Kolejny dzień, kolejne próby odnalezienia się w tym świecie. Nieustanne pytania przy wschodzie słońca, jakby powiązane niewidzialą nicią; 'Co ja tu robię? Jaki jest cel?'. Może i nie byłoby to takie złe, gdybyś miała rodzinę i przyjaciół na wyciągnięcie ręki. A jeśli tak nie jest? Z każdym nowym dniem, starając się go przetrwać, stajesz się coraz bardziej odporna na wszelkie niebezpieczeństwa. Ale rzeczywistości nie oszukasz - jest jak wielki, tykający zegar, przypominający o swojej obecności. Czy można coś z tym zrobić? Chyba tylko zaakceptować.
W pośpiechu zamknęłam mieszkanie, po czym skierowałam się w stronę Susnet Strip, zmierzając do pracy. Jak już wspominałam, bardzo ciężko było mi się do niej przekonać, ale zgodziłam się, ponieważ potrzebowałam pieniędzy. Mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się zatrudnić w bardziej przyzwoitej branży niż dilerka. Jednak ten najbliższy okres muszę wytrzymać bez względu na wszystko - inaczej nie będę miała pieniędzy, a co za tym idzie, wyrzucą mnie z mieszkania. A tego bym nie chciała.
- Cześć, Izzy - przywitałam się, wchodząc do pomieszczenia.
- Hej, hej - odparł nieobecnym tonem. Brunet namiętnie szukał czegoś w szafkach, a ja, nie chcąc przeszkadzać, usiadłam na kanapie. - No cholera! - krzyknął, trzaskając drzwiczkami.
- Mogę jakoś pomóc?
- Kostki, kostki do gitary - wymruczał.
Rozejrzałam się po pokoju, ale nie mogłam dosięgnąć ich wzrokiem. Po chwili jednak poczułam, jak mały przedmiot wbija się w moją nogę. - Ot zguba.
- Proszę. - uśmiechnęłam się do chłopaka, podając mu poszukiwane kostki.
- Dziękuję. Ashley, mogę cię o coś zapytać? Co cię skusiło do pracy tutaj? Wybacz, ale trochę nie pasujesz do tego środowiska - Stradlin usiadł naprzeciwko mnie, a ja odpowiedziałam całą historię - jak żyłam i dlaczego się tutaj znalazłam.
Brunet słuchał mnie z zainteresowaniem, co chwilę kiwając głową na znak, że rozumie.
- A ta cała sytuacja z White'm? Niewiele kobiet byłoby stać na to, żeby tak się postawić - rzekł z ledwo dostrzegalną nutą podziwu.
- W domu dziecka nauczyłam się, że zawsze warto stawiać na swoim bez względu na konsekwencje. Gdy miałam dziesięć lat, kilkoro starszych chłopców zaczęło rzucać we mnie wyzwiskami. Wtedy mój najlepszy kolega z tamtych czasów, mimo iż był młodszy od nich sprzeciwił się im i mnie obronił. Obiecałam sobie tego dnia, że już zawsze będę twarda w takich sytuacjach, ponieważ kiedyś mogę się znaleźć w podobnej - wyjaśniłam, delikatnie się uśmiechając. Izzy nic nie odpowiedział, tylko wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Zabrał jednego, po czym już po chwili zaciągnął się dymem.
- Chcesz? - wyciągnął rękę z wyrobem w moją stronę.
- Dziękuję, ale nie palę. To teraz twoja kolej. - widząc jego pytające spojrzenie, dodałam - Opowiedz coś.
- Nie lubię mówić o sobie. Gram na gitarze w zespole rockowym, mieszkamy niedaleko. Swoją drogą, mogę cię z nimi poznać.
Przytaknęłam tylko w odpowiedzi. Polubiłam Stradlina. Widać, że z natury był cichy, ale miło się z nim rozmawiało. Cieszyłam się, że pracuję z kimś takim jak on. Może nie będzie aż tak źle.
Około godziny dwunastej White przywiózł nowy towar i rozkazał nam dostarczyć go do klientów. Izzy zapewnił, że jest z nimi umówiony w dokładnych miejscach, więc nie powinno nam to długo zająć.
Staliśmy pod oknami dużego, prawdopodobnie opuszczonego budynku. Dało się słyszeć jedynie śpiew ptaków i od czasu do czasu przejeżdżające samochody. Trochę przerażało mnie to miejsce, aczkolwiek nie chciałam, żeby było to widać - w końcu od teraz to miała być moja praca. Po kilkunastu minutach podszedł do nas wysoki chłopak. Wyglądał na dwadzieścia lat, był ubrany raczej przeciętnie - dżinsowe spodnie, koszulka i ramoneska. Gdybym spotkała go na ulicy, nawet nie przyszłoby mi na myśl, że mógłby brać jakiekolwiek narkotyki.
W ciszy wyciągnął rękę, do której Izzy włożył kilka woreczków z białym proszkiem. Klient tylko skinął głową, po czym wyjął z kieszeni parę banknotów i przekazał je Stradlinowi. Gdy cała transakcja dobiegła końca, oddalił się w swoją stronę, a my wróciliśmy do naszej siedziby, nazywanej przez bruneta Norą.
W środku znajdował się mały pokoik, gdzie przebywaliśmy w dzień. Jasne ściany nadawały mu wrażenia czystości, jednak stare, poniszczone meble dokładnie ten efekt burzyły. Nie było za pięknie, ale można powiedzieć, że już się do tego przyzwyczaiłam.- Izzy?
- Tak?
- Nauczysz mnie grać na gitarze? - zapytałam nieśmiało.
- Jasne, możemy spróbować - chłopak uśmiechnął się lekko, a po chwili poszedł po swój instrument. Od zawsze fascynowała mnie muzyka, jednak w Manchesterze nie miałam możliwości spróbować sama zagrać.
- Lewą ręką trzymasz gryf, a prawą szarpiesz struny. O tak, dobrze. Do tego dochodzą jeszcze chwyty, ale to na inną okazję. Możesz spróbować zagrać to - chłopak położył przede mną tekst jakiejś piosenki, obok której napisane były chwyty. Gdy już wiedziałam, jak układać palce przy każdym z nich, zagrałam jej kawałek. Jak na pierwszy raz, byłam zadowolona. Mam nadzieję, że to nie koniec mojej nauki, ponieważ naprawdę mi się to spodobało.
***
- Organizujemy dzisiaj imprezę, może wpadniesz? - zaproponował Izzy następnego dnia.- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się - w końcu poznam twoich przyjaciół!
- Tylko wiesz... Oni nie zawsze zachowują się normalnie, więc nie bierz wszystkiego co zrobią bardzo do siebie.
- Okay, zapamiętam - zaśmiałam się.
- Będę u ciebie dzisiaj o dziewiętnastej, do zobaczenia.
Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Będzie to moja pierwsza impreza w życiu. Niby nic dziwnego, gdyby nie to, że mam dwadzieścia lat. Odrobinę się stresowałam, ale nie chciałam zepsuć sobie tym całego wieczoru. Będzie, jak będzie.
Wyjęłam z szafy czarne dżinsy, zwykłą, białą koszulkę z dość dużym dekoltem i również dżinsową katanę. Szybko się ubrałam, po czym zrobiłam sobie delikatny makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
Izzy zjawił się punktualnie, po czym ruszyliśmy w stronę Sunset Strip. Słońce powoli chowało się za horyzontem, pozostawiając nas w półmroku. Gdy stanęłam przed domem Stradlina, lekko się zdziwiłam - zupełnie inaczej go sobie wyobrażałam. Duży budynek, z małą werandą przed wejściem. Drzwi były otwarte, z wnętrza rozbrzmiewała muzyka. Przestępując próg, poczułam nagły przypływ pozytywnej energii i z uśmiechem wkroczyłam do środka.
________________
I drugi rozdział za Nami. Skorzystałam z Waszych rad i zwolniłam trochę z akcją. Oczywiście czekam na opinie i (konstruktywną) krytykę z Waszej strony, to bardzo motywuje! Chciałabym też podziękować najlepszemu ziomowi, Dominice, która oceniała i pomagała przedpremierowo. Do następnego! 😊💞
CZYTASZ
Little Patience |GN'R
Fanfiction1985r., LA Co zrobić, gdy los zesłał Cię do Los Angeles, a ty nie masz grosza przy duszy? W poszukiwaniu rodziny natrafiasz na zespół, który może stać się twoją jedyną nadzieją. Historia dwudziestoletniej Ashley, która całe życie spędziła w do...