Po wyjściu z gabinetu nie byłam wcale spokojniejsza. Owszem, Grace zapewniała mnie sto razy, że nie dopuszczą do niczyjej śmierci, ale ja wiedziałam, że coś pójdzie nie tak. Po prostu to czułam. Może też dlatego, że w głowie miałam każde słowo listu mamy... Jeśli faktyczne dojdzie do jakiegoś krytycznego momentu, będą musieli ratować moje maleństwo, bez względu na wszystko.
Do porodu zostały tyko mniej więcej trzy tygodnie. Wszystko jest już gotowe – pokoik dla małego, całe wyposażenie. Wszystko jest gotowe na pojawienie się nowego potomka. A ja? Ja też jestem gotowa. Jestem gotowa na to, co nadejdzie, niezależnie od tego, jak się skończy, Tak, zakładam, że mój czas się już kończy.
- Jennifer, jak myślisz, te śpioszki będą pasowały dla mojego chrześniaka? - usłyszałam pytanie Ivette.
- Wybrałam się dziś z nią na małe zakupy, by jakoś odpocząć od tego wszystkiego. Aktualnie dziewczyna pokazywała mi jakieś granatowe ubranko z wizerunkiem słodkiego białego króliczka.
- Są urocze – stwierdziłam i patrzyłam, jak uradowana wkłada je do koszyka, w którym było już kilka ubranek i nawet znalazły się tam jakieś buciki
- Ah... Nie mogę się doczekać, aż będzie już z nami! - pisnęła uradowana. Spojrzałam na nią z ukosa. - No co? Mam zamiar rozpieszczać twojego syna!
- Już się tak nie zapędzaj. Nie będzie żadnego rozpieszczania. Ma wyrosnąć na porządnego mężczyznę, na takiego, jak jego ojciec – powiedziałam, skutecznie gasząc jej entuzjazm.
No raczej nie chciałabym, by wyrósł z niego zaparzony w siebie dupek, nie wiedzący, co chce od życia. Wiem, że Louis dobrze go wychowa. Nie mówiłam jej o liście. Od razu powiedziałaby Harry' emu, a ten Louisowi. Nie chciałabym tego. Chociaż, może powinien wiedzieć? Nie, byłoby mi trudniej. Byłoby mi trudniej znosić to wszystko, jego zatroskana twarz ciążyłaby mi do samego końca. Wiem, że brzmi to, jakbym myślała tylko o sobie, ale tak nie jest. Myślę o nim i dlatego tak postąpiłam. Wyjaśnię mu wszystko w liście, bo być może nawet nie zobaczę swojego synka. Tak, list będzie dobrym rozwiązaniem.
- Możemy już wracać? Jestem strasznie zmęczona – wyjaśniłam i usiadłam na jednej z ławek, obok której przechodziłyśmy.
- Jasne! Nie ma sprawy.
Dziewczyna od razu się zgodziła i pół godziny potem byłam już w domu. Louis był jeszcze w pracy, a Sammy miała jeszcze godzinę w przedszkolu. Była tylko gosposia, która myła podłogę w korytarzu.
- Aj, przepraszam, że ci nabrudzę. - Od razu zdjęłam pospiesznie buty i przeszłam na bosaka przez mokrą powierzchnię.
- A tam! Nie musiałaś ich zdejmować.
- No dobrze. Pójdę do siebie, trochę źle się czuję – powiedziałam i zabrałam ze sobą siatki, które zostawiłam przy drzwiach.
- Przygotować ci coś do jedzenia, może? - zapytała jeszcze.
- Nie, nie, dziękuję.
Gdy zniknęłam w pokoju, torby wrzuciłam do szafy, a sama podeszłam do łóżka, przy którym stała szafeczka z książkami. Wyciągnęłam kartkę papieru i długopis. Usiadłam wygodnie na łóżku, podpierając plecy o oparcie. Pod kartkę podłożyłam grubą książkę z twardą okładką i przez chwilę zastanawiałam się, jak zacząć.
Pół godziny później był gotowy. Wylałam chyba z morze łez, pisząc każde słowo, bo wiem,że go zaboli. Zaboli go to, co napisałam. Wstałam i włożyłam ją w białą kopertę, rozglądając się po dużym pomieszczeniu, by gdzieś go schować. Gdzieś, gdzie Louis go znajdzie. Nie mam zamiaru go ukrywać, ale też nie chcę mu go od razu dać. W końcu znalazłam takie miejsce i ze spokojem ponownie znalazłam się na łóżku. Przymknęłam oczy i nie wiem, kiedy zasnęłam.
CZYTASZ
Niania || Louis Tomlinson✅
FanfictionOna dostaje u niego pracę, jej wymarzoną pracę niani. On chętnie ją przyjmuje, gdyż widzi w jej oczach radość, jaką sprawia jej opieka nad dziećmi. Co z tego wyniknie i jaki udział w tym będą mieli jego przyjaciele i córeczka, która jest jego oczkie...