Gdy zobaczyłam, stojącą w drzwiach, niską nastolatkę, moje serce przyśpieszyło. Skąd ona się tu wzięła? Blondynka wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam, błękitno-szare oczy i te niepewność w nich. Delikatne rysy twarzy, dzięki którym kochali się w niej wszyscy. Może czasami nawet zazdrościłam jej urody.
Pamiętam, jak wszyscy zawsze porównywali mnie do niej. Zachowuj się jak ona. Ubieraj się jak ona. Ucz się jak ona. Miej zainteresowanie takie jak O N A.
-Leslie- szepnęłam i szybko do niej podeszłam- Co ty tu robisz?
Moja młodsza siostra stała w korytarzu mojego mieszkania obok chłopaka, który prawie ją zabił. Ona wie kim jest Zayn? Wie, że to on?
-Przyjechałam z ojcem. On pojechał do Manchesteru, a mnie zostawił tutaj.
-Czego tu chcesz? Nie zostaniesz tu!- powiedziałam głośno- Zaraz wyjeżdżam, a ty na pewno ze mną nie pojedziesz.
-Co mam zrobić? Mogę jechać do Colina, ale nie wiem gdzie mieszka.
-On wyjechał z kraju i nie wróci do stycznia.
-Więc zostaję
-Co? Nie, nie zostajesz. Nie widziałyśmy się tyle lat i ty nagle przyjeżdżasz i chcesz tu zostać? Oszalałaś? Nas ze sobą już nic nią łączy
Nie chciałam, by tu była. Powinna gnić w Kanadzie w swojej szkółce z internetem, w swoim idealnym życiu ze swoimi inteligentnymi przyjaciółmi. Ład i porządek powinien powoli niszczyć ją od środka. Tego właśnie jej życzę. Niech będzie kochaną córeczkę, ale nie tutaj. Anglia jest moja. Ona niech weźmie Kanadę!
-Diana spokojnie- powiedział Zayn
Po jego wyrazie twarzy widać było, że wie, kim jest dziewczyna.
-Możemy odłożyć wyjazd, póki twój ojciec nie przyjedzie po Leslie.
Dopiero teraz dziewczyna spojrzała na chłopaka. Widziałam, jak jej oddech przyśpieszył, gdy Malik na nią zerknął. Ona go pamięta? Widziała go po wypadku?
-To twój chłopak?- zapytała
-Nie- odpowiedziałam z niekontrolowanym smutkiem- Nie do końca
Starałam się być, jak najbardziej oschła. Nie chcę, by ona tu została. Nic, prócz krwi, mnie z nią nie łączy, a nawet i nie to. Ona nie jest córką Briana Whita. Ja niestety tak.
-Dam ci kasę na hotel. Nic więcej. Dzwoń po ojce, niech po ciebie przyjeżdża. Wyjeżdżamy za trzy godziny, później radź sobie sama.
Poszłam do pokoju i wyciągnęłam pieniądze. Gdy znów zobaczyłam siostrę i Zayna, wystraszyłam się. Malik trzymał w ręce pistolet, a Leslie miała minę, jakby z niego kpiła.
-Diana wie, co zrobiłeś?- usłyszałem koniec ich rozmów.
Gdy chłopak zorientował się, że już jestem, schował broń, ale ja i tak ją widziałam. O co chodzi? O czym ci dwoje gadali? Czemu Zayn chwycił za spluwę?
-Ja już pójdę- powiedziała dziewczyna- Na razie
Gdy wychodziła spojrzała na Zayna nie jak na osobę, którą dopiero poznała. Patrzyła na niego, jak na chłopaka, którą ją zdradził. Nie chciała zerkać w jego oczy, ale mimo wszystko musiała. Wyglądała tak, jakby ona coś do niego czuła. Boże, to chore. Ona ma 16 lat, a Zayn 22. On ją potrącił i uciekł, ona nie może c z e g o ś czuć. Dosyć Diana, odwala ci
-Co to było?- zapytałam, ale Zayn wyglądał, jakby nie widział, o co chodzi- Czemu wyciągnąłeś broń? Czemu Leslie wyszła, gdy tylko mnie zobaczyła. Nie wzięła nawet kasy. O czym gadaliście?
-O niczym. Powiedziałem, że mamy ważny wyjazd i...
-I odpuściła? Nie pierdol mi takich głupot!- krzyknęłam- Mam powyżej uszu tych tajemnic, rozumiesz? Ona cię pamięta, tak? Czego ona do jasnej cholery chciała?
-Diana, ja... ja do końca nie wiem, o co tu chodzi.
-Więc jednak coś jest.
Nie wiem, czy chciałam tego słuchać, ale jak już zaczęłam, chciałam skończyć. Muszę dowiedzieć się, jaki naprawdę był cel jej podróży.
-Gdy z Charliem sprawdzaliśmy Travisa, okazało się, że widywał się przez jakiś czas z dziewczyną. Tą dziewczyną okazała się Leslie. Nie wiemy, czy wiedziała o całej sprawie, czy po prostu spotykała się z White'em.
Stałam, jak wbita w ziemie. Leslie i Travis. Moja siostra i w sumie mój brat. Świadomość tego, że moja siostra może mieć do czynienia z mordercami, przyprawia mnie o dreszcze.
-Zayn, ona ma 16 lat. Jest prawie w wieku Vivi. Jest wzorową uczennicą, nie wagaruje i ma, a przynajmniej miała, ułożonego chłopaka z dobrej rodziny. Ona nie może być zamieszana w sprawy Briana i Travisa.
-To nie jest potwierdzone. Chciałaś wiedzieć wszystko, więc proszę. Wiedz tylko, że według mnie im mniej wiesz, tym bezpieczniejsza jesteś.
-Jest coś jeszcze?
Zayn spojrzał na mnie i zawahał się, jakby myślał.
-Nie, wiesz wszystko.
Gdy Zayn znosił mój bagaż, ja próbowałam dodzwonić się do ojca, ale nic z tego. Włączała się sekretarka. Po trzecim razie zrezygnowałam i wyszłam z mieszkania. Oni nie przejmowali się mną przez tyle lat, więc czemu ja mam się przejmować nimi? Zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach. Zayn siedział w jeepie i obserwował każdy mój krok. Nie uśmiechał się tak jak ja. Był śmiertelnie poważny. Nie znoszę go takiego. Szłam powoli w stronę auta, po czym wsiadłam do środka.
-Możemy jechać?- zapytał, a jego głos okazał się bardziej radosny niż wyraz twarzy.
-Tak- powiedziałam i lekko się do niego uśmiechnęłam, a on zrobił to samo.
Dobrze było patrzeć na jego uśmiech. On rzadko się uśmiecha, a gdy jesteśmy z kimś, nie robi tego prawie wcale. Znów jadę z nim do Nortwich. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział mi, że to zrobię, pomyślałabym: 'oszalał'. Był moim wrogiem, nienawidziłam go, czułam jedynie wstręt. Teraz... teraz jest inaczej. Siedzę tu, z jego ręką na kolanie i w ogóle mi to nie przeszkadza. Nie wyobrażam sobie dnia bez widoku jego oczu, bez pocałunku i 'kocham cię'. Na naszym przykładzie widać jak blisko z nienawiści do miłości. Boję się tylko jednego. Co, jeśli jego 'kocham cię' nie jest prawdziwe? Co, jeśli wszystkie czułe gesty to fikcja? Wiem, co mówili Charlie i Vivi, ale... jaką mam pewność, że to prawda? Jaką? Nie chcę go stracić. Chcę, by prawdziwie mnie kochał.
Położyłam dłoń na jego, a on splótł nasze palca.
Nie, on nie kłamie. Zauważyłabym przecież.
Słońce już zachodziło, kiedy Zayn skręcił w dróżkę prowadząca do domu jego dziadków. Z oddali zobaczyłam ogrodzenie, którego wcześniej tu nie było. Dość wysoki mur z czerwonej cegły.
-Zayn? Co to jest?
-Po naszym ostatnim wyjeździe postanowiłem to tu wybudować. Wziąłem z wygranej w wyścigu. Nie zamierzam ryzykować. Vivi przyjeżdża tu latem ze znajomymi i nie chcę, by coś się jej stało...i tobie również. Zamontowałem też kamery. Teraz jest tu bezpiecznie.
Chłopak zaparkował pod domem i wyszedł z samochodu. Zrobiłam to samo. Dziwnie jest być tu po raz kolejny.
Wzięliśmy walizki i weszliśmy do środka. Salon, kawałek kuchni, korytarz, właz do piwnicy. Serce zaczęło mi bić szybciej na wspomnienia dnia, gdy z nożem z dłoni uciekłam przed Piorunem do piwnicy. W głowie słuchałam głos Zayna każącego mi się schować.
-Diana. Wszystko dobrze.
Malik stanął za mną i dotknął mojego ramienia. Nie było dobrze, bałam się. Cholernie się bałam.
Odwróciłam się do niego i zobaczyłam troskę w jego oczach. Zrobiłam krok do przodu i wtuliłam się w jego skórzaną kurtkę. Położył podbródek na czubku mojej głowy, gładził moje plecy i szeptał, że przy nim jestem bezpieczna.
-Nic ci się nie stanie. Nie dam cię skrzywdzić. Nigdy- szepnął mi do ucha i przytulił jak jeszcze nigdy wcześniej.
Czułam jego troskę i ciepło. Czułam uczucie, którym mnie darzy. On mnie kocha i nie wiem, jak głupia musiałam być, by myśleć inaczej.
Zayn powoli się ode mnie odsunął i spojrzał na mnie.
-Zamknij oczy- poprosił.
Niepewnie przymknęłam powieki, a on złapał mnie za rękę. Powoli prowadził przed siebie. Nagle poczułam podmuch zimna i wiedziałam, że wyszliśmy na dwór. Nie było schodów, więc to chyba taras. W pewnym momencie się zatrzymaliśmy, a ja otworzyłam oczy. Faktycznie, to był taras pośrodku, którego było paleniska. To tutaj robiliśmy ognisko z okazji urodzin Charliego.
-Tu pierwszy raz się całowaliśmy- powiedział Zayn
Tak. To tu. Podniosłem na niego wzrok i uśmiechnęłam się szeroko. Stanęłam na palcach i powiedziałam słowa, które Malik powiedział tu do mnie wtedy.
-To nic nie znaczy- i pocałowałam go namiętnie tak jak kiedyś.
-To znaczyło więcej, niż mi się wydawało- powiedział cicho, opierając czoło o moje.
Staliśmy tak przez chwilę, ale gdy słońce już całkiem zaszło i zrobiło się ciemno, wróciliśmy do środka.
-Co chcesz na kolację?- zapytał
-Myślałam, że lodówka jest pusta.
-Eddie był wczoraj w pobliżu, więc poprosiłem, by kupił parę rzeczy.
Podeszłam do lodówki i zobaczyłam, co jest w środku. Warzywa, kurczak, mleko, piwo, jajka.
-Może ja coś zrobię? Odwdzięczę się za kwiaty i śniadanie.
-Nie mam nic przeciwko- zaśmiał się i wycofał z kuchni- Zaniosę walizki do sypialni.
-Ja śpię w tej, co ostatnio- krzyknęłam.
Słyszałam, jak chłopak się wraca i wiedziałam, o co zapyta.
-Co? Chcesz spać sama?
-A co? Masz coś przeciwko?- zapytałam, próbując ukryć uśmiech
-Zabawne- powiedział i wyszedł z pomieszczenia- Bardzo mi przykro, ale musisz spać ze mną!
Zaśmiałam się i wyciągnęłam z lodówki warzywa i jajka. Omlet będzie ok.
Zabrałam się za robienie kolacji, a Zayn pewnie rozpakowywał swoje rzeczy.
Po chwili usłyszałam jak idzie i poczułam jego dłonie na sobie. Stał za mną. Objął mnie w tali i położył głowę na ramieniu.
-Mam do ciebie pytanie.
-Jakie?
Przez chwile milczał, a ja czułam na plecach jego szybkie bicie serca. O co chce mnie zapytać? Odłożyłam nóż na deskę i odwróciłam się.
-Zamieszkasz ze mną?
-Co?
-Nie masz pracy i ciężko będzie ci to wszystko ogarnąć, a poza tym większość czasu jesteś u mnie. Nie chcę się o ciebie martwić, gdy będziesz u siebie. Po odłożenia kasy na college dla Vivi zostało mi jeszcze trochę. Zamierzam znaleźć pracę, wyścigi też coś dadzą. Przemyśl to, dobra?
-A rozmawiałeś o tym z siostrą?
-Nie
-Przecież ona też tam mieszka. Powinna mieć coś do powiedzenia.
-Ona się zgodzi, przecież cię lubi. Po prostu o tym pomyśl i nie przejmuj się resztą, ok?
-Ok, przemyśle to.
Cholera. Wspólne mieszkanie? Tak szybko? Co prawda Lee i Blair też szybko ze sobą zamieszkali, ale to nie to samo. Oni od początku się lubili, nie było w ich życiu psycholi, którzy chcą ich zabić. Nie chcę mu odmówić, ale nie jestem pewna tego wszystkiego.
Leżałam z Zaynem na kanapie w salonie i oglądałam jakąś komedię. Malik poszedł właśnie po piwo, a ja pisałam do Lee, że żyję. Nagle na ekranie pojawił się napis "1 nowa wiadomość". Od razu ją otworzyłam. Nie miałam tego numeru w kontaktach, więc nie miałam pojęcia kto to może być, ale gdy zobaczyłam treść, zaczęłam się domyślać.
-To nie koniec, siostro. T.
Travis. Nawet nie ukrywa się z numerem. On wie, że tu jestem? Co, jeśli tak? Co, jeśli tu przyjedzie? Wiem jedno, Travis chce pomścić śmierć ojca.
On nie skończył...wiem to. Uderzy w nas, kiedy nikt nie będzie się tego spodziewać. Będzie badał każdy nasz ruch, bo chce zemsty za zabicie jego...naszego ojca. To straszne. Naciskając spust, myślałam, że tak będzie lepiej, że w końcu będziemy mieli spokój, a w tym momencie nie jest ani trochę lepiej. Nagle do pokoju wrócił Zayn z dwoma piwami w dłoni. Otworzył je i podał mi jedno. Od razu upiłam łyk. Przysunął się i spojrzał na mnie.
-Co się stało- zapytał
-Nic
-Przecież widzę. Zagryzasz wewnętrzną stronę policzka, a twój wzrok...coś jest nie tak
-Po prostu boje się tu być
-Nie ma potrzeby. Jestem tutaj
Zayn chwycił moją twarz w dłonie i obrócił tak, że na niego spojrzałam.
-Nie bój się- szepnął, a ja go pocałowałam
Po omacku postawiłam butelkę na stoliku i złapałam go za kark. Całował, powoli kładąc mnie na kanapie.
Zayn
Nie chciałem wykorzystać chwili. Nigdy bym jej tego nie zrobił. Nasz pierwszy raz, a raczej jej, to inna sprawa. Chciała tego, teraz nie jestem pewien. Całując ją, położyłem się obok niej. Oderwała się ode mnie i przytuliła do mojej klatki. Zaciskała w pięści moją bluzę i chyba nie miała zamiaru puścić. Objąłem ją w tali, tak by czuła się bezpieczna i przymknąłem oczy. Po chwili otworzyłem jedno oko, by coś sprawdzić. Tak, nadal tu jest. Nie zniknęła.
Czułem, jak ktoś się kręci tuż przy moim ciele. Otworzyłem oczy i ujrzałem Dianę, która walczyła właśnie z nocnym koszmarem. Podniosłem się i szybko ją obudziłem. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego przerażenia w jej oczach. Płakała i cała się trzęsła. Wziąłem ją w objęcia, mówiąc, że to tylko sen. Położyliśmy się, a ona zaczęła się uspakajać. Nie chciałem pytać, co się jej śniło, bo to na pewno nie było miłe. W domu było tak cicho, że słyszałem jedynie nasze oddechy i bicia serca. Nie lubię czegoś takiego. Gdy jest cicho, ludzie zaczynają myśleć o rzeczach, o których nie powinni myśleć w danej chwili. Travis, Leslie, Vivi i Colin u moje matki. Nic z tego nie skończy się dobrze. Travis poszedł z genami po ojcu i ma takie same problemy psychiczne. Nie rozumiem, jak Colin mógł nie widzieć jego zachowania i nie widzieć nic o jego rodzinie. Przyjaźnili się, tak? Jest jeszcze sprawa Leslie. Jej przyjazd tu, zniszczy wszystko jeszcze bardziej. A Diana...ona jest tak bezbronna w tym wszystkim. Spojrzałem na dziewczynę, leżącą z głową na moim brzuchu i pomyślałem, że mogę dać jej skrzywdzić. Teraz to ona i Vi są tu najważniejsze.
Nagle mój telefon zaczął wibrować. Odebrałem jak najszybciej by znów nie obudzić dziewczyny. Gdy usłyszałem głos po drugiej stronie, zmroziło mi krew w żyłach. Podniosłem się i spojrzałem na drzwi.
-Co się dzieje?- zapytała wystraszona blondynka.
Nie odpowiedziałem. Pobiegłem do sypialni i z szuflady wyciągnąłem pistolet i naboje do karabinu. Wróciłem do salonu i podałem broń dziewczynie, a sam ze ściany zerwałem Mauser, którym mój dziadek polował kiedyś na zwierzęta. Załadowałem go i podszedłem do okna. Pierwszy raz od lat trzymałem tę broń w dłoni.
Nagle wszystko ucichło. Las jakby stanął w miejscu. Cisza.
-Pójdź na górę- rozkazałem
Dziewczyna bez pytań ani pretensji pobiegła do biblioteki.
Z bijącym niczym młot sercem, wyszedłem na dwór. Celowałem bronią przed siebie, ale nie wiedziałem żadnego punktu, który zwróciłby moją uwagę. W ciemności ciężko było dostrzec, gdzie zaczyna się las, a co dopiero czy ktoś w nim jest. Żadnego szelestu, żadnych kroków.
Przystawiłem telefon do ucha, a po drugiej stronie słychać było tylko stłumiony, mroczny śmiech.
-Dobrze, że się boisz. Odwiedzę was, kiedy nie będziecie się tego spodziewać. Na razie Malik.
Diana
Nie wiedziałam, co właśnie się stało. Nie miałam pojęcia czemu o 3:00, ktoś miałby nas nachodzić. Nie mogłam pojąć, czemu siedzę tu, w kącie biblioteczki ze spluwą w dłoni.
W końcu się ocknęłam i usłyszałam, jak ktoś idzie po schodach. Wtedy też to słyszałam. Stukot był coraz bliżej, a ja bałam się coraz bardziej. Podniosłam się z ziemi i na czworaka zaczęłam iść pomiędzy regałami. Odbezpieczyłam pistolet i byłam gotowa strzelać. Usiadłam na końcu ślepego zaułka i czekałam na White'a. Ten sam dźwięk. Raz, dwa, raz, dwa. Zamknęłam oczy, gdy zza szafki zaczął pojawiać się cień. Idzie tu...idzie po mnie.
-Diana
To nie był Piorun. Zayn. Mój Zayn. Wyrzuciłam z ręki metalowe urządzenie i podbiegłam do niego.
-Nikogo tu nie ma. Fałszywy alarm- uspakajał mnie- Charlie go namierzył. Jest daleko stąd, a gdy będzie chciał tu przyjechać, będziemy o tym wiedzieć. Wyjedziemy, gdy on będzie w drodze. Spójrz na mnie.
Podniosłam na niego wzrok.
-Ze mną jesteś bezpieczna, przysięgam.
Obudziłam się w miękkim łóżku. Nie mogłam usnąć jeszcze długo po tym, jak się położyliśmy. Razem z Zaynem, postanowiliśmy wyłączyć telefony i odciąć się od świata. Gdy Charlie będzie coś wiedział, będzie dzwonił na telefon, który jest w domu. W nocy z całych sił starałam się zapomnieć o tym, co miało miejsce i chyba mi się udało. Mieliśmy odpocząć i nacieszyć się spokojem i sobą.
Zayna już przy mnie nie było, postanowiłam więc do niego iść. Wyszłam z łóżka i ubrana jedynie w szorty i koszulkę wyszłam z pokoju. Chłopak siedział na blacie w kuchni i czekał chyba, aż woda się zagotuje. Podeszłam do niego cicho i pocałowałam w policzek.
-Dzień dobry- powiedział z uśmiechem- Chcesz herbatę?
Kiwnęłam głową i usiadłam obok niego.
-Przepraszam za wczo...
-Nie mówmy o tym. Mieliśmy zapomnieć. Wczorajszej nocy nie było i już.
-Ok. Jeśli więc jej nie było i wszystko jest w jak najlepszym porządku, to mam do ciebie ważne pytanie- powiedział z uśmiechem
-Jeśli chodzi o mieszkanie, to jeszcze się nie zdecydowałam
-Nie, chodzi o coś innego
Zeskoczył z szafki i stanął pomiędzy moimi nogami.
-Jak jechaliśmy, to tak sobie myślałem o tym, jak ludzie mówią, że jesteśmy parą. Jesteś wtedy taka zawstydzona, czemu?
Zaskoczył mnie. Sądziłam, że będzie drążył temat mieszkania.
-Bo my nie jesteśmy parą i dziwnie są czuję, mówiąc ludziom, którzy widzą, co pomiędzy nami jest, że tylko się przyjaźnimy.
-Więc to zmieńmy- powiedział, zaczynając mnie całować
-Nie rozumiem
Zayn odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
-Czy chcesz, tak oficjalnie, być moją dziewczyną?
-I mieć cię na własność?
Zaśmiał się, potrząsając głową.
-Tak, chcę.
Kiedy już miałam go pocałować, ktoś zaczął pukać do drzwi, ale jak, przecież brama jest zamknięta. Może Zayn dał komuś klucze?
-Kto ma klucze do bramy?
-Ja i... Jordan- powiedział wściekły i poszedł otworzyć.
Poszłam za nim. Jego starszy brat stał w drzwiach i rozmawiał, a raczej kłócił się z moim c h ł o p a k i e m. Jak oni znów będą się bić, to nie wiem, jak ich powstrzymam.
-Cześć Diana
Jordan zbył Zayna i jak gdyby nigdy nic wszedł do domu i podszedł do mnie. Wyciągnął do mnie rękę, a ja podałam mu swoją. Patrząc mi cały czas w oczy, pocałował jej wierzch. Nie powiem, że to było nie miłe...raczej głupie.
-Skończyłeś?-22-latek mimo wszystko był spokojny. Czyżby nie był zazdrosny?- Po co tu przyjechałeś?
-Mam takie samo prawo tu być, jak i ty. Spokojnie, jutro wyjeżdżam, więc będziecie mieli całą rezydencję dla siebie. Szczęśliwy?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Zdziwiło mnie, w jaki sposób Jordan odzywa się do brata. Gdy go poznałam, był miły i uprzejmy, ale przy Zaynie jest całkowicie inny. Może tylko przy nim?
Oboje spojrzeli na mnie, a ja o mało nie upadłam. Obaj są tak cholernie przystojni.
Ubrana w czarne jeansy i zwykłą białą koszulkę wyszłam z pokoju. W domu było ciszej niż kiedykolwiek. Nie wiem gdzie podział się Jordan i Zayn, ale wiem, że muszę jak najszybciej ich znaleźć. Zajrzałam do każdego pomieszczenia, ale wszędzie było pusto. Nagle zza regałów w bibliotece wyłonił się Jordan. Trzymając w dłoni książkę, oparł się o balustradę.
-Jak byliśmy dziećmi, często przyjeżdżaliśmy tu z rodzicami. To była nasza ulubiona książka. Po rozstaniu rodziców Zayn przyjechał tu i oto co z nią zrobił.
Chłopak zrzucił mi dziennik, który złapałam. Otworzyłam go i ujrzałam porwane, popalone i pochlapane farbą strony.
-Nie rozumiem, czemu z nim jesteś. Co w nim widzisz?
Spojrzałam, jak schodzi po schodach i staje przede mną.
-To, czego nikt inny nie widzi.
-On zabierze Cię do piekła.
-A kto powiedział, że już w nim nie jestem?
-Diana, po prostu wiem, jaki jest mój brat, samolubny i... niebezpieczny. Zawsze taki był. Nie zakażę ci się z nim spotykać, ale mogę cię uprzedzić.
Zacisnęłam dłoń w pięść i czułam, jak wszystko we mnie wrze.
-On jest samolubny? A kto pomógł waszej siostrze? Kto wziął ją do siebie? Kto jest w stanie oddać życie za osoby, które kocha? Wiesz, czemu on taki jest? Bo nie może pozwolić, by ludzie widzieli w nim kogoś słabego i traktowali tak jak kiedyś. Twoja matka sprawiła, że jest tym, kim jest. Nie kochała go, bo nie był tobą. Wyobraź sobie niewinnego dzieciaka, który potrzebuje ciepła obojga rodziców. Ja też do końca go nie miałam, więc wiem, co on czuje.
-Niedługo będziesz miała okazję powiedzieć to mojej matce, prawda?
Ugryzłam się w język i się odwróciłam. Za oknem dojrzałam Zayna. Biorąc kurtkę, wyszłam na dwór. Chłopak zgarniał śnieg butem, paląc papierosa. Już dawno nie palił. Podeszłam do niego i szturchnęłam go biodrem.
-Hej-powiedziałam-Możemy się przejść?
-Nie pozwolę, byś wyszła za mur.
-Więc przejdźmy się dookoła domu
Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam. Wyrzucił fajkę i wziął mnie pod rękę. Szliśmy po miękkim, roztapiającym się śniegu przytuleni do siebie.
-Podjęłam decyzję co do mieszkania- rzekłam poważnie
Zayn zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Zdajesz sobie sprawę, że znamy się cholernie krótko? Mieszkanie razem to totalna głupota, ale my robimy wiele głupich rzeczy.
-Więc
-Chcę z tobą mieszkać
Uśmiechnął się i przytulił mnie, po czym cmoknął w policzek
-Ale będę dorzucać się do rachunków.
-Możesz też gotować- zaśmiał się
Zgodziłam się i zaczęliśmy iść dalej.
Cały czas myślałam o słowach Jordana. Czemu on tak bardzo chce rozdzielić mnie z Zaynem? Nie wiem.
Nagle zobaczyłam małe okienko tuż przy ziemi. W głowie pojawił się obraz moich zakrwawionych dłoni i nóg. Szkła wbite w skórę. White tuż za mną. Odwróciłam głowę i ciężko wciągnęłam powietrze.
-Jak tam u Was?-zapytałam, gdy odebrałam telefon od Colina
Ustaliłam z Zaynem, że będziemy używać komórek do kontaktów z Vivi i Colinem
-Jest ok. Paryż jest niesamowity. Tutaj też jest coś w stylu Fight Master.
-Mam nadzieje, że nie walczyłeś. Masz się w nic nie plątać. Travisa nie ma w Londynie ani w Nortwich, Charlie go namierzył.
-To dobrze. Zadzwonię później, idziemy z Vivi do knajpy.
-Ok, uważajcie na siebie.
Zdążyłam tylko odłożyć komórkę na sofę, kiedy znów zaczął dzwonić. Nie patrząc na ekran, odebrałam.
-To jest to twoje później?-Zaśmiałam się, myśląc, że to Colin
-Wolałabyś, bym był tu wcześniej, siostro?
Zakręciło mi się w głowie, gdy usłyszałam głos młodego Whita.
-Jesteś tu?-zapytałam przerażona
-W Nortwich? Nie, ale wiem, że tam jesteś. Siedzę właśnie w fajnej knajpie w Paryżu.
To, co wtedy czułam, było nie do opisania. Strach o własnego brata był większy niż kiedykolwiek. Niedawno go odzyskałam, nie mogę znów go stracić. Tym bardziej że on jeszcze nic nie wie. Nie ma pojęcia, że matka zdradziła ojca i tak naprawdę to Brian White jest moim ojcem. Nie czekałam długo. Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Colina, ale nie odbierał. Wybrałam numer do Vivi i usłyszałam jej głos po kilku sekundach.
-Nie idźcie tam!- krzyknęłam.
Kątem oka zobaczyłam, jak Zayn wchodzi do salonu
-Diana, o co chodzi?
-Idźcie do domu i nie wychodźcie z niego! Travis jest w Paryżu.
-Boże-szepnęła-Colin musimy wracać... Diana mówi, że Travis tu jest.
Słyszałam jedynie gwar i stukot butów o beton, a chwile później trzask zamykanych drzwi ciszę. Są bezpieczni. Teraz nic im nie grozi.
-Jesteśmy w domu. Diana co się dzieje? Co on ma wspólnego z tym wszystkim?
-Kiedyś wam powiem. Nie wychodźcie z domu, rozumiesz? Ani ty, ani mój brat. Masz go zatrzymać siłą, jeśli będzie chciał wyjść.
-Obiecuje.
Rozłączyłam się i zobaczyłam, jak Malik dzwoni, chyba do Charliego.
-Gdzie jest Travis?... Dzwonił do Diany i powiedział, że jest we Francji! Moja siostra tam jest!... Jesteś pewien?
Przyglądałam mu się bacznie, a kiedy odłożył, telefon nie wytrzymałam.
