Michael przekroczył próg Wielkiej Sali. Ruszył do przodu, jego głowa była wysoko uniesiona, dół szkolnej rozpiętej szaty unosił się za nim wraz z jego szybkim chodem. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia od razu zauważył, że coś było nie tak, a mianowicie: praktycznie wszystkie miejsca przy stołach były puste. Ze zdziwieniem dostrzegł, że nawet tych należących do profesorów nie zajmował prawie żaden z nich. Wyjątkiem był Filch, który jak zawsze siedział na swoim miejscu co Michael skomentował jedynie przewróceniem oczu. Zauważył, że przy stole Gryffindoru nie siedział kompletnie nikt, więc przeleciał wzrokiem po innych szukając osoby, od której mógłby dowiedzieć się o co chodzi. W końcu jego wzrok natrafił na niegroźnie wyglądającego blondyna przy stole dla Puchonów, więc podszedł i usiadł naprzeciwko.
- Cześć, nie orientujesz się może czemu tu tak pusto? - zapytał, uśmiechając się lekko do nieznajomego, który sprawiał wrażenie mocno zaskoczonego faktem, że czerwonowłosy się do niego odezwał.
- Uh, hej - spuścił wzrok, grzebiąc widelcem w swojej kolacji. - Gryffindor gra mecz ze Slytherinem, zgaduję, że to jest powód.
- Och - Michael uniósł brwi zdziwiony. Nie miał zielonego pojęcia o tym meczu, z czym poczuł się trochę głupio bo w końcu powinien dopingować swojej drużynie, chociaż z drugiej strony nie interesował się sportem, więc kogo to obchodzi?
Podziękował i wstał z ławki, chcąc odejść jednak kiedy tylko to zrobił poczuł silne zderzenie z czymś twardym, a po chwili na jego ubraniu pojawiła się ogromna plama po czyjejś kolacji.
- Cholera - zaklął głośno nie zwracając uwagi na osobę, z którą się zderzył.
- Nie przejmuj się, Clifford. Wystarczy, że odeślesz to do swojej matki, słyszałem, że mugole są w tym dobzi - usłyszał szyderczy głos, na co od razu podniósł wzrok ze złością wypisaną na twarzy.
Louis Kedrick. Ślizgon, którego Michael (jak i wszyscy Gryfoni) szczerze nienawidził.
- Stul pysk, Kedrick - warknął, zaciskając szczękę.
- Bo co? Poskarżysz się tatusiowi? Ach, no tak, zapomniałbym - przybliżył się do zielonookiego z krzywym uśmieszkiem na twarzy. - Nie masz go.
I w tym momencie Michael wybuchł. Nikt nie miał prawa mówić tak o jego tacie. Jego ojciec był wspaniałym człowiekiem i zasługiwał na ogromny szacunek. Podniósł pięść i z całej siły uderzył Louis'a w twarz. Chłopak cofnął się o kilka kroków, łapiąc za policzek.
- Pożałujesz tego, szlamo - syknął, sięgając do kieszeni po różdżkę.
Michael widząc to zrobił to samo i już po chwili obaj mierzyli nimi do siebie. Kedrick wykonał pierwszy ruch posyłając w stronę Gryfona pierwsze zaklęcie. Ten jednak zdążył zrobić unik i oddał cios. Louis został ugodzony w ramię ale nie powstrzymało go to przed kontynuowaniem walki.
- Rictusempra! - krzyknął Louis mierząc do czerwonowłosego.
- Protego! - Michael odbił zaklęcie. - Drętwota!
- Levicorpus!
Michael uniósł się metr nad ziemią, tracąc równowagę przez co nie mógł rzucić zaklęcia odwrotnego.
- Liberacorpus - wyszeptał blondyn siedzący nieopodal, obserwując całe zdarzenie z daleka, dzięki czemu Michael bez szwanku powrócił na twardy grunt.
Kedrick zmarszczył brwi, ale nie miał czasu na dalsze rozmyślania, gdyż Michael rzucił w jego stronę kolejne zaklęcie. Niestety chybił.
- Co? Tatuś nie zdążył nauczyć cię cela?
CZYTASZ
one shots | 5SOS
FanfictionZbiór krótkich "opowiadań" o członkach zespołu 5 Seconds Of Summer, zapraszam :-)