Czułam, jak moje poliki płoną. Zayn był jedyną osobą, która kiedykolwiek mi to powiedziała. Rick nigdy tego nie mówił. Twierdził, że mnie kocha, ale ani razu nie usłyszałam od niego, że jestem ładna.
-Nie, nie jestem- szepnęłam ze spuszczoną głową i chciałam go wyminąć
Byłam w stu procentach pewna swoich słów. Byłam pewna siebie, ale chodziło tu raczej o to, co robiłam, a nie jaka byłam. Zbyt wiele razy słyszałam, jak zła jestem, że teraz nie mogę doszukać się w sobie zalet.
Zayn nagle chwycił mnie za rękę i pociągnął do tyłu. Stanęłam naprzeciwko niego i próbowałam patrzeć gdziekolwiek byłe nie w jego czekoladowe oczy.
-Spójrz na mnie- powiedział, schylając się i przekręcając lekko głowę.
Odważyłam się i zrobiłam to, o co prosi.
-Jesteś piękna- powtórzył- Wiem, co mówię.
-Mogę iść spać? Jestem zmęczona.
Zayn puścił moją dłoń i pozwolił mi odejść. Poszłam spokojnie, lecz z bijącym sercem, do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i osunęłam się na ziemię. Co się kurwa ze mną dzieje? Dwa tygodnie, pieprzone dwa tygodnie temu całym sercem nienawidziłam człowieka, który dziś jest w moim mieszkaniu i mówi, że jestem piękna. Może powiedział to, po to bym nie czuła się zakłopotana? Tak, to na pewno to. Wstałam z ziemi i zaczęłam iść w stronę łóżka, gdy zgasło światło. Cholera. Znalazłam swój telefon i świecąc nim, znalazłam włącznik. Nie ma prądu. Świetnie.
-Zayn?!- krzyknęłam, by chłopak mnie usłyszał
-Wszystko ok?- zapytał zza drzwi
-Tak.
Uważając na rzeczy na podłodze, wyszłam z pokoju i niemal uderzyłam z Malika, który stał pod drzwiami. On również oświetlał sobie drogę komórką.
-Myślałem, że miałaś iść spać- powiedział, unosząc brew.
-Bo miałam. Po prostu światło zgasło i... właściwie to, czemu ja ci się tłumacze?
-Ty mi powiedz- szepnął, podchodząc bliżej.
Czułam szybsze bicie mojego serca. Czułam szybsze bicie serc nas obojgu. Coś ciągnęło mnie w jego stronę. Jednak była we mnie również siła, która krzyczała, niemal wrzeszczała na całe gardło, bym trzymała się od niego z daleka. Ja sama jednak nie wiedziałam nic. Nie wiedziałam, co jest słuszne, a co idiotyczne. Stałam więc pomiędzy Zaynem a drzwiami mojego pokoju bez ruchu, wgapiając się w jego oczy.
-Powinnaś iść spać- powiedział i zrobił krok w tył. Cała niepewność prysła, a ja wiedziałam, że teraz muszę być jak najdalej od niego, ale czy dam radę?
-Masz rację
Odwróciłam się i weszłam do pokoju.
-Dobranoc Diano- powiedział, zanim zamknęłam drzwi
-Dobranoc Zayn- szepnęłam, będąc już sama.
Zakryłam twarz dłońmi i zastanawiałam się co właśnie się dzieje, co działo się przed chwilą. Położyłam się na łóżku i leżałam w ciemnościach. Słyszałam jak Zayn chodził po mieszkaniu. Był na balkonie, tak mi się wydaje, ale po co? Zrzuciłam kołdrę ze swojego ciała i podeszłam do okna, z którego mogłam zobaczyć Malika. Tak jak myślami, siedziała na balkonie z papierosem i butelką piwa w dłoni. Pewnie wziął sobie z lodówki. Wyszłam z pokoju, łapiąc koc i poszłam do chłopaka. Otworzyłam drzwi balkonowe i spojrzałam na niego z góry.
-Czemu nie śpisz?- zapytałam
-Nie wiem. A ty?
Wzruszyłam jedynie ramionami. Usiadłam przy nim, przykrywając nasze nogi grubym, czarnym kocem. Słońce zaczynało już wschodzić i jeśli mam być szczera to niemal umierałam z wyczerpania.
-Wpadniesz jutro?- zapytał nagle
-Hmm?
Spojrzałam na niego w tym samym momencie co on na mnie.
-Po co?
-No... nie wiem. Dobra, udajmy, że nic nie mówiłem.
Spuścił wzrok, patrząc na swoje, myślę, że wyziębione, dłonie. Był taki, zawstydzony i niepewny siebie.
-Nie. Jeśli chcesz, to przyjdę po pracy.
Nie wiedziałam, dlaczego się na to zgodziłam ani czemu Zayn mnie zaprasza, ale widząc go tak zmieszanego, po prostu powiedziałam to, co powiedziałam.
Wpatrzyłam się w księżyc na niebie, który powoli znikał w promieniach wschodzącego słońca. Za kilka godzin będę musiała iść do pracy, a nawet nie zmrużyłam oczu. Kiedy miałam powiedzieć, że teraz naprawdę idę spać Zayn się odezwał
-Mogę cię zrobić?- zapytał, patrząc na barierkę
-Jeśli nie jest to wyskoczenie z balkonu to tak.
-Jesteś pewna?- zapytał poważnie
-No tak- zaśmiałam się, myśląc, że chce zrobić coś zabawnego, albo głupiego... i zrobił.
Przywarł usta do moich warg i za nic nie pozwolił mi się od siebie odsunąć. Położył swoją zimną dłoń na moim karku, by przybliżyć mnie jeszcze bardziej. Znów uległam. Wplątałam jedną dłoń w jego włosy, a drugą umieściłam na jego policzku. Ten pocałunek znacznie różnił się od pierwszego. Był bardziej namiętny, pełniejszy... uczuć. W tamtej chwili zapomniałam o tym, co teraz myślą moi przyjaciele. Zapomniałam nawet o Piorunie.
Nagle Zayn chwycił mnie w tali i posadził sobie na kolana. Całował mnie coraz bardziej zachłannie i namiętnie. Czułam jego ręce na moich plecach.
Co my do jasnej cholery robimy?! Odsunęłam się od niego i oparłam czoło o jego, przymykając oczy. Jego dłoń spoczęła na moim poliku, a ja odważyłam się na niego spojrzeć.
-Co my robimy?- zapytałam szeptem
-Nawet nie wiesz, jak cholernie chciałbym to wiedzieć.
Otworzyłam zaspane oczy tylko po to, by od razu je zamknąć. Powoli zwlekłam się z łóżka i poszłam do salonu, w którym ostatniej nocy spał Zayn.
-Zayn?- krzyknęłam, gdy dostrzegłam, że kanapa jest pusta.
Pościel leżała na materacu złożona w kostkę. Podeszłam bliżej i zauważyłam białą kartkę. Wzięłam ją do ręki i od razu rozpoznałam pismo Zayn'a.
'Cześć
Mam nadzieję, że dobrze ci się spało po naszej ciekawej rozmowie na balkonie. Musiałem wyjść szybciej, ale wierzę, że dotrzymasz słowa i dziś się spotkamy. Uważaj na siebie.
Zayn
xx"
Uśmiechnęłam się szczerze, a gdy zorientowałam się, że to robiłam, skarciłam się w duchu. Obiecałam mu, że przyjdę i zamierzam dotrzymać obietnicy, ale czemu się z tego cieszę?
Praca! Cholera! Pobiegłam do łazienki, łapiąc z szafy jakieś ciuchu. Umyłam się i przebrałam. Włosy zastawiłam w spokoju, zrobiłam jednak lekki makijaż. Normalnie bym zdążyła bez problemu, ale muszę zaczynać jeździć autem, które stoi w garażu Lee. Nie mam czasu, by po nie teraz iść, więc muszę dostać się do baru na pieszo, przez co niemal na pewno się spóźnię.
Wzięłam z szafki klucze i wyszłam z domu, nakładając kurtkę. Na dworze było jeszcze szaro, drogę pod moim blokiem oświetlały jedynie stare, często zepsute lampy. Gdybym tylko mogła, wyprowadziłabym się jak najdalej stąd, ale nie mogę. Utknęłam w tej norze na zawsze.
