*RACHEL*
Niechętnie wyrwawszy się z jego uścisku, uśmiechnęłam się. Żeby spojrzeć mu w oczy, musiałam mocno zadzierać głowę, ponieważ dzieliło nas jakieś trzydzieści centymetrów.- Co będziemy robić? - zapytałam, poprawiając jasne włosy, które zdążył już rozwiać silny wiatr.
- Możemy iść do pokoju i... - zaczął basista, ale przerwałam mu.
- Nie - odparłam, na co on momentalnie posmutniał. - Nie teraz. Na razie chodźmy coś zjeść.
Nie zważając na udającego obrażonego blondyna, skierowałam się w stronę domu. Z zewnątrz był naprawdę ładny, w przeciwieństwie do lekko zawalającego się Hell'a. Jasnopomarańczowe ściany kontrastowały z czarnym dachem. Za nim rozciągał się potężny las, a obok - niewielkie, ale klimatyczne jezioro.
Wchodząc do środka, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to Axl, namiętnie obmacujący się z jakąś laską. Jej sukienka była podwinięta, odkrywając cały pośladek, na którym aktualnie znajdowała się dłoń wokalisty. Nie zauważyli nas, więc nie chcąc przeszkadzać, razem z basistą udaliśmy się do kuchni.- Masz ochotę na sok? - zapytałam, stając przed otwartą lodówką.
- Mhm - odrzekł McKagan.
Kiedy szukałam pomarańczy, do pomieszczenia weszła Ashley. Miała dziwny wyraz twarzy - jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem, ale po chwili zamieniało się to w złość i niedowierzanie.
- Duffy, zostawisz nas na chwilę? - zapytała, siląc się na uśmiech.
- Jasne.
Gitarzysta opuścił kuchnię, a szatynka stanęła naprzeciwko mnie.
- Co to ma być? - wskazała na przymknięte drzwi, za którymi znajdowała się kanapa.
- Dziwisz się? Przecież w Hell'u miałaś ten widok codziennie.
Nie rozumiałam, o co jej chodziło. Nieustannie kłóciła się z wokalistą, a po wczorajszym wieczorze w ogóle ze sobą nie rozmawiali.
- Chyba nie jesteś zazdrosna? - zapytałam, unosząc brwi.
- Nie. Oczywiście, że nie, skąd ci to przyszło do głowy? - oburzyła się, uciekając wzrokiem.
- Ash, powiedz, o co ci chodzi.
- Ja sama nie wiem - usiadła na krześle, opierając głowę na dłoni. - Wczoraj... Myślałam, że się pogodziliśmy, że wszystko będzie jak dawniej.
- A nie pogodziliście się?
- Chel, znasz go. Mówi, jak to bardzo cię przeprasza, po czym idzie do innej.
- Ale nie byliście razem, więc co masz na myśli?
Przez chwilę nie odpowiadała, zastanawiając się nad czymś. Nagle podniosła wzrok, mówiąc:
- Nalej mi czegoś mocnego.
- Ashley!
- Cicho.
Wzięłam wino leżące na stole, po czym nalałam szatynce. Ona za jednym zamachem opróżniła zawartość szklanki, chwilę później kierując się w stronę wyjścia. Szłam za nią, obawiając się, żeby nie zrobiła niczego głupiego.
W pokoju obok akcja szybko się rozkręcała. Blondynka nie miała na sobie już koszulki, a jej włosy sterczały - każdy w inną stronę.
Ashley podeszła do niej z ironicznym uśmiechem, a po chwili rzekła:- Nie trać czasu, nie warto. - Następnie przeniosła wzrok na rudzielca, ciągle jednak zwracając się do dziewczyny. - To dupek. Nie minie godzina od kiedy wyjdziesz, a on już będzie miał inną.
Widziałam gniewne, ale i rozbawione iskierki w oczach wokalisty. Szepnął coś blondynce, która chyba wzięła sobie do serca słowa Ash, bo nie zwracając uwagi na Rose'a, zabrała swoje rzeczy, po czym wyszła.
Szatynka również udała się na górę, zostawiając mnie w pokoju ze zdezorientowanym Axlem. Usiadłszy obok niego, chwilę się zastanawiając.- Chyba spieprzyłeś - rzekłam, oblizując wyschnięte wargi.
***
*SLASH*
Świeciło słońce, ćwierkały ptaszki, przede mną rozciągał się piękny widok na jezioro. Niczego więcej nie potrzeba do szczęścia, prawda? No, może oprócz wybicia tych wszystkich małych kurwiów - komarów, które ugryzły już chyba każdy wolny kawałek mojego ciała. Ale spokojnie, trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Nie ma miejsca na narzekanie.
Kiedy tak sobie leżałem na kocu, rozłożonym na ciepłym piasku, doszedłem do wniosku, że trzeba by się jakoś rozerwać. Tylko jak? Jesteśmy na kompletnym zadupiu, gdzie, wyłączając nas, nie ma nikogo. Rachel migdoli się z McKaganem parę metrów obok, a Ashley... O, właśnie. Ashley. Muszę jej zaproponować jakieś miłe spędzenie czasu. Rozkręca się dziewczyna, to może się zgodzi.- Hej - usłyszawszy rytmicznego, zobaczyłem, jak przysiada się obok mnie.
W jednej dłoni trzymał papierosa, a w drugiej gitarę. Po chwili bez słowa zaczął grać jakąś melodię, która z każdym kolejnym dźwiękiem stawała się coraz lepsza. Kurwa, to było genialne!
- Stary, co to jest? - zapytałem, ściągając okulary przeciwsłoneczne i od razu mrużąc nieprzyzwyczajone oczy.
- Nic, wymyśliłem przed chwilą - odparł, zaciągając się nikotyną.
- Zapisz to gdzieś, wykorzystamy to, bo jest zajebiste.
***
- Co tam? - zapytałem szatynkę, która chwilę wcześniej położyła się obok mnie.Nic nie odpowiedziawszy, posłała mi zirytowane spojrzenie, po czym odgarnęła włosy, opadające na jej twarz.
- Dobra, nie było pytania. - Uniosłem dłonie w obronnym geście. - A jak tam ten twój laluś? Rozmawialiście w ogóle, odkąd go zostawiłaś w Angeles?
- Nie - odparła krótko.
- Nie tęskni za tobą?
- Hudson, jak się zaraz nie zamkniesz, to źle skończysz - powiedziała przez zęby.
Wolałem nie ciągnąć dalej dyskusji, bo faktycznie mogłem źle skończyć. Postanowiłem więc jej od razu zaproponować pewien układ, nie tracąc czasu.
- Ash, co powiesz na jakieś szybkie... - Nie kończąc, kiwnąłem głową w kierunku domu.
- Czy ty naprawdę masz mnie za taką, jak te wszystkie laski, które lecą na jedno wasze słowo? - spytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że nie - odrzekłem. - Po prostu myślałem, że...
- Lepiej nie myśl.
No i zostałem sam, pozbawiony jakiejkolwiek przyjemności, a także chęci do działania. Kątem oka zobaczyłem Rose'a, zmierzającego w naszą stronę. Odwróciwszy się, żeby znowu w ciszy poleżeć, mój podbródek zderzył się z Ashley. Zaskoczony, chciałem się odsunąć, jednak szatynka położyła dłoń na moim karku, przyciągając mnie do siebie i łącząc nasze usta. Tak szybko zmieniła zdanie? Objąłem ją w talii, po chwili sadzając sobie na kolanach. Próbowałem nie przejmować się tym, że co chwilę zerkała w kierunku Axla, który siedział niedaleko nas. Trochę jej nie rozumiałem, ale nie moja sprawa.
Po kilku minutach, kiedy coraz bardziej zaczynało brakować nam tchu, oderwała się ode mnie i jedynie niewinnie się uśmiechając, z powrotem położywszy się, położyła głowę na moim ramieniu.
______________
Hej! Przepraszam, przepraszam, że tak długo zwlekałam z dodaniem, ale ten rozdział jest tak z dupy, że jakaś masakra XDD. Ogólnie miał wyglądać inaczej, ale przeniosłam to na następny i moja wena była ostatnio na poziomie -100 więc musicie mi wybaczyć. Tradycyjnie, dziękuję marcys22 (lowe ju 💞) i Wam, za wszystkie wyświetlenia (2,6 tys!). No, do kolejnego, czyli myślę, że gdzieś za dwa tygodnie. Enjoy!
CZYTASZ
Little Patience |GN'R
Fanfiction1985r., LA Co zrobić, gdy los zesłał Cię do Los Angeles, a ty nie masz grosza przy duszy? W poszukiwaniu rodziny natrafiasz na zespół, który może stać się twoją jedyną nadzieją. Historia dwudziestoletniej Ashley, która całe życie spędziła w do...