-I co?
-White'a nie ma w Paryżu. Jest w Bristol.
-Więc czemu wiedział, że Colin i Vivi idą do baru?
-Nie wiem! Nie wiem, skąd wiedział, gdzie idą ani gdzie my jesteśmy. Nie wiem, co planuje ani nie wiem, jak to się skończy. Nie mamy pewności co do jego miejsca pobytu. Nie wiemy o nim nic. Jest jak jego ojciec... nieuchwytny.
-Krok przed nami.
-Ma nas za słabszych, ale wiesz co? Gdy będzie patrzył na tych, co są w tyle, w końcu się potknie i wtedy to będzie nasz czas- szepnął- Jeśli chce cię skrzywdzić, najpierw musi zabić mnie.
Położyłam mu dłoń na policzku i uśmiechnęłam się na te słowa. Chce mnie chronić. Nie jakąś inną laskę z wyścigów tylko mnie.
Zayn
Diana zdążyła już usnąć, ale ja nie mogę zmrużyć oka. Idąc ciemnym korytarzem, dostrzegłem słabe światło telewizora w salonie. Jordan pewnie też nie śpi. Podszedłem bliżej i jednak się nie myliłem. Mój brat siedział na kanapie z piwem w dłoni i oglądał mecz.
-Miał okazję strzelić gola- powiedziałem, gdy Dennis Bergkamp był o milimetr od wbicia bramki
-Wiem- odpowiedział smętnie- Gdzie Diana?
-Śpi. Przyda się jej trochę odpoczynku.
-Jest naprawdę fajna
Podszedłem do niego i usiadłem tuż obok.
-Widzę, jak się na nią gapisz, ale nie masz co na nią liczyć. Ona jest moja.
-Dobra, ale jak rozwalisz się na tym swoim motorze, to umowa nie będzie obowiązywać.
-Masz trzymać się od niej z daleko nieważne czy będę żywy, czy już nie.
Chłopak pochylił się nieco w moją stronę i zmrużył oczy, lekko zaciskając szczękę.
-Nic nie obiecuję- powiedział i pociągnął łyk piwa
Wiem, jakie myśli siedzą w jego głowie. Codziennie pewnie błaga, by wybić takich jak ja. Takich jak nasz ojciec. Takich jak Vivi czy Diana. Nienawidzi mnie i doskonale o tym wiem...zawsze tak było. Gdy byliśmy dziećmi, nie dawał mi zabawek i ciągle mnie bił. Musiałem się bronić i zostało mi to do dziś. To ta zepsuta część rodziny mnie takim stworzyła i to ta zepsuta część będzie oglądać, jak taki umieram. Mogę się zmienić, ale nie dla nich. Dla niego i matki zawsze będę najgorszy. Coś za coś.
Biorąc szklankę wody, wróciłem do pokoju. Postawiłem napój na szafce i położyłem się na łóżku. Diana leżała do mnie plecami twarzą ku oknu. Zamknąłem oczy i przytuliłem się do niej, kładąc dłonie na jej brzuchu.
-Kocham cię skarbie- szepnąłem.
Unknown
Patrzyłem, jak śpi, jak wchodzi do domu i jak jest z nim. Widziałem wszystko. Znałem każdy jej krok, a ona nie wiedziała nawet, że tu jestem. Jestem jak cień, który chodzi za nią bez względu na to, czy ona tego chce. Jeśli myśli, że to ten cały Piorun był ich koszmarem, to się myliła. Zaplanuję wszystko i uderzę, gdy nie będą się tego spodziewać. Dostanę to, czego chcę.__________________________________________________________
Trochę w to nie wierzę, ale właśnie skończyłam pisać dla Was rozdziały ze starego bloga. Jeszcze w tym tygodniu postaram się opublikować świeży, nieczytany jeszcze przez nikogo rozdział. Zobaczymy, jak spodoba Wam się moja obecna twórczość :)
//KatyS
CZYTASZ
Zakład // Z.M.
FanfictionMiałam wszystko Niczego mi nie brakowało Nikt nie gadał kim mam być Byłam wolna Czułam to Teraz jestem w piekle Z tobą Przez jeden głupi Zakład https://youtu.be/2jWl5M-ELGg Zapraszam na 2 cz. Zakładu pt. "Ani słowa"