Dotarłam do baru pięć minut przed czasem. Przebrałam się w kelnerskie łachy i stanęłam za ladą. Daniel obsługiwał ludzi przy stolikach w swoim sektorze, których nie było jeszcze tak dużo. U mnie nie było nikogo. Usiadłam na krześle za blatem i wyciągnęłam telefon. Napisałam SMS-a do Valee, że przyjdę dziś po samochód. Ciekawe czy jeszcze jest na chodzie. Jeśli nie, czeka mnie długa jesień i zima.
-Masz klienta u siebie. Chcesz, żebym przyjął zamówienie?- zapytał nieco zmartwiony Daniel, odrywając mnie od telefonu.
Spojrzałam w stronę stolika, przy którym siedział mężczyzna o kruczo czarnych włosach, w szarej bluzie i z tatuażem jaskółki na dłoni.
-Nie trzeba- powiedziałam i łapiąc w dłoń notes i długopis podeszłam do znajomego mi chłopaka.
-Chcesz coś zamówić?- zapytałam
Zayn spojrzał na mnie kamiennym wzrokiem. No jasne, przy ludziach będzie właśnie taki.
-Czarną kawę, bez cukru i naleśniki z serem.
-Ok- rzuciłam mu lekki uśmiech i odeszłam. Podałam zamówienie na naleśniki do kuchni, a sama wzięłam się za kawę. Pamiętając, by ominąć cukier, zaparzyłam czarny, mocny napój. Postawiłam filiżankę na talerzyku i zaczęłam ostrożnie iść w stronę Malika. Byłam już prawie przy nim, gdy jakiś facet przeciął mi drogę. Porcelana wypadła mi z rąk i roztrzaskała się o podłogę. Gorąca ciecz poparzyła moją dłoń.
-Mógłby pan uważać?-powiedziałam do mężczyzny około pięćdziesiątki zwracając uwagę Zayna. Sprawca, jak gdyby nigdy nic odszedł, oblewając mnie pogardliwym spojrzeniem. Niektórzy ludzi traktują nas tutaj jak sługów i śmieci. Chwyciłam z baru ścierkę i zaczęłam zbierać kawałki porcelany i zmywać podłogę.
-Nic ci się nie stało?-zapytał Zayn, który nagle znalazł się za mną.
-Nie, jest ok.
Wcale nie było ok. Moja dłoń płonęło żywym ogniem. Znów coś mi się stało.
-Właśnie widzę, chodź.
Podniósł mnie z podłogi, prowadząc do łazienki dla personelu. Rzucił szmatkę Danielowi, mówiąc, żeby się tym zajął.
Weszliśmy do pomieszczenia, a ja od razu usiadłam na blacie przy kranie i włożyłam dłoń pod zimną wodę.
-Macie coś na poparzenia?- zapytał, przeszukując szafkę z lekami- Dobra mam.
Wyciągnął jakąś maść i kazał mi podać sobie rękę. Położyłam mokrą dłoń na jego. Odkręcił tubkę i wylał nieco na oparzenie. Zamknęłam oczy, jakby miało to uśmierzyć ból, ale tego nie zrobiło. Zayn zaczął delikatnie wmasowywać maść w moją dłoń. Przeniosłam wzrok na jego twarz. Był tak skupiony. Marszczył czoło i przygryzał dolną wargę. Zastanawiałam się, o czym myśli. Siedziałam cicho, robiąc to, czego nie powinnam robić- przyglądałam mu się i znów chciałam go pocałować bądź przytulić. Nie, na pewno tego chcę. Nie pewno tylko mi się wydaje.
-Gotowe. Nie wiem, czy powinienem ci to zabandażować, poza tym nie ma tu chyba żadnego odpowiedniego opatrunku- powiedział, patrząc w końcu na mnie.
-Dzięki- powiedziałam i zeskoczyłam z blatu, stając naprzeciwko niego.
-Przyjdziesz dzisiaj?- zapytał
-Postaram się. Czemu tak szybko wyszedłeś?
-Miałem coś do załatwienia
-Ok
Wyszliśmy z łazienki i oboje wróciliśmy do swoich zajęć. Zayn dostał nową kawę i swoje naleśniki a ja dalej stojąc za barem, nie mogłam oderwać oczu od wysokiego chłopaka, który wypełnia większość moich myśli.
Moja zmiana minęła jak zwykle. Co chwile do baru wchodził nowy lub stały klient. Zayn wyszedł po tym, jak wypił kawę i zjadł swoje śniadanie. W czasie lunchu razem z Danielem siedzieliśmy na zapleczu, jedząc rybę z frytkami. Nie przepadałam za tym chłopakiem, ale były chwile, kiedy był naprawdę w porządku. Chciał wyciągnąć ze mnie jakiekolwiek informacje o Maliku, lecz nie powiedziałam mu więcej niż to, że jest moim kolegą. Bo jest, prawda?
-Daniel, wychodzę!- krzyknęła do chłopaka, który siedział z Loganem, kucharzem pracującym z nami, w kuchni.
Wyszłam tylnymi drzwiami, kierując się w stronę domu Lee. Musiałam zobaczyć co z moim autem. Po południe Londyn o tej porze roku nie należy do najpiękniejszych. Szare niebo zaczynało robić się coraz ciemniejsze, przyprawiając mnie o dreszcze. Ludzie ubrani najczęściej w ciemne kolory byli niemal jak bez życia. Ruszyłam i dołączyłam do nich.
Moja przyjaciółka mieszkała naprawdę niedaleko, więc droga do niej zajęła mi na szczęście tylko chwilę. Mały, jednorodzinny dom zawsze był tym, czego zazdrościłam jej i Blairowi. Był przytulny, z dwiema sypialniami, salonem, kuchnią i łazienką, i był idealny dla dwójki młodych ludzi planujących ze sobą przyszłość. Podeszłam do drzwi, zapukałam dwa razy i weszłam do środka.
-Lee?!- krzyknęłam, by przyjaciółka mnie usłyszała
Po chwili, z kuchni wyszła wysoka, rudowłosa dziewczyna. Zdziwienie wymalowało się na jej twarzy, gdy tylko mnie zobaczyła.
-Przyszłam po samochód- powiedziałam
-Tylko po to?
-Słucham?
-Wypadłaś z tego kluby tak nagle, a później jeszcze widziałam cię w objęciach Malika. Wiesz, co on zrobił? Zepchnął Blaira z toru. Ma złamaną nogę i nadgarstek. To w ogóle cud, że nie stało się nic poważniejszego.
Po wyścigu Zayn nie wyglądał jak człowiek, który właśnie prawie kogoś zabił. A nawet jeśli by to zrobił, Rick powinien był pomóc przyjacielowi, a nie ścigać się dalej. Niegdyś byli jak parabatai z Darów Anioła. Bratnie dusze, nierozłączni towarzysze walki chroniący się nawzajem, narażając własne życie. Teraz coś się zmieniło a mnie, szczerze powiedziawszy, w ogóle to nie interesuje.
-Otworzysz mi garaż czy mam przyjść później?- zapytałam, patrząc ze wściekłością w jej niebiesko-zielone oczy.
Weszła na chwilę do kuchni i znów stanęła naprzeciwko mnie z pękiem kluczy w dłoni. Ominęła mnie i wyszła na dwór. Podeszła do jednego z dwóch garaży przy jej domu i otworzyła go. Ujrzałam mojego kochanego, czerwonego garbusa. Był moim pierwszym autem, na które odkładałam cały rok. Podeszłam do niego i wsiadłam do środka. Włożyłam klucze do stacyjki i przekręciłam, ale nic się nie stało. Cholera, powiedziałam w myślach. Zrezygnowana oparłam głowę o kierownicę.
-Błagam cię ty złomie, odpal- szepnęłam sama do siebie, mając nadzieję, że to coś zdziała. Nadal nic.
Poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Owinęłam się szczelniej płaszczem i wyciągnęłam komórkę. Zayn.
-Halo?
-Gdzie jesteś?
-W drodze do ciebie. Wstąpię jeszcze po herbatę. Chcesz coś?
-To, co rano.
Nawet przez telefon mogłam poznać, że się uśmiecha.
-Pa, Zayn.
-Pa, Diano.
Rozłączyłam się i schowałam komórkę do kieszeni. Zapłaciłam taksówkarzowi i ruszyłam do Coffee&Cake. Już w progu poczułam ten znajomy, ale jednak nieco zapomniany zapach. Idąc w stronę lady, zobaczyłam przy niej wysokiego bruneta, którego imię poznałam dwa tygodnie temu. Jordan. On też mnie zauważył.
-Cześć-powiedziałam podchodząc bliżej
-Cześć. Co podać?
Jego niebieskie oczy sprawiały, że było w nim coś pociągającego. Szczerze mówiąc, był cholernie przystojny, ale było w nim coś, co nie pozwalało mi długo myśleć o nim w ten sposób. To jak mówił o własnym bracie a może właśnie to, co było w jego oczach. Nie wiem.
-Zieloną herbatę z cytryną i czarną kawę na wynos.
-Co cię tu znów sprowadza?- zapytał, parząc moje napoje.
-Twój brat- odpowiedziałam szczerze.
Jego wzrok od razu spoczął na mnie. Widziałam wściekłość, żal i współczucie, ale czemu? Zayn nie jest złym człowiekiem i kto jak kto, ale on powinien to wiedzieć. Wychowywał się z nim i widział, jak traktuje go matka.
-Nie powinnaś się z nim zadawać- powiedział, stawiąc dwa papierowe kubki przede mną
-Pozwól, że to ja będę o tym decydować.
Wyszłam z kafejki bardziej poirytowana niż po odwiedzinach u Lee. Czemu każdy dookoła mówi mi z kim mam cię zadawać a z kim nie? Kto jest dobry, a kto gorszy. Oni niech robią, co chcą i ja również będę to robić. Nie po to uciekłam od rodziny, by tutaj także wszyscy mówili mi co mam robić.
Zapukałam w drzwi, spodziewając się, że to Zayn mi otworzy. W progu stanęła jednak nieco niższa ode mnie czarnowłosa dziewczyna.
-Jest Zayn?
-W garażu, naprawia motor. Wejdź, a ja po niego zadzwonię albo jak chcesz to ich do niego. Z prawej strony bloku. Numer 127.
Kiwnęłam lekko głową, upijając łyk herbaty. Zeszłam po schodach, a na dworze niemal od razu ujrzałam uchylone drzwi garażu z dużym napisem '127'. Podeszłam do nich i cicho weszłam do środka. Malik stał przy swoim motorze i grzebał coś w silniku.
-Hej- powiedział, a on niemal podskoczył.
Zaśmiałam się i weszłam w głąb. To miejsce nie było zwyczajne.
-Mogłabyś się nie skradać na drugi raz?- zapytał, wstając.
-Nie skradałam się.- powiedziałam, robiąc minę niewiniątka- Przyniosłam ci kawę.
-Dzięki
Podałam mu napój, chowając wolną dłoń do kieszeni.
-Po co miałam przyjść?
-Na którą masz jutro do pracy?
-Na po południe a co?
-Nie masz może ochoty na festyn jesienny? Podobno mają być fajne zespołu.
-A co gdybym powiedziała, że nie?
Widziałam jego rosnący uśmiech i jarzące się oczy.
-Wtedy- powiedział, podchodząc bliżej- leżelibyśmy na moim łóżku. Ja z ręką na twoim brzuchy, ty z dłonią w moich włosach. Mówiłbym ci słodkie słówka, a ty wierzyłabyś w każdy wypowiedziany wyraz.
Zrobiłam zdziwioną minę. 'Wierzyłabyś w każdy wypowiedziany wyraz'. Czyli nie mogę tego robić? Nie mogę mu wierzyć?
-Żartuje.
-Chyba wolę festyn- uśmiechnęłam się nieco sztucznie, wypijając do końca herbatę.
-Właśnie dlatego to powiedziałem- zaśmiał się i oboje wyszliśmy z garażu.
-Gdzie masz auto czy tam motor?
-Przyjechałam taksówką. Znaczy podjechałam nią do Coffee&Cake, dalej poszłam pieszo. Byłam u Lee, ale samochód nie odpalił, a jest za zimno na jazdę motorem, niestety.
Zauważyłam, że Zayn gwałtownie stanął.
-Nie wygłupiaj się i powiedz, że tego nie zrobiłaś.
-Tak, zrobiłam to. O co ci chodzi?
-Wiesz co to za okolica? Tu nie jest bezpiecznie, nawet dla ciebie. A ci psychiczni taksówkarze. Jeden kiedyś o mały włos nie zabił Vivi. Nie mogłaś do mnie zadzwonić? Przyjechałbym po ciebie.
-Gdy byłam tu po raz pierwszy, nie sprzeciwiałeś się temu, bym sama poszła do domu. Nie znałam drogi i szłam na oślep. Teraz wiedziałam gdzie mam iść. Więc w czym problem?
-Wiele się od tamtej pory zmieniło.
-Na przykład?- drążyłam temat jeszcze bardziej irytując Zayna. Może w końcu się czegoś dowiem. Może powie mi coś, czego nie chce mi powiedzieć, a co ja chciałabym usłyszeć. Na pewno coś ukrywa. Jestem tego w stu procentach pewna.
-Nie chcę, by coś ci się stało, ok?
-Dlaczego?- zapytałam, krzyżując ręce i unosząc lewą brew.
-Bo cię lubię, pasuje? Kiedy byłaś tu pierwszy raz, byłaś dla mnie jak trofeum, którym muszę się przez chwilę zająć, ale później cię poznałem, tak samo, jak ty mnie, no i cię polubiłem. Nie sądziłem, że będę czuł coś takiego do kogoś innego niż do siostry. Tę... opiekuńczość. Tak, martwię się o ciebie.
Zayn odwrócił się i stał plecami do mnie. Powoli, lecz dokładnie zaczęłam przetwarzać wszystko, co mi powiedział. Każde słowo rozpatrywałam osobno by nadać całości jakikolwiek sens. Wiatr huczał mi w uszach jak jeszcze nigdy wcześniej. Słyszałam jedynie krzyk własnej podświadomości i ciężkie uderzenia serca.
-Przegrałeś- szepnęłam, lecz w ciszy Zayn na pewno miał możliwość usłyszenia moich słów.
-Co?- zapytał, odwracając się powoli.
Jego twarz w szarości dnia, oświetlona jedynie światłem wydostającym się z mieszkania na parterze, była piękna. W jego oczach widziałam ten blask niepewności i niezrozumienia. Nie rozumiał, co przegrał.
-Nasz zakład. Przegrałeś go. Założyliśmy się, że nigdy nic do mnie nie poczujesz, a ty mnie lubisz i żywisz opiekuńczości wobec mnie, a to jest uczucie, prawda? Boisz się, że coś mi się stanie, tak? Boisz się, że dowiem się czegoś, czego nie mogę wiedzieć. Dlatego nie pozwoliłeś widzieć mi się z bratem. Ukrywasz przed przyjaciółmi to, kim jesteś. Boisz się życia, prawda? Dlatego nie dajesz nikomu odkryć, jaki jesteś, ale ja cię przejrzałam.
Szok. Tylko to w tamtej chwili widziałam w jego wytrzeszczonych oczach. Nie spodziewał się takich słów, a tym bardziej nie ode mnie. Nie po tym, co niedawno powiedział.
-Masz rację. Przegrałem. Pierwszy raz w życiu przegrałem. Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo chciałbym cofnąć czas i nigdy nic do ciebie nie poczuć. Bardziej się uodpornić.- powiedział, jakby brzydził się tego, co się stało. Jakby brzydził się swoich uczuć. -Ale stało się. A pamiętasz, co jeszcze miało się stać, gdy obudzisz we mnie człowieczeństwo?
Zaczęłam przerabiać w myślach nasze rozmowy. Dokładnie pamiętałam co się stanie, ale nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli.
-Odejdę- powiedział, patrząc mi prosto w oczy
-Ale mimo wszystko nie chcę, byś odchodził- powiedziałam cicho, zerkając na swoje palce, które w tamtej chwili wydawały się, być o niebo ciekawsze od Zayna
-Co?
-Chcę, żebyś został. Chcę, byś martwił się o to, co będzie jutro, co będzie ze mną.
CZYTASZ
Zakład // Z.M.
FanfictionMiałam wszystko Niczego mi nie brakowało Nikt nie gadał kim mam być Byłam wolna Czułam to Teraz jestem w piekle Z tobą Przez jeden głupi Zakład https://youtu.be/2jWl5M-ELGg Zapraszam na 2 cz. Zakładu pt. "Ani słowa"