Obudziłam się, czując coś miękkiego pod sobą. Na swojej tali z pewnością miałam czyjeś dłonie, co nie zwiastowało nic dobrego. Zmarszczyłam brwi, gdy usłyszałam czymś chichot. Powolnie otworzyłam oczy i ujrzałam Malika szczerzącego się do mnie. Mój nos niemal stykał się z jego, więc wiedziałam, że ta odległość w 100% jest nieodpowiednia. Zerwałam się i położyłam po drugiej stronie kanapy, ignorując jego głośny śmiech. Pierwszy raz słyszę, jak to robi. Jak szczerze wybucha śmiechem.
-Na mnie się śpi wygodniej prawda?- zapytał.
Burknęłam coś pod nosem i bardziej podkuliłam nogi. W sumie miał racje, ale za nic mu tego nie powiem.
-Wezmę to za tak.
-Pieprz się Malik i daj mi spać- syknęłam
Zaśmiał się cicho i powiedział, że nie byłby sobą, gdy przestał mnie denerwować. Mimo tego, że teraz wiem, że nie da mi spokoju, uśmiechnęłam się i otworzyłam jedno oko. Chłopak siedział na drugim końcu kanapy z kolanem podciągniętym pod brodę. Miał zmierzwione włosy, choć nie rzucał się w nocy... właściwie to nie miał jak. Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost i strup po wczorajszej ranie.
-Masz tatuaże? No wiesz, jakieś inne niż ten- zapytał, wskazując na spory rysunek na moim przedramieniu.
Był to kompas, który zrobiłam sobie jeszcze w Ameryce. Był moją pierwszą dziarą, którą chciałam zakryć niewypał, który sama sobie zrobiłam w wieku chyba 14 lat. Pamiętam, jak ukrywałam przed rodzicami małe serduszko.
Potrząsnęłam głową, by dać Zaynowi znak, że ma rację.
-Pokarzesz mi je?- zapytał
-Nie.
-Czemu?
-A czemu miałaby to zrobić?
-Ba ja tego chcę- warknął
-To naucz się, że ode mnie nie będziesz dostawał tego, co chcesz- odpowiedziałam spokojnie, lecz z nutką złości.
Ponownie zamknęłam oczy i podciągnęłam koc pod samą szyję. Mogłabym iść do 'swojego' pokoju, fakt. Gdybym wiedziała, gdzie on jest, z pewnością bym to zrobiła.
Słyszałam jak Zayn kręci się na kanapie, a następnie poczułam jego zimną stopę lekko kopiącą moje kolano. Próbowałam to ignorować, ale on nie przestawał. Zachowywał się jak pięciolatek, któremu mama nie dała cukierka, więc teraz będzie uprzykrzał jej życie jeszcze bardziej. Zabiję go, po prostu go zaraz zabiję.
-Zayn, weź się kurwa uspokój!- krzyknęłam siadając
Chłopak patrzył na mnie, po czym wybuchł śmiechem. Co stało się z tamtym twardym, nieugiętym i nieskłonnym do jakichkolwiek emocji mężczyzną? Pamiętam, gdy podszedł do mnie na wyścigu. Gdy tak surowo wypowiadał każde słowo, gdy w jego oczach była tylko złość. Czemu teraz jest taki...szczęśliwy?
-Co chcesz na śniadanie?- zapytał, zmieniając temat
-Nic. Nie jestem głodna.
-Zabrałem cię wczoraj prosto z pracy, więc sądzę, że nic nie jadłaś. Nie będziesz się głodzić, jasne?- powiedział znacznie ostrzej
Głośno wypuściłam powietrze z płuc. Ma rację, mój żołądek domaga się pokarmu.
-Musli?- powiedziałam
-Są chyba tylko kulki czekoladowe. Masz do wyboru jeszcze kanapki z pomidorem i sercem.
-Płatki. Nienawidzę pomidorów.
Zayn wstał z kanapy i odszedł prawdopodobnie do kuchni. Ja również zwlokłam się z miejsca i dopiero teraz zobaczyłam, w jak wielkim domu jestem. Salon był wielkości całego mojego mieszkania. Naprzeciwko sofy był duży kominek i kilka rodzinnych zdjęć na ścianach. Pod oknem stał spory stół z różnymi alkoholami. Zobaczyłam też drewniane schody prowadzące na drugie piętro. Właściwie nie wiem, czy można to nazwać piętrem, bardziej nazwałabym to czymś w stylu balkonu prowadzącego wokół salonu. Z dołu widziałam szafki i setki a może nawet i tysiące książek. Wszystko utrzymane było w starym stylu.
Moje nogi dotknęły podłogi i od razu skierowały się do schodów. Wspięłam się na wyższy poziom i zaczęłam skanować ogrom książek, który się tam znajdował. W oko wpadło mi dzieło, które kiedyś czytałam. Wyjęłam ją z regału i zdmuchnęłam nadmiar kurzu. The Hunger Games skończyłam kilka lat temu, ale nadal pamiętam każdą śmierć bohatera, każdy mój uśmiech i łzę. Dzięki niej inaczej zaczęłam patrzeć na książki, na życie.
-Diana!- usłyszałam krzyk z dołu
-Idę- odpowiedziałam i odłożyłam książkę na stolik, bym nie musiała jej później szukać.
Zbiegłam po schodach i zobaczyłam, jak chłopak stoi z dwiema miskami płatków. Podał mi jedną i usiedliśmy na naszym wcześniejszym miejscu.
-Jest tu gdzie pobiegać?- zapytałam, jedząc
-Jesteśmy w lesie nad jeziorem...tu można robić wszystko.
Nawet zabić, pomyślałam, ale szybko odrzuciłam tę myśl i zaczęłam zastanawiać się nad słowami Zayna. Jesteśmy w lesie? W lesie?! Od dziecka bałam się tego miejsca. Ciemna, dzika otchłań- tak ją postrzegam. Ludzie mówili, że Piorun mieszkał w domu w lesie. Podobno często podrywał niczego nieświadome dziewczyny, zabierał je tam i zabijał...podczas burzy. Tak, burza to był czas jego łowów. Dlatego tak bardzo się jej boję, dlatego używa pseudonimu Piorun. W sumie, w głębi duszy jakoś nie chciało mi się wierzyć w całą tę bajkę.
-Chcę pobiegać- oznajmiłam
-Ok- zgodził się- Jak zjemy, to możemy zacząć się szykować.
-My?
-Myślisz, że puszczę cię samą do lasu? Nie chcę znaleźć później gdzieś twojego martwego ciała.
-Fajnie wiedzieć
Znalazłam w rzeczach, które Zayn zabrał z mojego domu, czarne legginsy, białą koszulkę i grubą bluzę. Jest początek listopada, więc nie chcę zamarznąć podczas biegu. Gotowa wyszłam z pokoju i zaczęłam szukać Malika. Znalazłam go z jadalni siedzącego przy stole z telefonem w ręku. Chyba na mnie czekał albo i nie. Miał na sobie czarne dresy, koszulkę i kurtkę tego samego koloru.
-Gotowa?- zapytał, a ja kiwnęłam głową i zaczęłam iść ku wyjściu. Zatrzymałam się jednak gdy nie usłyszałam kroków mojego 'towarzysza'.
-Coś nie tak?
-Nie, po prostu...masz niezły tyłek w tych spodniach- powiedział z uśmiechem
No tak, kolejny frajer. Furknęłam i bez słowa wyszłam z domu. Plac przede mną był ogromny, a drzewa było widać dopiero kilkaset metrów dalej. Wprawiłam swoje nogi w ruch, nie interesując się brakiem obecności Zayna. Wybrałam wąską ścieżkę po wschodniej stronie domu. Bieganie po lesie jest sto razy lepsze niż po betonowym chodniku. Skupiłam się na oddechu i nie zauważyłam, nawet gdy Malik znalazł się obok mnie. Nie odzywałam się do niego, nie mam ochoty teraz gadać a na pewno nie z nim. Po jakiś kolejnych pięciuset metrach Zayn nie mógł już prawie biec. Zdyszany i zlany potem próbował udawać, że jest ok. Zatrzymałam się, by skończyć jego udręki. Zgiął się w pół , trzymając dłonie na kolanach.
-Słabo- powiedziałam
-Tak...wiem...to- wysapał
Postanowiłam usiąść na kawałku obalonego drzewa, bym również ja mogła odpocząć.
-Możemy biec- poinformował, ale dobrze wiedziałam, że dla niego koniec na dziś. Pamiętam, gdy ja na początku też uparcie chciałam biegać, gdy już nie mogłam. Obudziłam się wtedy w szpitalu.
Już miałam mu to powiedzieć, kiedy zobaczyłam, jak ktoś idzie w naszą stronę.
-Zayn- szepnęłam i kiwnęłam głową w stronę mężczyzny.
Miał na sobie kaptur, ale byłam pewna, że jest facetem. Skądś znałam te ruchy, ale za nic w świecie nie wiem skąd. Spojrzałam na Zayna, który jedynie wzruszył ramionami. Gdy tajemniczy mężczyzna był już koło nas, nie odezwał się ani słowem. Jedyne co zrobił, to rzucił mi spojrzenie. Ciemne oczy z nutką wściekłości.
-Diana idziemy- powiedział Zayn chwytając mnie za rękę i prowadząc do domu. O co mu chodzi? Czemu tak zareagował? Chodzi o tamtego kolesia? Zna go?
-Zayn co się dzieje?
-Nic- burknął
-Masz mi powiedzieć ,co się kurwa dzieje!- powiedziałam ostro
Wiedziałam jak twarz Zayna zmienia się z sekundy na sekundę. Zaczął szybciej oddychać, po czym mogłam stwierdzić, że jest wściekły moi tonem.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić, rozumiesz? Powinnaś się cieszyć, że tu jesteś i jeszcze żyjesz.
-Oszalałeś, wiesz?
-Tak?- zapytał, podchodząc do mnie- Ja oszalałem? Gdybyś wiedziała co teraz dzieje się za twoimi plecami, stwierdziłabyś, że jestem jedynym normalnym.
-Więc mi powiedz.
-Za dużo oczekujesz, ptaszyno- szepnął, przejeżdżając dłonią po moim policzku.
Odepchnęłam jego dłoń i zrobiłam krok do tyłu.
-Co ja ci takiego zrobiłam? Czemu się ode mnie nie odczepisz? Jeśli chcesz mi coś zrobić to zrób to teraz.
-Nie masz pojęcia, czego teraz chcę, a gdybyś wiedziała, walnęłabyś mnie w twarz szybciej niż zdarzyłbym do ciebie podejść.
-Czyli?
-Kiedyś się dowiesz.
Odwrócił się w stronę domu i odszedł, zostawiając mnie samą na podjeździe. Postałam tam chwilę i również weszłam do środka. Po Maliku nie było śladu. Zupełnie jakby nigdy go tu nie było. Zdradził go jednak jego głos dochodzący z jego pokoju. Podeszłam bliżej i usłyszałam tylko kilka krótkich zdań, które Zayn wykrzyczał pewnie do telefonu.
-Nie wrócimy szybciej! Obiecałem mu ją chodzić! Pieprz się i nie próbuje ustalać, gdzie jesteśmy, szczeniaku!
Nie chciałam więcej słyszeć. To i tak było już dla mnie za dużo. Komu obiecał mnie chronić? Bo chodzi mu o mnie, prawda? Lekko zapukałam w oddzielającą nas drewnianą płytę, a chwilę później Malik stanął w progu.
-Możemy pogadać?
-O czym, do cholery?! Nie mam ci nic do powiedzenia!- warknął
Zachowywał się zupełnie jak kobieta w ciąży. Raz niemal skakał z radości, a za chwilę zabijał wzrokiem.
-Daj mi numer do Colina.
-Że co?
-Daj mi numer do brata. Wiem, że go masz.
-Pieprz się. Wyjaśnijmy coś sobie, nie owiniesz mnie sobie wokół palca, rozumiesz?!
Wszystko zaczęło we mnie buzować. Nie pozwolę, by ktoś używał takich słów wobec mnie. Nie będzie mnie tak traktować. Nie pozwolę na to.
Podniosłam rękę i zamachnęłam się, po czym z całej siły uderzyłam go w twarz.
-Pieprzony gnojek- krzyknęłam, gdy ten trzymał się za bolący policzek. Odwróciłam się i już chciałam opuścić pokój, gdy chłopak chwycił mnie za ramię i popchnął na ściane. Mocno trzymał mnie w miejscu, a on sam był zbyt blisko mnie.
-Nie powinnaś była tego robić-powiedział i bardziej ścisnął mi rękę
Poczułam ból, ale nie powiedziałam ani słowa.
-Co byś zrobiła, gdybym zrobił to samo?- zapytał przekręcając głowę
-Spróbuj więc
Mimo wszystko, gdzie w środku wiedziałam, że tego nie zrobi. Czułam to do czasu. Nagle Zayn zrobił zamach i z impetem uderzył w ścianę za mną.
-Następnym razem będzie bliżej-powiedział i puścił moją rękę
Nie wierzyłam co właśnie się stalo. Właściwie to nie wiem czemu...w końcu to Zayn Malik. Rzuciłam się na wielkie łóżko i miałam ochotę zacząć płakać. Miałam gdzieś, że ten kretyn prawie zmiażdżył mi głowę. Muszę zyskać numer do Colina i Zayn mi w tym nie przeszkodzi.
Resztę dnia spędziłam w pokoju. Słyszałam jak Zayn krzątał się po domu, ale ani razu mnie nie odwiedził... może to i dobrze. Nie chcę już tu być, właściwie nigdy nie chciałam, ale teraz naprawdę chcę do domu. Nie mogę zadzwonić do Lee i opowiedzieć jej o wszystkim. Dostałaby zawału, gdyby dowiedziała się, że jestem z Zaynem gdzieś na odludziu w środku lasu. Nawet nie wiedziałabym co odpowiedzieć na pytanie, gdzie mają przyjechać. W co ja się wpakowałam.
Nagle usłyszałam, jak ktoś chodzi po salonie. To na pewno nie Zayn. Godzinę temu zamknął się w pokoju i jestem pewna, że nie wychodził. Powoli zwlekłam się w łóżka i wyszłam na korytarz. Zajrzałam do pokoju Malika- spał owinięty kołdrą pod samą szyję. Nie wydawało mi się, na pewno nie oszalałam. Zaczęłam kierować się w stronę pokoju dziennego. Nikogo nie było. Wszędzie było cicho i spokojnie. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moich ustach i ciągnie mnie do tyłu. Zaczęłam się szarpać i próbowałam krzyczeć, jednak mój oprawca był zbyt silny. Czułam jego dłoń na talii i to jak mocniej mnie do siebie przyciąga.
-Ciii to ja- szepnął
Przekręcił nas tak, że stał przodem do mnie i wtedy zobaczyłam jego twarz. Niemożliwe. Niemożliwe! Chłopak zdjął z głowy kaptur, a ja ujrzałam jego jak zwykle nieułożone włosy. Dołeczki w polikach, gdy tylko się do mnie uśmiechnął i te same piękne oczy. Zawsze były jak dwa małe kamyczki idealnie współgrające z bladą cerą.
-Cześć siostrzyczko- powiedział cicho, a ja ze łzami w oczach rzuciłam mu się na szyję.
Czułam, jak dłonie mojego brata powoli obejmują moją talię. Zmienił się i to bardzo. Jest ode mnie o wiele wyższy niż w dzień, gdy widziałam go po raz ostatni. Nie ma już aparatu na zęby. Wyrósł na zabójczo przystojnego faceta, który może łamać serca setkom dziewczyn.
-Co ty tu robisz?-zapytałam
Chłopak odsunął się ode mnie, kładąc palec na ustach, dając mi tym samym znak bym była cicho.
-Zayn nie może się dowiedzieć, że tu jestem. Jesteś w niebezpieczeństwie.
-Co?
-Musisz stąd uciekać. Norwich, pięć mil na południe od drogi A47. Wezwij pomoc, gdy Zayna nie będzie w pobliżu.
Przetwarzałam słowa brata i powtarzałam w myślach adres.
-Colin wytłumacz mi to wszystko. Zayn powiedział, że chcę mnie chronić, że to komuś obiecał.
-Nikomu tego nie obiecał. Nie znasz go. Jeśli nie uciekniesz, już nigdy nie wrócisz do domu. Zaufaj mi.
Dwie kompletnie różne wersje. Zayn zapewniał, że mnie nie skrzywdzi, że będzie mnie chronił, ale jednak zrobił coś, przez co nie do końca mu ufałam. Mówił, żebym nie ufała bratu, bo nie wiem, kim tak naprawdę jest. Colin natomiast karze uciekać mi od Malika sądząc, że chce coś mi zrobić i za wszelką cenę to właśnie mu mam nie ufać. Zayn czy Colin? Obcy czy brat? Ktoś, kto tulił mnie do snu podczas burzy czy ktoś, kto nie cieszy się z widoku siostry? Jedno jest pewne. Któremuś z nich muszę zaufać i nie mam zielonego pojęcia komu.
-Muszę lecieć. Pamiętaj, uciekaj stąd.
-Zobaczymy się jeszcze?-zapytałam z bólem w głosie.
Utrata Colina po raz kolejny byłaby dla mnie niczym sztylet prosto w serce. Raz się podniosłam, jako zupełnie ktoś inny. Czy teraz dam radę?
Chłopak bez emocjonalnie wzruszył ramionami, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.
-Czemu tu jesteś?- zapytałam szeptem
-Niedługo się dowiesz
Chłopak odsunął się ode mnie i wyszedł, gdy usłyszał trzask drzwi z końca korytarza. Po kilku sekundach w salonie rozbłysło światło a ja ujrzałam Zayna ubranego jedynie w stare, szare dresy. Jego klatka piersiowa była pokryta licznymi tatuażami. Zauważyłam jakiś arabski napis na jego obojczyku i zaczęłam zastanawiać się, co znaczy. Zaspanymi oczami wodził po salonie. Odgarnął kosmyk włosów, który spadł mu na czoło i podszedł bliżej.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytał
-Z nikim. Może ci się przyśniło.
-Nie rób ze mnie psychola i gadaj, kto tu był.
Malik w ciągu sekundy znalazł się przy mnie, popychając mnie na ścianą i przytrzymując moje dłonie, bym nie uciekła. Znowu. Jego oddech stał się szybszy, a do oczu napłynęła wściekłość.
-Zapytam jeszcze raz i nie waż się kłamać, bo i tak poznam prawdę. Kto tu był?-powiedział, oddzielając ostatnie słowa przerwą.
Milczałam. Teraz nadszedł czas, bym dowiedziała się, kto mówi prawdę. Kto naprawdę chce mi pomóc.
-Najpierw ja o coś zapytam, dobrze? I nie waż się kłamać, bo i tak poznam prawdę- zacytowałam go.
Chłopak lekko skinął głową. Nadal był wściekły i nie wiem, jakim cudem się zgodził.
-Chcesz mnie skrzywdzić lub pozwolić na to komuś innemu?
Zmarszczka na jego czole dała mi znać, że nie wie, o co chodzi. Przymrużył oczy, skanując moją twarz. Myśli nad odpowiedzią? To nie zwiastuje nic dobrego.
-Gdybym chciał, zrobiłbym to wtedy w moim pokoju. Nie chcę cię skrzywdzić i nie dam cię skrzywdzić nikomu, kto tego chce.
-Dlaczego?
-Miało być jedno pytanie. Teraz ja. Kto tu był?
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, zacisnęłam oczy i powiedziałam prawdę. Wsypałam własnego brata. Zaufałam obcej osobie zamiast bratu. Oczy Zayna stały się jeszcze bardziej wrogie dla świata, jednak twarz się uspokoiła. Nachylił się nade mną, puścił moje nadgarstki i położył dłoń na mojej tali.
-Zabiję go- wyszeptał mi do ucha
-Nie, nie zabijesz- również szepnęłam- Bo inaczej ja zabiję Vivi.
Nie kłamałam. Zrobię, to gdy Colinowi coś się stanie. Pójdę tam i ją zabiję. Będzie cierpiał tak samo, jak ja. Teraz pewnie wyśmiewa mnie w myślach, sądząc, że nie byłabym w stanie. Tu się myli. Nic o mnie nie wie. Może nie zginęłaby z mojej ręki, ale mógłby to być nieszczęśliwy wypadek.
-Nie zrobisz tego- powiedział pewny siebie
-Czemu tak myślisz?
-Jesteś tutaj. Moja dłoń na twoim ciele. Wiem, że tego nie chcesz, ale boisz się mnie udepnąć. Boisz się, że będąc tutaj, coś do mnie poczujesz. Nie odpychasz mnie od siebie, bo nie chcesz mieć czasu na myślenie o tym wszystkim. Sądzisz, że miałabyś na tyle odwagi, by zabić moją siostrę?
-Tak, właśnie tak myślę.
Odsunęłam go od siebie i wróciłam do pokoju. Czemu Zayn chce go zabić? Czemu nie mogą mi wszystkiego powiedzieć?!
Położyłam się na dużym łóżku, zakryłam twarz poduszką i krzyknęłam ile sił w płucach. Muszę wracać do domu, tylko jak? Zayn cały czas jest w pobliżu. Cały czas ma mnie na oku. Przytuliłam się do poduszki i zasnęłam, mając nadzieję, że przyśni mi się jakaś odpowiedź.
Minęły dwa dni od odwiedzin mojego brata. Ja i Zayn rozmawialiśmy ze sobą tylko, gdy naprawdę musieliśmy. Całe dnie siedziałam w pokoju lub w salonie czytając książki. Ciągle zastanawiałam się, dlaczego tu jestem. Dlaczego Zayn widząc moją niechęć do niego, nie odwiezie mnie do domu? Raz słyszałam, jak rozmawiał z kimś przez telefon, kazał temu komuś znaleźć Colina.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Krzyknęłam by Zayn wszedł i usiadłam na łóżku.
-Możemy pogadać?
-O czym? O tym, jak chcesz zniszczyć mojego brata? Wybacz, ale nie chcę tego słuchać.
-Chcę przeprosić i wytłumaczyć kilka spraw.
Zayn będzie mnie przepraszał? Będzie tłumaczył, co się dzieje? Co jak co, ale tego się nie spodziewałam, gdy rano zakładałam skarpetki. Dam mu szansę. Poklepałam miejsce obok siebie, a chłopak podszedł i usiadł na materacu.
-Więc słucham.
-Chcę prze...przeprosić za to, że się tak ostatnio na ciebie wydarłem i że groziłem zabiciem Colina- powiedział, drapiąc się po karku
-Przeprosiny zawsze przychodzą ci tak ciężko?
-Uczę się- zaśmiał się, spoglądając w moje oczy- Chcę też wyjaśnić, czemu tu jesteś.
Nastałam cisza, której nie miałam zamiaru przerywać. Spuszczony wzrok Malika znów odnalazł moją twarz.
-Diana to ciągnie się od naprawdę bardzo dawno. Ja...ja zrobiłem coś złego i tak spłacam dług. Muszę cię chronić. Wtedy na wyścigu, wypadek Iana nie był przypadkiem. On był wtyczką ludzi, człowieka, który chce cię skrzywdzić.
-Kto każe ci to robić?
-Nie wymagaj ode mnie tak wiele. Nie mogę ci tego powiedzieć, ale obiecuję ci, że się dowiesz.
-Czemu Colin mówił, że nie jestem tu bezpieczna, że mam uciekać?
-Nie wiem, ale zaufaj mi, tu nic ci się nie stanie. W mieście cały czas mieliśmy kogoś na ogonie. Tu nie. Nikt nie wie, gdzie jesteśmy. Nikt oprócz moich kolegów.
Nie mogłam przyjąć do siebie więcej informacji. Kto kazał mu mnie chronić?! Zakryłam twarz dłońmi i oparłam łokcie o kolana. Uspokój się Diana, powtarzałam.
-Czy oni chcą mnie skrzywdzić?- zapytałam, nie patrząc na niego.
-Tak- odpowiedział krótko
-Dlaczego?
-Nie wiem, Diano.
Czułam jak łzy, zbierają się w moich oczach. Nie mogę płakać. Nie przy nim.
-Zayn?-powiedziałam, podnosząc głowę- Mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Chłopak skinął głową z lekkim uśmiechem.
-Przytul mnie- szepnęłam.
CZYTASZ
Zakład // Z.M.
FanfictionMiałam wszystko Niczego mi nie brakowało Nikt nie gadał kim mam być Byłam wolna Czułam to Teraz jestem w piekle Z tobą Przez jeden głupi Zakład https://youtu.be/2jWl5M-ELGg Zapraszam na 2 cz. Zakładu pt. "Ani słowa"