2. "Powinniście postawić Davidowi ołtarz za to, że tu jestem"

109 11 0
                                    

Doskonale wiedział, że jest spóźniony, ale mówi się trudno. Pchnął drzwi, które zaskrzypiały niemiłosiernie, i wszedł do rudery, którą dwóch jego kumpli dumnie nazywało domem. Dookoła było pusto.

- Halo?! Chłopaki, jesteście tu?! – krzyknął.

Po kliku sekundach usłyszał hałas z bliżej nieokreślonego miejsca w górze. W następnej chwili z na wpół zdewastowanych schodów zszedł albo raczej zeskoczył Mike.

- No proszę! A jednak jesteś, Bill! Czyli wygrałem zakład... - podszedł do schodów i krzyknął w górę. – Słyszysz, John?! Te pięć dolców jest moje!

- Jakie pięć dolców? Co ty pieprzysz, Mikey? – zapytał Billie Joe.

- Kiedy nie było cię o czasie, założyłem się z Sobrantem o pięć dolców, że się spóźnisz. I wygrałem.

Bill tylko westchnął i przewrócił oczami. Jednocześnie zauważył, jak John zeskakuje z połowy wysokości schodów.

- Masz pieprzonego farta Pritchard, wiesz? – powiedział i wcisnął Mike'owi banknot. – A ty gdzie byłeś, co?

- Ej, ale spokojnie, Johnny. W domu. W ogóle powinniście Davidowi postawić ołtarz za to, że tu jestem.

- A co do tego ma twój starszy brat? – Sobrante był wyraźnie wściekły z utraty pięciodolarówki.

- No coś ma... Gdzie jest Frank, tak swoją drogą?

- Zapewne już na miejscu. – powiedział Mike, poprawiając swoje długie włosy. – Przecież mieszka w domu obok. Ej, dla kogo tak się wystroiłeś, Joe?

- Dla nikogo... - Billie poczuł, jak policzki oblewa mu rumieniec.

- Ach, no tak. Zapomniałem. Amanda.

- Stul pysk, Pritchard.

- Dobra, ruszcie tyłki. Chciałbym się jeszcze dzisiaj czegoś napić. – powiedział jeszcze bardziej wściekły John.

- Wyluzuj, stary. Imprezowanie w stresie jest niedobre. – odparł Mike i wyszedł z budynku.

Chciałbym móc Ci to powiedzieć...  [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz