Biegłam na oślep przed siebie. Gałązki krzewów i drzew kaleczyły moją twarz, szyję i ręce, rozrywały ubranie, jakby były szponami a nie zwyczajnymi roślinami. Zza zarośli wyskoczył na mnie czarny wilk o krwistoczerwonych oczach i obnażył ostre kły. Sięgnęłam po kuszę, ale jej nie miałam. Pistoletu i sztyletów też nie. Podwinęłam fałdy obszernej sukni balowej i rzuciłam się w bok, w dół stromego zbocza.
Kiedy na wpół zbiegałam, na wpół spadałam, rozległo się przeraźliwe wycie wilka. Po chwili odpowiedziała mu cała sfora. Nad moją głową przeleciały kruki, zatoczyły koło na niebie i zawróciły, pędząc prosto na mnie. Zaplątały się w moją suknię i włosy, rozdrapywały ciało drobnymi pazurami, wydając z siebie gniewne pokrakiwanie. Starałam się przed nimi obronić, ale straciłam równowagę i runęłam w dół, obijając się o głazy i kamienie. Uderzyłam o twardą ziemię. Miałam wrażenie, że siła upadku połamała mi żebra i kilka innych kości.
Leżałam pośród osuwiska umazana we własnej krwi i przysypana ziemią. Oddychałam ciężko. Każdy wdech był walką. Zakasłałam i splunęłam krwią, a kiedy uniosłam głowę moim oczom ukazało się czarne niebo przetkane krwistymi łunami i powykręcane drzewa. Setki. Nie. Tysiące osmolonych drzew z uwięzionymi w ich konarach, jęczącymi duszami. Cały las, aż po horyzont na wchodzie i góry na zachodzie był przesycony atmosferą udręki . Dusze wiły się i jęczały, wyciągały chude ręce w moją stronę, bezgłośnie błagając o pomoc. A tam, wysoko na niebie... Czarny księżyc...
Docisnęłam rękę do obolałych żeber i dźwignęłam się na klęczki. Obezwładniający ból przeszył każdy, nawet najmniejszy, kawałek mojego umęczonego ciała. Kiedy walczyłam o nabranie powietrza do płuc, dostrzegłam go. Ciemny kształt, jedyny, który pozostał wolny. Pan tego miejsca. Mężczyzna zbliżał się do mnie. Jego długie, czarne włosy opadały na ciemny strój przypominający lekką zbroję. Rozłożył krucze skrzydła, z których posypały się pióra i jasne iskry. Wpatrywałam się ze zgrozą w jego świecące, karmazynowe oczy otulające przerażającą twarz czerwonym poblaskiem.
- Kolejny demon? - wychrypiałam przerażona. Natychmiast zakasłałam i splunęłam krwią.
Mężczyzna wyszczerzył kły w drapieżnym uśmiechu i uklęknął obok mnie. Jak ja się tu znalazłam? Co tu się działo? Jak?!
Demon przejechał zimną dłonią po moim policzku, rozmazując ciepłą krew. Patrzył w moje oczy z pożądaniem i nienasyconym głodem.
- Kim jesteś? - jęknęłam żałośnie, przeczuwając swój koniec.
- Nie poznajesz mnie? - Zaśmiał się podle. Przepełniała mnie trwoga, kiedy patrzyłam na jego przejmującą twarz o ostrych rysach drapieżcy. - Nie poznajesz mnie w mojej prawdziwej formie? Co się stało? Co to za mina? - spytał prześmiewczo i przyciągnął mnie gwałtownie do siebie, wywołując nową falę bólu. - Chyba nie sądzisz, że pozwolę, żeby twój talent się zmarnował, moja mała demonico?
Chciałam go odepchnąć, ale nie miałam szans. Byłam zbyt słaba, bezsilna i zrezygnowana. Demon wgryzł się w moje wargi rozrywając cienką skórę. Błądziłam na granicy świadomości, ale poczułam jak przyłożył rozciętą dłoń do moich ust, pojąc swoją krwią. Wszystko się we mnie zagotowało. Jakbym spalała się od środka. To był ból. Pasmo potwornego, agonalnego bólu... A potem była tylko krew, mrok i niezaspokojony głód...
CZYTASZ
Akuma Hanta: Kuroshitsuji
FanfictionHrabia Aloisy Trancy zginął, a Ciel Phantomhive odszedł wraz ze swoim wiernym lokajem, Sebastianem Michaelisem. Okazuje się, że i oni zginęli, ale... Jaka jest prawda? Co tak naprawdę wie książę Walii i następca brytyjskiego tronu Edward Koburg, że...