Rozdział 38

6.5K 256 24
                                    

- Czyli z małym jest wszystko w porządku? - zapytałam kolejny raz, wprawiając lekarkę w szeroki uśmiech.

- Tak, nie masz się czego obawiać.

- Dobrze, dziękuję – wstałam z krzesełka, nakładając na siebie granatowy płaszcz. Jesień w tym roku robi się wyjątkowo chłodna.

- Widzimy się za miesiąc –przypomniała jeszcze, zanim zamknęłam za sobą drzwi gabinetu.

     Oh, po kolei. Minęło już pięć miesięcy. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli syna. Taki mały Louis... Tak go sobie wyobrażam. Jego niebieskie szczęśliwe oczka, jego słodki uśmiech. Może mieć mój nosek, nie miałabym nic przeciwko. Wiem, że będzie wspaniały, w końcu to nasze geny. Zostały jeszcze trzy miesiące do rozwiązania. Mój brzuch nie jest jeszcze ogromny, ale i tak mam wrażenie, że wyglądam co najmniej jak słonica, to Louis usilnie stara się wyprowadzić mnie z błędu. Przytakuję mu tylko, a i tak myślę co innego.

- Co u naszego maleństwa? - usłyszałam pytanie Lou przez telefon, gdy rozmawialiśmywieczorem.

    Niestety nie było go w Doncaster, musiał wyjechać na spotkanie w sprawie budowy jakiegoś wieżowca w centrum Londynu po nowym roku. Ale wróci za kilka dni. Zamiast niego, przesiaduje u nas Harry. Chyba wziął sobie za cel sprawdzanie mojego stanu pod nieobecność Louisa. No chyba, że to on go prosił.

- Wszystko w porządku, rozwija sięprawidłowo. - Pani Grace powiedziała, że jeśli wszystko będzie dobrze, to na początku stycznia, jak to określiła już podczas pierwszej wizyty, mały przyjdzie na świat. - Mówi, że bezproblemu mały urodzi się o czasie.

- No to wspaniale! Ogromnie się za wami stęskniłem. Jak Sammy? Jest grzeczna?

- Tak, nie musisz się martwić. Dostała w przedszkolu jakieś kolorowanki i teraz zajmuje się tyko tym – streściłam zgodnie z prawdą.

     Louis zapisał małą od września do przedszkola. Sammy na początku nie za bardzo przejawiała chęć chodzenia tam, ale gdy minęło kilka dni, zmieniła swoje nastawienie. Raz, gdy poszłam po nią, po skończonych zajęciach, bawiła się z dwoma dziewczynkami i trudno było mi ją od nich odciągnąć.

- No dobrze. Muszę kończyć. Połóż się dziś wcześniej, odpoczywaj jak najwięcej i masz się nie przemęczać, jakby co, to do dyspozycji masz Mirellę.

- Tak, wiem.

    Uśmiechnęłam się, słysząc jego troskę. Momentami stawał się nadopiekuńczy, ale nie na tyle, bym miała go dość. Mimo, że miał na karku prawie trzydziestkę, był uroczy i słodki, jak nastolatek.

- Dobranoc.

- Dobranoc – odpowiedziałam i wyczułam, jak uśmiecha się do telefonu. Po chwili rozłączył się, a ja położyłam telefon bok siebie na szarej kanapie wsalonie. W telewizji leciał jaki program muzyczny, a ja oglądałam go tak jakby wcale.

- Jennifer, ja będę lecieć, jutro muszę być niestety w firmie, ale zajrzę do was po południu. - Najpierw usłyszałam, a potem zobaczyłam postać Harry' ego przed sobą. Stał z podpartymi bokami, uważnie mnie obserwując.

- Okej – przytaknęłam,spoglądając na niego przelotnie.

    Byłam na niego trochę zła, że siedzi tu z nami, a nie zajmuje się Ivette. Tak, zapomniałam wspomnieć, że ta dwójka ze sobą kręci. Dla mnie wygląda to dość poważnie i widać, że loczek podchodzi do tego tak samo. Ona nie chce i nic powiedzieć, ale mam nadzieję, że nie zrezygnuje z niego, jeśli poczuje jakieś zagrożenie... Ona nie wygląda, ale nie jest taką, która zmienia facetów, jak rękawiczki, bo jej się znudzili. Nie. Ona ich zostawia, gdy widzi, że zaczyna robić się poważnie, a nie odwzajemnia ich uczuć. Dlatego liczę, że z Harry' m uda się jej coś stworzyć, coś trwalszego.

Niania || Louis Tomlinson✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz