten list. List, który zdecydował nad wszystkim. Ale do tego wrócę za chwilę. Najpierw opowiem co działo się przez te dwa tygodnie. Po pamiętnej imprezie obudziłam się wtulona w Gregory'ego za co Jonathan trochę się wkurzył, ale po jakiej godzinie mu przeszło. Ogólnie przez ten cały czas w dzień wszyscy są dla mnie w miarę mili. W nocy dopiero zaczynał się koszmar. Około 20 przychodził Jo, Gregory lub Marcus i zaciągali mnie do swoich pokoi. Wtedy musiałam robić to co oni chcieli, miałam im dogadzać, robić dobrze. Po godzinie wypuszczali mnie do siebie. Wtedy najczęściej siadałam na łóżku i płakałam. Wtedy Jessica mnie pocieszała. A no właśnie namówiłyśmy chłopaków, żebyśmy mogły mieszkać razem. Zgodzili się. O dziwo. Dwa dni temu mój brat wyjechał do naszego (starego) domu. Dziś rano Jessica powiedziała mi jedną ciekawą rzecz. Okazało się, że chłopaki prowadzą burdel i już niedługo będę miała tam pracować. Wciekła poszłam do Jo by z nim pogadać. Krzyczałam a on siedział spokojnie i mnie słuchał. Jak skończyłam chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie momencie pojawił się Marcus, dając mi TEN list, szybko go otworzyłam. Już po pierwszych linijkach, to co było moją motywacją na lepsze jutro, na przeżycie tego całego koszmaru, legło w gruzach. Ze łzami w oczach wybiegłam z pokoju. Pobiegłam do siebie i biegiem wskoczyłam na łóżko. Nie wiem ile tutaj leżałam, ile razy przeczytałam ten cholerny list. W końcu wstałam i wyrzuciłam papier do niszczarki. Był, a teraz go nie ma. Ale jedno zdanie pozostanie w mojej pamięci do końca moich dni. "Zostaje Pani wydalona ze szkoły prawniczej..." Nie wiem, która była godzina, ale na pewno późna, ponieważ na dworze dawno było już ciemno. Do pokoju wszedł Gregory. Podszedł do mnie, chwycił za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Wiedziałam co się szykuje. Zdziwił mnie tylko fakt, że nie zaprowadził mnie do swojego pokoju tylko do Jonathan'a. Czyżby chłopak nie miał siły by sam przyjść po mnie? Ehm.
-Siadaj.- rozkazał wskazując na krzesło znajdujące się naprzeciw biurka. Sam natomiast usiadł na wprost mnie po drugiej stronie stołu.
-Jak się już dowiedziałaś jaką działalność prowadzimy, nie ma na co czekać. Jutro z samego rana zabierzemy cię do twojej nowej "pracy".- Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała tam pojechać, jednak wolałam by było to później.- Jak się dowiem, kto ci o tym powiedział, zapłaci mi za to. Możesz go ostrzec. Możesz już iść. Spakuj i idź spać z samego rana jedziemy. - powiedział i odwrócił się w stronę okna. Gdy już miałam chwycić za klamkę znów usłyszałam jego głos.
-Przykro mi z powodu twojej szkoły. Wiem ile dla ciebie znaczyła.
-Nie musisz,nie potrzebuje twojego udawanego współczucia.- powiedziałam i wyszłam. Udałam się z powrotem do pokoju. Spakowałam szybko rzeczy które miałam w szafie. Wzięłam szybki prysznic i udałam się w stronę łóżka. Od natłoku nowych informacji dość szybko zasnęłam. Obudził mnie Marcus. Powiedział, że za 10 min mam być na dole, na śniadaniu, a za godzinę wyjeżdżamy. Poszłam do łazienki ogarnąć się i ubrać w najluźniejsze i najbardziej przyzwoite ciuchy z "swojej" garderoby . Już po chwili siłowałam się z walizką. Gdy schodziłam po schodach, potknęłam się poleciałam na dół. Upadłam na Jonathan'a. Gdy ujrzałam jego wyraz twarzy szybko z niego zeszłam przepraszając go. On coś zaczął mamrotać pod nosem i udał się na górę. Poszłam do kuchni, gdzie zastałam Gregory'ego i Marcus'a, Spojrzeli na mnie pytająco, a ja tylko pokiwałam bezradnie głową. Wzięłam kanapkę do ręki i gdy miałam wsiąść gryza, usłyszałam głośny huk i wiązkę przekleństw. Już po chwili pojawił się Jo z moją torbą.
-Kto zostawił to cholerstwo na samym środku?- spytał , podnosząc moją własność wyżej, wymamrotałam kolejny raz przepraszam i spojrzałam na chłopaków. Próbowali powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem ale jakoś im się to nie udawało. Chłopak chciał wyjść z pomieszczenia, ale nie wycelował w drzwi i uderzył w ścianę. Kolejne przekleństwa wyleciały z jego buzi. Gdy wyszedł, spojrzałam na chłopaków. Już po chwili zwijaliśmy się ze śmiechu na podłodze. Gdy się ogarnęliśmy i zjadłam śniadanie udaliśmy się w stronę samochodu, na szczęście chłopki wzięli moją torbę, schowali ją do bagażnika. Weszłam do samochodu i ruszyliśmy. Ehmm. Jak to mówią wszystko co dobre kiedyś się kończy.  


Koniec taki trochę na wesoło.....

Ale jak to mówią, pozory mylą....

Moim marzeniem jest WOLNOŚĆOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz