Jordan musiał wrócić do pracy, więc zostałam sama. Napisałam do Alaricka by po mnie przyjechał. Mogłabym poprosić o to Lee, ale nie chcę, by tu przyjeżdżała.
Widziałam, że Jordan co jakiś czas rzuca mi spojrzenie i się uśmiecha. On i Zayn nie są do siebie podobni. Zayn nigdy nie uśmiechnąłby się do mnie bez powodu. Właściwie to wcale nie chcę, by się do mnie uśmiechał.
-Diana?- usłyszałam głos Alaricka
Chłopak stał obok mnie z kaskiem w ręku. Miał wory pod oczami, zupełnie jakby nie spał całą noc. Wstałam i przytuliłam się do niego. Te kilka godzin z Malikiem pokazały mi, jak wiele znaczy dla mnie on i reszta przyjaciół.
-Jedziemy?- zapytał
-Tak
Założyłam kurtkę i ruszyłam w stronę drzwi. Kątem oka zobaczyłam Jordana stojącego za ladą. Podeszłam do niego.
-Jeszcze raz dziękuje za kawę.
-Nie ma za co. Miło było cię poznać
-Mi ciebie też. Wpadnę tu kiedyś z przyjaciółmi- powiedziałam i odeszłam. Gdy wyszłam przed kawiarnię, uśmiech zszedł z mojej twarzy. Rick stał naprzeciwko Zayna z kamienną miną.
-Rick?
-Diana nałóż kask, jedziemy- powiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Zrobiłam, co kazał. Dziwne, że Zayn nie powiedział jeszcze ani słowa.
-Nie jedziesz- odezwał się w końcu
Odszczeknęłam mu, że pojadę czy mu się to podoba, czy nie. Przerażenie wzięło górę, gdy Malik ruszył w moją stronę. Gdyby nie mój ex pewnie by mnie uderzył.
-Nie waż się jej tknąć, rozumiesz?- złość w głosie Rick wywołała u mnie gęsią skórkę.
-Widzę, że znalazłaś sobie frajera do obrony. Ciekawe czy faktycznie jest w stanie cię obronić- powiedział i wymierzył cios w twarz Ricka.
A to kurwa za co?!
Chłopak zatoczył się i niemal upadł. Spojrzał na mnie i wyprostował się. Nie na długo. Malik tym razem kopnął go w brzuch.
-Malik czy ty jesteś normalny?!- krzyknęłam i podbiegłam do przyjaciela, który skręcał się z bólu. Z jego nosa ciekła wąska stróżka krwi.
-Niech wstanie i pokaże, co potrafi.
-Nikt nie będzie nic pokazywać! Odwal się od nas.
-Dziewczyna broni chłopaka. Żałosne.
Tego już za wiele. Nie myśląc o konsekwencjach, wstałam i najmocniej jak umiałam uderzyłam Zayna w twarz.
-Żałosnym jest dostać w twarz od dziewczyny i powiem ci coś jeszcze: trzymaj się od nas z daleka- powiedziałam, grożąc mu palcem.
-Jeszcze zobaczymy ptaszyno- burknął i odszedł.
Pomogłam Rickowi wstać. W tym stanie nie da rady prowadzić. Podałam mu kask i pomogłam usiąść za mną. Odpaliłam motor i pojechaliśmy.
Alarick odzyskał siły, więc nie musiałam wlec go do mojego mieszkania. Położył się na kanapie i syknął z bólu, gdy dotknął brzucha. Poszłam do kuchni i z zamrażarki wyciągnęłam lód. Zawinęłam go w ściereczkę i wróciłam do przyjaciela.
-Trzymaj
-Dzięki
Podkulił nogi, by zrobić mi miejsce. Usiadłam obok i patrzyłam, jak przykłada sobie okład do okaleczonej twarzy.
-Chcesz jakieś proszki przeciwbólowe?- zapytałam
-Nie, jest ok. Te jego jebane glany chyba nie lubią moich żeber, ale nie jest źle- powiedział i usiadł
Wzięłam od niego lód i sama trzymałam przy jego wardze. Nagle odsunął moją dłoń i przysunął się do mnie. Tęskniłam za jego brązowymi oczami. Poczułam, jak odgarnia kosmyki włosów z mojego czoła. Jego twarz była centymetr od mojej. Nagle nasze usta się zetknęły. Było tak, jakbyśmy nigdy się nie rozstali. Tak jakbyśmy nadal się kochali, problem tylko w tym, że rozstaliśmy się już dawno i nie kochamy się w sposób taki jak kiedyś. Jest dla mnie ważny, ale go nie kocham. Nie mogę całować kogoś, kogo do kogo nie żywię silnych uczuć. W mgnieniu oka oderwałam się od niego. W jego oczach widział dezorientację.
-Rick...
-Nic nie mów, rozumiem- powiedział i uśmiechnął się
-Przepraszam.
Jest dopiero 10:32, a ja już poznałam brata kolesia, który mnie uprowadził i który dziś pobił mojego byłego chłopaka, z którym właśnie się całowałam.
-Otworze- odezwał się Rick, a ja dopiero zorientowałam się, że ktoś pukał.
Chłopak wstał z kanapy i poszedł do drzwi. Usłyszałam głos Lee i Blaira. Wypytywali Ricka o to, co się stało, o mnie i Malika. Chciałam, ale za nic w świecie nie mogłam się ruszyć. Z transu wybudził mnie telefon. Wyciągnęłam komórkę i wyświetlił mi się numer zastrzeżony. Odebrałam.
-Witaj ptaszyno. Jak trzyma się twój kolega.
Ten głos. Ta chrypa. Ten akcent.
-Malik
-Ładna i spostrzegawcza. Mam nadzieję, że dzisiaj wieczorem też taka będziesz
-Co?
-Przyjadę po ciebie wieczorem.
-Nie umawiam się z obcymi
-Ale ja tak. Musisz ze mną iść.
-Niby czemu?
-Blair i ruda są już u ciebie. Wyglądali na zmartwionych.
Podeszłam do okna i zaczęłam szukać wzrokiem jego motoru. Czarny ścigacz stał pod kamienicą. Jest tutaj.
-I oto pojawiła się księżniczka w swojej wieży mająca obok błaznów, którzy nieudolnie próbują jej pomóc. A na dole czeka królewicz, który zmieni zakończenie bajki i zniszczy piękna królewnę- po tym słowach Zayn się rozłączył.
Nie Zayn, nie zniszczysz mnie. Nikt mnie nie zniszczy. Nic nie sprawi, że upadnę i już się nie podniosę. To moja życie i ja decyduję, kiedy się poddam.
-Diana!-usłyszałam krzyk przyjaciółki, a po chwili byłam już w jej objęciach. Słyszałam jak płacze, czułam, jak jej ciepłe łzy spływają na moje ramię, a rude włosy wchodzą mi do ust. Jak zwykle pachniała różami.
-Jest ok- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
Nie, nie jest ok. Zayn śledzi mnie i moich przyjaciół. Grozi, że zabije wszystkich, na którym mi zależy i żąda ode mnie rzeczy, których mu nie dam. Nie pójdę z nim dzisiaj ani nigdy więcej.
Spojrzałam na mały czarny zegar na ścianie. Krzywa wskazówka wskazywała południe, co znaczy, że prawie na pewno spóźnię się na swoją zmianę w barze. Co za kretyn wymyślił pracę w sobotę? W sumie mogłabym chodzić do szkoły zamiast tam, ale skąd miałabym wziąć kasę na studia? Ojciec za nic w świecie mi jej nie da. Nienawidzi mnie. Jego pierworodna córka go zostawiła, ale dobrze wiem, że zakałom rodziny byłam od zawsze, a gdy urodziła się Leslie, zostałam zepchnięta na ostatni tor. Od tamtej pory to ona była córeczką rodziców. Momentami ja i Colin mieliśmy tego dosyć. Gdyby Leslie poprosiła o pieniądze na samochód od razu by jej dali, mi nie daliby nawet na studia. Właściwie to tego nie chcę. Nie chcę być zależna od ojca. Będę samodzielna.
-Muszę iść do pracy- oznajmiłam nagle.
-Żartujesz? Właśnie uciekłaś z rąk Malika, a teraz idziesz do pracy?- Lee chyba nie uwierzyła w to, co powiedziałam
-Muszę. Jak nie pójdę, Jonathan na pewno mnie zwolni, a poza tym nie chcę słuchać pieprzenia Daniela o tym, że znów się spóźniłam.
-Ten gnojek jeszcze tam pracuje? Myślałem, że Jon zwolnił go po tej aferze z imprezą- odezwał się Blair
Oczywiście, że go nie zwolnił. Dał gówniarzowi 'drugą szansę'. Daniel kilka tygodni temu po zamknięciu lokalu zaprosił znajomych i urządzili najgłośniejszą imprezę w mieście. Splądrowali mu knajpę i nic. Ja spóźniam się 5 minut i muszę zostawać po godzinach.
-Zamknijcie, jak będziecie wychodzić. Wiecie, gdzie są klucze.
Spakowałam do torebki ciuchu na zmianę i wyszłam. Na klatce spotkałam starego Jepherson'a, który targał walizki na nasze piętro. Nie lubię go, ale nie mam serca patrzeć, jak ten staruszek o lasce ledwo wpełza po schodach. Złapałam od niego torby i wniosłam je.
-Dziękuje- powiedział ochrypłym głosem
-Proszę, ale Jepherson- zatrzymałam się na moment- I tak cię nie lubię.
Nie czekałam na jego odpowiedź. Zbiegłam po schodach i modliłam się by Zayna już tutaj nie było i miałam szczęście- zniknął. Podeszłam do motoru i czułam chłód, który przeszył moje ciało. Niedługo nie będę mogła jeździć i będę musiała wyciągnąć tego grata z garażu Lee, ale taki lekki wiaterek przeżyje.
Wjechałam na parking z tyłu baru. Nigdzie nie było samochodu Jona, więc pewnie go jeszcze nie ma, co oznacza, że nie wylecę. Wzięłam torebkę, weszłam do środka i skierowałam się na zaplecze. Na wejściu poczułam lekki zapach piwa i pizzy, a po chwili ujrzałam Daniela idącego w moją stronę.
-Czego?- zapytałam, gdy stanął przede mną.
Daniel pracuje tu krócej niż ja. Pewnie dlatego, że nie jest jeszcze nawet pełnoletni. Ma chyba 17 lat. Mniejsza o to. Zawsze nosi te same szare trampki i durnowaty pierścień, który niby dostał od dziadka. Gdy pierwszego dnia tutaj przyszedł miał pofarbowane włosy i było widać odrosty, ale na szczęście powrócił do naturalnego blondu. W sumie jest przystojny i miły...no właśnie. Daniel jest zbyt przystojny i obrzydliwie miły. Nie ma dnia, w którym nie wyrwałby jakiejś panny.
-Nie zamierzam cię więcej...
-...kryć- dokończyłam za niego- Jonathana tu nie ma, więc przed kim miałbyś mnie kryć?
-Jacyś kolesie grają w bilarda i pytali z dwa razy o ciebie. Nie wyglądają na miłych, więc stwierdziłem, że powiem, że cię nie ma.
Jacy kolesie? Zayn i jego ludzie? Po co tu przyszli?
Powoli wyjrzałam zza rogu, a moje serca przyśpieszyło. Ciemne włosy, cienie pod oczami, ta koszulka. Właśnie tak go zapamiętam. To nie Zayn. To ktoś, kogo chcę zobaczyć. Ktoś, kogo nie widziałam tak długo. Niemal czułam łzy napływające do moich oczu. Już chciałam do niego podbiec, gdy ktoś szarpnął mnie do tyłu. Spojrzałam na Daniela przygwożdżonego przez jakiegoś chłopaka do ściany. Naprzeciwko mnie stał ON. Zaczęłam zastanawiać się, czy zawsze ma tę minę. Czy kiedykolwiek się uśmiecha? Czy jego oczy kiedykolwiek mówią co innego niż "Witaj ptaszyno"
-Mówiłem, że przyjdę- szepnął nachylają się nade mną.
Czułam jego perfumy i papierosy. Nie odwracaj wzroku, pomyślałam. Tylko na to czeka.
-Zostaw mnie- powiedziałam odważnym głosem i spróbowałam go odepchnąć... na marne.
-Nie zobaczysz się z nim dzisiaj. Widzisz tych mężczyzn z nim? To moi ludzie. Nie zgodzisz się ze mną jechać i chłopaczek już nigdy cię nie zobaczy.
-Puśćcie Daniela- powiedziałam
-W takim momencie przejmujesz się nim?-zapytał chłopak, który trzymał siedemnastolatka.
Nic nie odpowiedziałam. Po prostu stałam i patrzyłam się na niego, jakbym zaraz miała skoczyć mu do gardła. Ja i Daniel nie dogadujemy się najlepiej, ale nie chcę, by również on miał przez mnie kłopoty.
-Puść go- powiedział Zayn a jego kolega zrobił co mu kazano
-Nie mów nikomu- szepnęłam, gdy przechodził obok mnie
Zostałam tu sama z nimi. Nikt nic nie mówił. Staliśmy i po prostu patrzyliśmy sobie wrogo w oczy.
-Boisz się?- zapytał nagle Zayn
-Nie- odpowiedziałam bez namysłu
Nie boję się go. To, że mi grozi, wcale nie znaczy, że mam się go bać. Mieszkam tutaj nie od dziś i nie od dziś otaczają mnie tacy ludzie jak on.
-A więc idziemy.
-Gdzie?- zapytałam
-Zobaczysz ptaszyno, zobaczysz- powiedział i chwycił moją dłoń.
Próbowałam ją wyrwać, ale nie miałam na to szans. Gdy wyszliśmy z zaplecza, na swojej drodze spotkaliśmy Daniela.
-Kryj mnie- powiedziałam
Poczułam jak Malik mocniej ściska moją rękę i szybciej ciągnie mnie w stronę wyjścia. W ostatniej chwili spojrzałam na chłopaka przy stole do bilarda.
-Colin- szepnęłam sama do siebie.
CZYTASZ
Zakład // Z.M.
FanfictionMiałam wszystko Niczego mi nie brakowało Nikt nie gadał kim mam być Byłam wolna Czułam to Teraz jestem w piekle Z tobą Przez jeden głupi Zakład https://youtu.be/2jWl5M-ELGg Zapraszam na 2 cz. Zakładu pt. "Ani słowa"