Rozdział 11

2.4K 114 3
                                    


Nie byłam wstawiona. Sądzę, że nie byłam jeszcze nawet pożądanie pijana. Dlaczego więc się zgodziłam? Dlaczego pozwoliłam Zaynowi mnie dotykać? Postanowiłam jednak o tym nie myśleć. Jestem na genialnej imprezie i nie chcę teraz tego zepsuć. Zawsze mogę tłumaczyć swoje zachowanie alkoholem. Widziałam i czułam jak Zayn podchodzi jeszcze bliżej mnie. Schylił się i oparł swoje czoło o moje tak, że nasze nosy niemal się stykały. Cholera jasna!
-Wyglądasz... inaczej- powiedział tak, bym usłyszała to tylko ja.
Uśmiechnęłam się lekko w jego kierunku. Dzięki wysokim obcasom nie musiałam już tak wysoko zadzierać głowy. Nagle Zayn przysunął twarz do mojego ucha a przez moje ciało przeszła fala dreszczy.
-Podoba mi się ta sukienka- szepnął, przygryzając płatek mojego ucha.
Zatrzymałam się i położyłam dłonie na jego platce, by lekko go odsunąć... nie stawiał oporów. Spojrzałam na niego ze zdziwioną miną, a on uśmiechnął się do mnie. Był to jednak inny uśmiech, niż do tej pory gościł na jego twarzy. Ten był ciepły i uroczy. W takim momencie Zayn stawał się słodki? Czemu w ogóle kiedykolwiek miałby być słodki? Nieważne!
Znów zaczęłam poruszać biodrami i rękoma w rytm muzyki. Nie minęła chwila, kiedy Zayn dołączył do mnie. Jego dłonie co chwilę dotykały mojego ciała. Były to małe gesty, którymi chyba chciał pokazać reszcie, że jestem z nim. A raczej on ze mną. Tańczyliśmy dość długo, pijąc przy tym różnokolorowe drinki. Właściwie to tylko ja piłam alkohol, Zayn chyba zapychał się sokiem, bo w ogóle nie czułam zapachu alkoholu z jego ust. Czemu? Może chciał mnie upić?
-Gotowa?- zapytał, sycząc mi do ucha
-Na co?- mój głos złamał się w połowie nie z dużej ilości alkoholu w organizmie, ale przez strach. Na co mam być gotowa?
-Wyścig, kochanie. Ostatni wyścig w tym roku. Blair i Rick ci nie mówili? Ścigają się... ze mną- powiedział, podnosząc do góry brwi i otwierając szerzej oczy, tak jakby chciał mnie przestraszyć.
Wyścigi. Kolejne wyścigi, w który moi przyjaciele wystąpią przeciwko Malikowi. Przecież Bir i Rick są już pewnie nawaleni w cztery dupy. Jak mają prowadzić?
-A wiesz, kto otworzy wyścig? Colin Nesbitt... chyba kojarzysz, prawda? Walki, wyścigi, to jego świat.
W mgnieniu oka odepchnęłam Zayna od siebie i pobiegłam do przyjaciół. Co Colin ma wspólnego z nielegalnymi wyścigami i jakimiś walkami?!
-Czemu ja znów nie wiem o wyścigach, co?!- krzyknęłam, podchodząc do stolika.
-Diana uspokój się- powiedział Alarick próbując mnie złapać, bym nikomu nic nie zrobiła
-Nie dotykaj mnie! Znów się założyliście, a towarem jestem ja i Lee?! Wiecie, że wyścigi otworzy mój brat?!
Musiałam się przewietrzyć. Zaczęłam wychodzić z klubu i jak zwykle nikt nie spieszy, by zobaczyć, co chcę zrobić. Tamta trójka była wściekła, bo nie powiedziałam im gdzie i z kim byłam. Musiałam się im tłumaczyć, jakbym miała 5 lat i nie wróciłabym do domu przed wieczorynką. Oni nie mówili mi o czymś takim. Nielegalne wyścigi zawsze były czymś, co kocham. Po śmierci Iana trochę się ich obawiałam, ale nie zrezygnowałam z nich. Nie raz się ścigałam. Czemu więc znów mi nie powiedzieli? Na pewno byli świadomi obecności Colina, więc tym bardziej powinnam wiedzieć. Tak zachowują się najlepsi przyjaciele?
Wyszłam z lokalu i zaczęłam iść przed siebie. Na ulicach nie było prawie ruchu, od czasu do czasu mijałam jakichś ludzi. Usiadłam na murku za rogiem i siedziałam... tak po prostu. Byłam pewna, że nie przyjdą do mnie, więc miałam chwilę, by to wszystko przemyśleć. Nagle spostrzegłam ciemną postać w kapturze idącą w moją stronę. Był ubrany cały na czarno, a przynajmniej tak mi się wydawało. Szedł z rękoma schowanymi w kieszeniach i głową spuszczoną w dół. Obserwowałam kroki, które kiedyś na pewno widziałam. Kiedy lampa oświetliła jego postać, zobaczyłam kompletny strój. Czarne glany, nieco obcisłe spodnie jego samego koloru i ciemnoszara bluza. Już wiedziałam, kim była ta osoba.
-Cześć ptaszyno- odezwał się i zdjął kaptur.
Odetchnęłam z ulgą i odpowiedziałam na jego przywitanie.
-Zayn, czemu nazywasz mnie ptaszyną?
-Nie wiem. Tak jakoś- powiedział, siadając obok mnie- Vivi miała kiedyś słowika, którego pióra były koloru twoich włosów a oczy miał tak samo niebieskie, jak i ty... to chyba dlatego.
Pokiwałam lekko głową, by dać mu znak, że rozumiem, o co chodzi.
-Czemu przyszedłeś?
-Zobaczyłem, jak zła byłaś, a twoi znajomi nawet nie przejęli się tym, że wyszłaś. Pomyślałem, że może chcesz pogadać czy coś.
Patrzyłam na swoją dłonie i kawałek po kawałku zrywałam z paznokci czarny lakier.
-Dlaczego Colin tam będzie?- zapytałam, nie patrząc nawet w jego stronę.
-Na tych wyścigach będzie dwóch organizatorów. Twój brat i Jamie, który zwykle się tym zajmuje. Jamie tym wyścigiem chce zakończyć sezon dla motocyklistów a Colin rozpocząć sezon Fight Masters.
-Co?
-Fight Masters to... nielegalne walki w klatkach. Twój brat się tym zajmuje, on to wszystko wymyślił. Jedna noc, 14 kolesi, z których zwycięży tylko jeden. Ma dzisiejszym wyścigu mieli się ścigać najlepsi z najlepszych.
Mój młodszy brat, mój Colin, chłopak, który bał się oglądać w nocy horrory i który zamiast wyjść z kolegami pograć w piłkę, oglądał Transformers. Teraz jest organizatorem nielegalnych walk w klatkach.
-Chcę tam jechać.- powiedziałam, patrząc mu w oczy.
-I tak byś musiała. Wygrałem cię w ostatnich wyścigach, więc teraz musisz mi towarzyszyć.
-Wygrywa się rzeczy- powiedziałam ostro i wstałam z murku. Zaczęłam iść w nieznanym kierunku.
W pewnym momencie poczułam, jak ktoś mocno ściska moją dłoń i obraca do siebie.
-Zdobyłem cię, lepiej? Chyba można zdybać człowieka, co?
Nie uśmiechał się. Na jego ustach nie było ani grama radości. Był śmiertelnie poważny.
-Jak widać- powiedziałam i wyrwałam dłoń z jego uścisku.
Wznowiłam spacer, szukając w telefonie numeru na taksówkę. Obróciłam się, by zobaczyć czy Zayn nadal jest za mną, ale go nie było. Chodnik tak samo, jak ulice były puste. Światła sklepowych wystaw były zgaszone. Drogę oświetlały jedynie lampy i wielkie bilbordy zapowiadający obniżki, które moją wejść do sklepów za kilka dni. Ludzie już żyją świętami. Ja też je lubię, ale nie ze względu na świąteczną atmosferę, lecz na moje urodziny. Co roku odkąd wyprowadziłam się z domu, spędzam święta sama. Lee i Blair jadą do rodziców dziewczyny. Rick je kolacje z bratem i jego żoną a ja? Siedzę w salonie, oglądając świąteczne granie. Ubieram choinkę, ale nigdy nie ma pod nią prezentów. Czasami mam wrażenie, że w dzień, kiedy wszystko ma być idealnie, mnie opuszcza całe szczęście. Teraz jeszcze ta sprawa z Piorunem.
Usłyszałam warkot silnika, a po chwili tuż przy mnie zatrzymał się czarny motor. Kierowca zdjął kask, a ja ujrzałam chłopaka o czarnych zmierzwionych włosach i ciemnej karnacji. Nie odpuszcza.
-Jedziesz?- zapytał
-Wezwę sobie taksówkę
-Nalegam, żebyś jechała ze mną. Będzie taniej i bezpieczniej.
Bezpieczniej. Niemal wybuchłam śmiechem w myślach. Na takiej maszynie nigdy nie jest bezpiecznie. Nigdy jadąc motorem, nie mam pewności czy dojadę do końca. Czy wrócę do domu, do przyjaciół. Nasze hobby nie jest i nigdy nie będzie bezpieczne. Obcy ludzie nazywają nas dawcami i chyba faktycznie tak jest. Igramy z przeznaczeniem i nieraz jedziemy szybciej, niż leci nasz anioł stróż, a wtedy pozostają po nas jedynie krzyże przy drogach i ból w sercach przyjaciół.
-No chodź- powiedział zniecierpliwiony- Wyścig zaczyna się za pół godziny.
Uległam. Chwyciłam kask, który podał mi Zayn i usiadłam za nim. Podobnie jak pierwszego razu, gdy z nim jechałam, trzymałam się uchwytu z tyłu.
-Złap się mnie- rozkazał, zanim ruszyliśmy.
-Nie.
-Nadal będziesz się droczyć? Myślisz, że chcę odpowiadać za twoją śmierć? Jesteś odważna, ale nie przesadzaj tylko dlatego, że chcesz mi dopiec.
Miał rację. Ja też nie chcę, by któremukolwiek z nas coś się stało. Przeniosłam dłonie z rączki na jego brzuch. Chłopak ruszył, a ja jeszcze bardziej zmniejszyłam przestrzeń między nami. Nienawidzę jeździć jako pasażer. Nie czuję się tak... pewnie? Tak. To dobre słowo. Jadąc z Zaynem nie czułam się pewnie.

Dojechaliśmy do naszej, jak my to mówimy, jamy. Zayn zwolnił, jadąc pomiędzy samochodami i innymi motorami. Przejeżdżając obok Ściany Zwycięzców, coś chwyciło mnie za serce, gdy zobaczyłam zdjęcie Iana. Na Ścianie Zwycięzców były fotografie osób, które zginęły na motorze. Pod nią ustawione były znicze. Zmarłych nazwaliśmy zwycięzcami, bo, mimo że odeszli to zwyciężyli. Zobaczyli to, co każdy z nas tutaj chce zobaczyć. Zobaczyli świat z perspektywy kogoś, kto może wszystko. Jechali tak szybko, że widzieli to, czego my jeszcze do dostrzegliśmy. Wygrali przeżycia, ale przegrali życie. Dlatego jest tu ściana. Chcemy, by każdy o nich został zapamiętany. Jest to nasza świętość. Każdy szanuje to miejsce i szanuje tych, których zdjęcia tu wiszą.
Zayn
Jechaliśmy wolno pomiędzy ludźmi. Wszyscy patrzyli na mnie z szacunkiem i strachem. Tak, tego właśnie chciałem. Niektóre spojrzenia spoczywały też na Dianie, która siedziała za mną. Dziewczyny patrzyły na nią z zazdrością. Nie jedna z nich chciałaby być na jej miejscu. Faceci rozbierali ją wzrokiem i naprawdę musiałem się powstrzymywać, by ich nie zabić. Ona jest tu ze mną i nikt nie ma prawa tak na nią patrzeć. Dojechaliśmy do naszego stałego miejsca. Charlie już na nas czekał. Reszty moich przyjaciół nie było. Nie nienawidzą wyścigów. Jedynie Charlie się ściga. Zatrzymałem motor przy jego samochodzie, po czym oboje z Dianą z niego zeszliśmy. Widziałem, jak dziewczyna rozgląda się dookoła, z pewnością w poszukiwaniu brata. Powiedziałem jej o nim to, co mogłem, a ona nadal chcę z nim rozmawiać. Gdyby tylko znała całą prawdę!
-Diana po wyścigu cię do niego zaprowadzę, ok? Mogłabyś przynajmniej udawać zainteresowaną tym, co się dzieje- powiedziałem trochę ostro. Nie lubię, jak się mnie ignoruje.
Blondynka spojrzała na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami, w których widziałem strach.
-Nigdy nie widziałam większości tych ludzi- wytłumaczyła
-To bokserzy. Dzisiaj otwarcie Fight Masters. Zostanie ogłoszony dzień zawodów- wtrącił się mój przyjaciel
W tym świecie siedzi dłużej niż ja. Mówił, że jego rodzice się tu ścigali. Oboje zginęli podczas jednego z wyścigów. Powiedział, że będzie kontynuował tradycję i nigdy nie zrezygnuje.
Nagle z głośników wyłonił się krzyk Jamiego i Colina. Dostrzegłem ich obojgu na niewielkim podwyższeniu niedaleko linii startu. Jamie jak zwykle miał na głowie czarną czapkę z napisem 'Król jest tylko jeden'. On zdecydowanie nim nie był. Jego krótkie blond włosy wystawały spod materiału. Colin niczym nie różnił się od zbuntowanych nastolatków, którzy często tu przychodzą spróbować swoich sił z najlepszymi... żałosne. Nadal nie mogę pojąć jakim cudem ktoś taki jak on, wymyślił Fight Masters.
Nagle poczułem, jak czyjaś dłoń ściska mój nadgarstek. Diana. Jej ręce były niczym sople lodu. Zmarzła, gdy jechaliśmy. Wtedy przestałem słuchać ryku ludzi, a w środku obudził we mnie zmartwiony brat... tak jakby. Ona i Vivi miały podobny charakter i to chyba dlatego tak ją traktuję. Oderwałem jej dłoń i jednym ruchem ręki przyciągnąłem do siebie. Stała tyłem do mnie. Objąłem ją w pasie, próbując dać jej choć trochę mojego ciepła. Widziałem, jak na początku stawiała opór, ale chyba przegrała ze zdrowym rozsądkiem.
Diana
Oparł brodę na moim ramieniu i jakby nigdy nic patrzył na mojego brata, który tłumaczył czym jest Fight Masters i jaka nagroda czeka zwycięzcę dzisiejszych wyścigów.
-Najszybszy wygra dziesięć tysięcy funtów i miano najlepszego z najlepszych. To samo tyczy się zwycięzcy FM.
Przełknęłam wielką gulę, gdy wzrok Colina spoczął na mnie. Ciekawe co myśli widząc mnie w objęciach Zayn'a. Co myślą moi przyjaciele, którzy dotarli już na miejsce i co chwilę rzucają mi pytające spojrzenia. Co myślą ludzie, którzy cały czas na nas patrzą?
-Zayn- szepnęłam, ściskając jego ramię.
Chłopak spojrzał na mnie z góry ani na moment nie zabierając rąk.
-Wszyscy się na nas gapią.
-A czego się spodziewałeś? Nie za często zabieram ze sobą dziewczynę na wyścig, a tym bardziej nie taką.
-Jaką?
-Zazwyczaj są ze mną te, które chcą tylko kasy i seksu. Ty się ścigasz i nie jesteś łatwa. Gdyby tego było mało, przytulam cię, nie mając dłonie na twoich cyckach. To dziwi wszystkich tych ludzi.
Czyli Zayn też taki jest? Wykorzystuje dziewczyny? Ma je tylko na jedną noc, jedynie dla przyjemności i dla pokazania innym, że może mieć każdą? Ja jednak, jak to już Zayn powiedział, nie jestem łatwa.
-Czas na ostatni wielki wyścig!- krzyknął Jamie
Uścisk Zayna się pogłębił, ale po chwili puścił mnie i odsunął się ode mnie.
-Czekaj tutaj z Chrliem i nigdzie nie idź, ok? Ci ludzie tutaj są nienormalni w każdym tego słowa znaczeniu. Po prostu zostać tutaj.
-Ok- rzadko kiedy zgadzałam się z tym, co karzą mi robić inni, ale tym razem postanowiłam odpuścić- Zayn, uważaj.
Na jego twarzy wymalował się uśmiech. Myśli, że żartuję? Naprawdę chcę, by uważał.
-Zawsze uważam- powiedział, nakładając kask, po czym wsiadł na motor. Rzucił mi ostatnie spojrzenie i podjechał pod linię startu.
Zayn
Wpatrywałem się w drogę przed sobą. Byłem skupiony tylko i wyłącznie na niej. Muszę to wygrać. Nagle po oby moich stronach znaleźli się Blair i Alarick.
-Masz trzymać się od niej z daleka- powiedział Rick.
Doskonale wiedziałem, o co mu chodzi
-Diana nie jest twoją własnością i, tym was zaskoczę, ona też ma problemy. Przyjaciele by to zauważyli, prawda? Wy zamiast wyjść za nią z klubu siedzieliście tam i świetnie się bawiliście.
-Obrońca świata się znalazł?
-Jestem po prostu dobrym przyjacielem.
Znów zwróciłem wzrok na jezdnię. Badałem wszystkie taktami i ruchy, muszę ich zaskoczyć, zniszczyć i nie pozwolić by to oni mnie zaskoczyli. Nagle na pas przed nami weszła wysoka blondynka w skąpym stroju. Według mnie coś takiego działo się nie dlatego, by zacząć wyścig, ale rozkojarzyć zawodników. Często to działało, ale nie na mnie. Dziewczyna podniosła czerwoną chustkę do góry, a gdy z głośników wyszła komenda do startu, ta opuściła materiał na dół, a my wystartowaliśmy. Już na pierwszych metrach prowadziłem. Jedynie Rick i Blari byli kawałek za mną. Doganiali mnie. W pewnym momencie znaleźli się obok mnie, ale wydaje mi się, że nie chcieli mnie wyprzedzić tylko zepchnąć z toru. Rick uniósł lekko nogę i kopnął w mój motor. Kopnąłby, gdybym był takim idiotą jak on. Zatrzymałem się gwałtownie, stając na przednim kole. Rick uderzył w motor Blaira, który zjechał z drogi, wpadając z ogromną prędkością w jakieś worki. Być może zabił własnego przyjaciele i nawet się tym nie przejmuje. Spojrzał na mnie z uśmiechem i przyspieszył. Po moim trupie. Ta wygrana jest moja. Muszą to wygrać dla Vivi. Dodałem gazu i stając tym razem na tylnym kole dogoniłem Ricka. Nie dam mu wygrać. Widziałem linię mety. Za nami nie było nikogo. Wygra jeden z nas. Pochyliłem się jeszcze bardziej do przodu, przylegając klatką do metalu na moim motorze. Przyspieszyłem jeszcze trochę i zostawiłem Ricka za sobą. Zaraz po mecie zacząłem zwalniać. Zawróciłem i zatrzymałem się na końcu trasy. Tłumy krzyczały. Jamie i Colin nie dowierzali szybkości mojej maszyny. Wygrałem po raz kolejny.
Diana
Krzyki, piski opon i głośna muzyka- tylko to było słychać, gdy Zayn jako pierwszy przejechał metę. Charlie zniknął z mojego pola widzenia, pewnie poszedł pogratulować przyjacielowi zwycięstwa.
-Diana tak?- zapytała dziewczyna w fioletowych włosach, która właśnie do mnie podeszła.
-Tak, a co?
-Colin chcę z tobą pogadać. Jest w tamtym samochodzie- wskazała na czarną furgonetkę.
Faktycznie Colin zniknął z 'mównicy', ale miałam tu czekać. Obiecałam. Nie jestem jakąś grzeczną dziewczynką, ale wolałabym nie chodzić w takim miejscu z obcą mi osobą.
-Powiedz Colinowi, że przyjdę później.
-Nalega byś przyszła teraz- odezwał się wysoki chłopak, który nagle stanął u jej boku.
-Nie
Wtedy dostrzegłam mojego brata w tłumie przede mną. Wręczał Zaynowi nagrodę. Podczas wyścigów wyglądają jak... kumple.
-Colin jest tam- powiedziałam i pokazałam palcem
-Ale ty poczekasz z nami- odezwał się chłopak i ściągnął mnie z maski samochodu. Mocno chwycił mnie za ramiona i ciągnął w stronę furgonetki.
-Zayn!- krzyknęłam, jak głośno tylko mogłam. Nic- Zayn!
Mój wrzask zwrócił uwagę kilku osób w tym Malika. Gdy tylko zobaczył rozgrywającą się scenę, zerwał się z miejsca i podbiegł do nas.
-Diana!- krzyknął, powodują, że facet, który mnie trzymał, odwrócił się do niego i na moment, chyba ze strachu, puścił moją rękę. Skorzystałam z okazji i podbiegłam do Malika. Schował mnie za swoimi plecami niczym małą, bezbronną istotkę.
-Jeszcze raz ją tkniesz, a cię zabiję, rozumiesz?- zapytał nad wyraz spokojnie. Sądzę, że taki ton wywołuje więcej niepokoju niż jego krzyk.
-Jej brat chciał z nią gadać.
-Pierdolenia. Powiedzmy to sobie otwarcie, Diana jest tu ze mną, a gdy tak się dzieje, nikt z was nie ma kurwa prawa jej dotykać!- tym razem krzyknął.
Odwrócił się, spoglądając na mnie.
-Wszystko ok?- zapytał, kładąc dłonie na moich polikach.
Nie wiem, czy to tylko szopka dla publiczności, czy też nie, ale jego czyn cholernie mnie zdziwił.
-Możemy iść do Colina?
-Gadałem z nim i powiedział, że się śpieszy, ale dałem mu twój numer. Powiedział, że będzie dzwonił.
Kiwnęłam lekko głową. Znów go nie zobaczę! Mam już tego dosyć! Czemu w naszym świecie to tak wygląda? Ktoś chcę zrobić ci Bóg wie co, nie możesz spotkać się z bratem, przyjaciele w jednym momencie myślą o tobie jak o wrogu.
-Możemy jechać?- zapytałam, cofając się o krok.
Chłopak zgodził się, więc oboje podeszliśmy do Charliego
-Zabiję cię kiedyś- powiedział do szatyna i wsiadł na motor. Podał mi kask i powtórzyłam jego ruch. Odpalił silnik, a ja przyległam do jego pleców. Dzisiaj wydarzyło się coś więcej niż tylko wygrany wyścig. Nie wiem jeszcze co, ale ta relacja pomiędzy mną a Zaynem uległa zmianie. Na pewno.

Podjechaliśmy do mojej kamienicy. Wszystkie światła były już zgaszone, więc na pewno sąsiedzi spali.
-Dzięki- powiedziałam, patrząc mu w oczy.
-Za co?- zapytał z rozbawieniem.
-Pomogłeś mi dzisiaj kilka razy.
Jego uśmiech zelżał, ale nadal był widoczny.
-Gratuluje wygranej.
-Buziak za zwycięstwo?- zapytał unosząc jedną brew
-Przesadzasz- zaśmiałam się i zaczęłam iść w stronę drzwi. Zayn nadal stał na swoim miejscu. Weszłam do klatki i schodami na drugie piętro. Stary Jepherson otworzył drzwi, gdy wchodziłam do mieszkania.
-Co?- zapytałam trochę niegrzecznie
-Czemu wracasz tak późno i hałasujesz?
-Po pierwsze, co cię to interesuje. Po drugie, to ty hałasujesz.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi na klucz. Poszłam do kuchni po jakieś picie. Otworzyłam lodówkę, patrząc za okno. Zayn nadal stał przy motorze pod moim blokiem. Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo?
-Mogę wejść?- zapytał, a ja wiedziałam, że się uśmiecha
-Nie, Zayn. Jestem zmęczona. Wracaj do domu.
-Ja też jestem zmęczony. Ty mogłaś u mnie spać. Powinnaś się odwdzięczyć. Jeśli nie pozwolisz mi wejść, to zostanę tutaj. Wiesz, zaczyna się robić trochę zimno. Chcesz mieć mnie później na sumieniu?-powiedział, siadając na betonie na parkingu.
On nie żartuje. Miał rację. On pozwalał mi u siebie spać.
-Ale śpisz na kanapie.
-Kto powiedział, że chcę spać.- zaśmiał się
-Jeszcze słowo i będziesz spał na parkingu... chodź.
Podeszłam do drzwi i je odkluczyłam. Nagle rozległo się cichutkie pukanie. Uchyliłam lekko drzwi.
-Czego pan tu chce o tej godzinie?- zapytałam, jakbym go nie znała, chowając usta za drzwiami, by nie zobaczył mojego uśmiechu
-Szukam panny Nesbitt. Zobowiązała się mnie przenocować.
-A to proszę- powiedziałam, szerzej otwierając drzwi.
Zayn wszedł do środka, rozglądając się dookoła.
-Ładnie tu masz.
-Nigdy u mnie nie byłeś? A ciuchy na wyjazd?
-Charlie tu był- powiedział, przyglądając się obrazowi na ścianie obok sypialni- Ty to namalowałaś?
-Tak. Kilka lat temu malowałam.
-Czemu teraz tego nie robisz?
-Po prostu nie chcę.
Bez słowa poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Setki razy wstaję w nocy i zaczynam swoje 'nocne życie', więc herbata o tej godzinie to nic nowego. Sięgnęłam z szafki dwa kubki, do której wrzuciłam po torebce herbaty. Zayn pewnie 'zwiedzał' mieszanie więc usiadłam na blacie i czekałam, aż woda się zagotuje. Bujałam nogami, nie mając nawet nadziei, że dotkną podłogi.

Wyciągnęłam z szafy poduszkę i koc dla Zayna i poszłam się umyć. Weszłam do łazienki i odkręciłam wodę. Przez rozebraniem się, zamknęłam drzwi na zamek. Powoli stanęłam pod strumieniem gorącej wody i zaczęłam zmywać z siebie kurz po wyścigach i zapach alkoholu po imprezie. W całej łazience rozchodził się przyjemny zapachu wanilii i jabłek, które uwielbiam. Zaczęłam suszyć ciało, a włosy zawinęłam w ręcznik. Sięgnęłam po ubrania. Założyłam bieliznę i spodnie od piżamy. Gdy chwyciłam koszulkę, ta upadła mi do umywalki i nasiąknęła wodą. Cholera! Zaczęłam szukać szlafroka, ale oczywiście zostawiłam do w szafie w moim pokoju. Podeszłam do drzwi i oparłam o nie czoło
-Zayn?- zawołałam, zamykając oczy i ściskając zęby
-Co?- rozległ się jego głos tuż za obok
-Mógłbyś iść do mojego pokoju i wyciągnąć jakąś koszulkę z szafy? Tylko jakąś luźną.
-Czemu sama tego nie zrobisz?
-Bo mam na sobie jedynie stanik i dół od piżamy- powiedziałam ostro- No proszę cię.
-Dobra- zaśmiał się, ale po dźwięku jego stóp odbijających się od podłogi stwierdziłam, że zrobił to, o co proszę
-Taka czarna z jakimś tygrysem może być?- zapytał głośno
-Tak
Uchyliłam lekko drzwi, by podał mi koszulkę. On jednak chwycił klamkę i otworzył drzwi tak, by mógł mnie zobaczyć. Wyrwałam mu ubranie z reki i zakryłam swoje ciało.
-Skończyłeś się gapić?!
-Nie- powiedział z uśmiechem. Oparty o framugę drzwi wpatrywał się we mnie. Czułam, jak moje poliki robią się gorące. Odwróciłam się do niego plecami i przeciągnęłam koszulkę przez głowę.
-Ładny tatuaż. Ten na boku. Co symbolizuje?
-Nie będę z tobą gadać o moich tatuażach w łazience- powiedziałam i zła wyszłam z pomieszczenia.
-Czemu się złościsz?
-No nie wiem, może dlatego, że tak po prostu wszedłeś mi do łazienki.
-I co?
-Byłam wpół naga.
-Nie masz się czego wstydzić. Jesteś piękna.

Zakład // Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz