Prolog

5.1K 212 23
                                    

25 marca, 1892 roku,

Cachtice,

Cesarstwo Austro-Węgierskie

Blady księżyc oświetlał okolicę srebrnym blaskiem. Smutne wzgórza, na których gdzieniegdzie odcinały się łyse drzewa były niepokojąco milczące. Po granatowym niebie przeleciały nietoperze, kierując się w stronę ruin zamku górującego na najwyższym ze wzniesień. Do zamku Cachtice, siedziby Erzibeth Bathory, wampirzycy kąpiącej się w krwi dziewic w celu zachowania młodości i wyjątkowej urody... Tylko ona i jej plugawe sługi wiedzą, ile nieszczęsnych dziewcząt oddało ducha w mrocznych piwnicach zamczyska...

I oto ja, łowczyni demonów, skierowałam w końcu swoje kroki w to przeklęte miejsce. Wezwana w celu poznania prawdy i przepędzenia niespokojnej duszy, nawiedzającej okoliczne ziemie... Tylko ja mogłam tego dokonać... Byłam ostatnią nadzieją mieszkających tu ludzi, ich jedyną szansą na odzyskanie spokoju...

- Co się tak ociągasz? – zaskrzeczał profesor. – Znowu układasz w głowie te swoje bajki o sławie?

Westchnęłam ciężko i otarłam pot napływający do oczu. Oparłam się o łopatę i spojrzałam na stojącego nade mną starego mężczyznę w eleganckim surducie i okularach. Skrzywiłam się urażona. Jeszcze kiedyś będę sławna. Zostanę pionierką w dziedzinie okultyzmu i demonologii naukowej. Przetrę szlaki dla innych kobiet. Będę...

- I czego tak stoisz? Trumna się sama nie wykopie!

- Ale to bez sensu! – mruknęłam. – Jesteśmy tu od dwóch tygodni, a ducha ani widu, ani słychu.

- Nonsens. – Profesor machnął lekceważąco dłonią. – Upadłe duchy pokazują się tylko słabszym od siebie! Boi się mnie, cholerstwo, to jasne! Ale która poczwara nie bałaby się słynnego profesora Królewskiej Akademii Nauk, Malcolma Ogilvie!

- Ta. Upiory z pewnością drżą i robią ektoplazmą pod siebie...

- Co tam miauczysz, dziewczyno?

- Że chyba zaraz się dokopię do naszej panny Bocnalyn.

- Bardzo dobrze! Bardzo dobrze! Zuch dziewczyna! Niby niska i chuderlawa, ledwo co to z przodu coś widać, ale parę w łapach ma jak chłopak! Szkoda tylko, że umysł nadal masz bardziej kobiecy – dodał ze smutkiem.

Zarumieniłam się. Profesorek zrobił z obrażania mnie swój ulubiony sport.

- Pamiętaj, więcej logicznej analizy, kiedy to konieczne! I nie błądź myślami, kiedy powinnaś okazać maksimum skupienia! – Pogroził mi laską. – Taki wampir zaszedłby cię od tyłu i raz dwa byłoby po tobie!

- Wampira nie da się usłyszeć – mruknęłam pod nosem.

- Co tam znowu mamroczesz?! Skaranie boskie z tą pannicą!

Metalowa końcówka łopaty uderzyła w drewniane wieko trumny nieszczęsnej ofiary Krwawej Hrabiny.

- Cholera!

- Co znowu, dziewczyno? – Profesor pochylił się nad wykopaną dziurą ze zniecierpliwioną miną.

- Wieko się złamało i łopata się zaklinowała!

- Skaranie boskie z tobą! A mogłem przyjąć tego miłego młodzieńca...

Chwyciłam rękojeść narzędzia mocniej i zaparłam się. Ciągnęłam z całych sił. Pot zalewał mi oczy, mięśnie bolały, ale w końcu usłyszałam upragniony trzask. Poleciałam do tyłu i uderzyłam plecami o ziemię. Na moją głowę posypało się trochę żwiru i drobnych kamyczków. Usiadłam i otrzepałam kaptur z resztek ziemi.

Akuma Hanta: KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz