Rozdział 12

614 27 10
                                    


Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Następnie razem z Willem wyszliśmy z pokoju, a następnie z domu. Gdy wiatr zawiał mi prosto w twarz poczułam, że żyje. Chciałam skakać, śmiać się, tańczyć. Wszystko na raz. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Na początek poszliśmy na lody, następnie zabrał mnie do luna parku. Bawiliśmy się tam z dobre trzy godziny. Udaliśmy się w stronę domu Will'a. Jego dom, nie czekaj wróć. Jego willa była ogromna.
-Chodź pokaże ci twój pokój.-powiedział i pociągnął mnie w stronę wejścia. Weszliśmy na korytarz, w którym zauważyłam kilka par drzwi. Zaprosił mnie do drugich po lewej stronie. Gdy weszliśmy do środka ujrzałam błękitny pokój, z wielkim, białym łóżkiem na środku. Podłogę pokrywał biały, puszysty dywan, aż chciało by się na niego położyć i poczuć jego miękkość.
-Tu będziesz spać. Po lewej stronie znajdują się drzwi do łazienki, a na przeciwko twojego pokoju jest mój. Jak będziesz czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać. Za dwie godziny wychodzimy.- powiedział. Staliśmy tak w milczeniu. Ja przeżywałam to, że wyrwałam się z tego bagna. Co prawda, na chwilę, ale zawsze coś. Gdy spojrzałam na Will'a wyglądał na trochę zmieszanego. Nagle przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Jak mi tego brakowało. Poczucia bezpieczeństwa, ciepła i miłości.
-Przepraszam, że nie było mnie tyle czasu. Ale naprawdę musiałem się namęczyć by cię wydostać. Ale nie martw się. Już niedługo nigdy więcej nie zobaczysz tego miejsca. Obiecuje ci to.- Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Postanowiłam, że wezmę kąpiel. Udałam się do łazienki. Nalałam gorącej wody. Gdy wanna się wypełniła, rozebrałam się i weszłam do niej. Siedziałam w niej dobrą godzinę. Gdy wyszłam z wody i spojrzałam w lustro, już nie byłam tą samą Le sprzed tygodnia, zmęczoną, z bliznami i siniakami oraz bez życia. Bałam odrodzona jak Feniks z popiołu. Pełna nadziej i szczęścia. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam suszyć włosy. Gdy skończyłam postanowiłam, że zrobię delikatny makijaż, następnie udałam się do pokoju by wybrać w co się ubiorę.(po 30 minutach bicia się z myślami co założyć) . Nałożyłam na siebie mleczko kokosowe i poczekałam aż wchłonie. Ubrałam przygotowany strój i udałam się do łazienki w celu uczesania się. Postawiłam na wysokiego koka i udekorowałam go białą kokardką. Spojrzałam na zegarek. Zostało 5 min. Stwierdziłam iż wypadało by pójść na dół. Wzięłam torebkę do której schowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Zeszłam na dół. W salonie już czekał na mnie Will. Wyglądał zabójczo w garniturze i muszką.
-Gotowa?- spytał. Pokiwałam twierdząco głową. Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się do samochodu. Jechaliśmy w ciszy. Ale nie takiej krępującej.Nie takiej nie było. Ta cisza była przyjemna. Co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie i uśmiechaliśmy. Zrobiliśmy pięć rundek po jego dzielnicy i zatrzymaliśmy się znów przed jego domem.
-Emmm. Will? Zapomniałeś czegoś?- nie odpowiedział. Po prostu wyszedł z samochodu, by następnie otworzyć mi drzwi, podając mi rękę. Zawahałam się trochę, ale ją chwyciłam. Weszliśmy do środka. W mieszkaniu było ciemno. Jedynym światłem były małe świeczki prowadząc z korytarza (gdzie aktualnie się znajdowaliśmy) do jak mnie mam salonu. Udałam się za świecącą dróżką. Nie myliłam się. W salonie na środku stał stół z parującym jedzeniem, świeczkami, szampanem, a w okół niego były rozsypane płatki róż.
-Zapraszam panią do stołu.- nawet nie zauważyłam kiedy się znalazł przy jednym z krzeseł. Wskazał na niego ręką, dając mi znak bym usiadła. Spełniłam jego prośbę. Will usiadł po przeciwnej stronie. Zaczęliśmy konsumować naszą kolacje. Rozwialiśmy o błahostkach, o naszym wcześniejszym życiu. Dowiedziałam się, że William skończył medycynę i zaczął pracować w szpitalu. Nie za dobrze mu szło finansowo. Ledwo wiązał koniec z końcem, aż pewnego razu w szpitalu pojawił się Jonathan, z raną postrzałową. Na początku nie poznali się, ale później okazało się, że byli dobrymi znajomymi z czasów szkolnych zanim Jo, wpadł w złe towarzystwo. Zaproponował mu prace. Dobrze płacił za nią. Zgodził się. I tak zaczęła jego praca u Jonathana. Po tym wszystkim Will włączył radio. Leciała jakaś wolna piosenka. Nie kojarzyłam tej melodii. Mężczyzna podszedł do mnie, wziął za rękę i pociągnął do siebie. Zaczęliśmy ruszać się powili w rytm melodii.

-Lesie, wiem że dziwnie brzmi. Że w ogóle jak tak można po trzech spotkaniach, ale ja... ja... się chyba w tobie zauroczyłem i czuje jakby miało być z tego coś więcej .- powiedział. Co miałam mu powiedzieć. Podobał mi się. Ale w miłość przestałam wierzyć. Odsunęłam się od niego, by po chwili go pocałować. Odwzajemnił. Jego pocałunki były delikatne. Podniósł mnie do góry tak, że owinęłam jego biodra nogami. Zaczął gdzieś iść obijając się po drodze o wszystkie ściany. Nagle poczułam jak lecę w dół. Przygotowałam się na kontakt z twardą podłogą, lecz nie nastało to. Poczułam za to miękkość łóżka. Nagle on przestał mnie całować i zaczął mnie odsuwać.
-Przepraszam. To nie powinno się wydarzyć.
-Nie przerywaj.Jest dobrze.
- Na pewno?- nie odpowiedziałam, tylko znowu go pocałowałam.

~4 miesiące później~-To ona.- powiedział lekarz.-Ty gnojku.- powiedział Jo i zabił go.


Przepraszam, że musiałyście tyle czekać. Obiecuje, iż w najbliższych dniach Wam to wynagrodzę. 

Moim marzeniem jest WOLNOŚĆOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz