ROZDZIAŁ 15

651 39 20
                                    

*SLASH* 

Promienie mocnego, kalifornijskiego słońca wpadały do pokoju, przeciskając się przez najmniejsze szpary w zasłonach. Wykonywały przeróżne iluminacje wokół mojej głowy, sprawiając, że zły do granic możliwości, musiałem się podnieść i wyjść z tej cholernej sauny. Prawie trzydzieści stopni o dziesiątej rano. To jest jakaś kpina.
Nie siląc się na zakładanie górnej części garderoby, udałem się na dół.
W kuchni znajdowała się jedynie Ashley, tępo patrząca w ścianę nad kuchenką. Nie zauważyła mnie, kiedy podszedłem bliżej.

- Dzień dobry - odezwałem się po chwili, całując odkryte przez koszulkę ramię dziewczyny.

- Saul - wzdrygnęła się. - Biedną kobietę tak straszyć? Ubrałbyś się.

- Przyznaj, że taki podobam ci się bardziej - uniosłem brwi, uśmiechając się zadziornie.

Szatynka wywróciła oczami, z powrotem się odwracając. Wyjąwszy kubek z szafki, nalała do niego ciemną ciecz.

- Chcesz też? - spytała po chwili.

- Chcę.

Oparłem się plecami o blat i w skupieniu obserwowałem Williams. Miała na sobie tylko piżamę, składającą się z luźnej koszulki i krótkich spodenek, idealnie eksponujących jej seksowne nogi. Gdybyśmy się nie przyjaźnili... Nie, Hudson, nie ma mowy.

- Siema. - Do kuchni wszedł Axl, od razu zaznaczając swoją obecność.
Podszedł do stolika, na którym stały dwa kubki z kawą, po czym chwycił jeden i przyłożył do ust.

- Nawet nie próbuj - odezwała się szatynka, mierząc rudzielca morderczym spojrzeniem.

Wokalista wziął łyk napoju, chwilę potem odkładając naczynie i uśmiechając się słodko do dziewczyny. Ona tylko głośno westchnęła w odpowiedzi.

- Słyszeliście? - odezwała się Ashley po dłużej chwili.

- Ale co? - mruknął Axl.

Szatynka bez odpowiedzi szybko podniosła się z miejsca i udała się do pomieszczenia obok, którym była łazienka.  Dopiero teraz dało się słyszeć dziwne odgłosy, wydobywające się jakby spod ściany. Podszedłem do umywalki, gdzie odkręciłem kurek. Nic. W wannie tak samo. Posławszy wokaliście i Williams zdziwione spojrzenie, odezwałem się:

- Co z tym robimy?

- Chyba trzeba zadzwonić do jakiegoś hydraulika - odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. 

- Chyba tylko trzeba mieć na niego kasę - rzekł rudzielec. 

Staliśmy naprzeciwko siebie, wymieniając spojrzenia, a za ścianą ciągle coś stukało i bulgotało, co było cholernie denerwujące.

***

- Nie widzę innego wyjścia, trzeba się zgodzić - odparłem, powoli zaciągając się tytoniem.

Wszyscy zebrali się w największym pomieszczeniu, aby razem przedyskutować zaistniałą sytuację. Zawołaliśmy fachowca, który powiedział, że jest w stanie to naprawić, ale za stawkę, którą możemy zaoferować, zajmie mu to około półtora tygodnia.

- A pomyślałeś, baranie, gdzie będziemy mieszkać przez ten czas? - zawołał zdenerwowany wokalista.

- Mam przyjaciela - zaczął Stevie. - Wybudował rok temu dość duży domek nad jeziorem i obiecał mi pomóc, gdy będę czegoś potrzebował. 

- Za darmo? - zapytał z nutą nadziei w głosie basista.

- Tak, raczej tak. - Wzruszywszy ramionami, wziął duży łyk whiskey, leżącej na stole.

*ASHLEY*

- Jak długo tam będziecie?

Rachel przysiadła na parapecie, krzyżując wiszące w powietrzu nogi. Przyglądała mi się z ciekawością, jak pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki.  Jej ciemne włosy odbijały promienie górującego słońca, wpadające przez okno. 

- Prawie dwa tygodnie - odrzekłam, wyjmując z szafy dżinsowe spodenki. 

- Ale wam zazdroszczę! Ty będziesz opalać się z przystojnymi, wschodzącymi gwiazdami nad jeziorem, a ja spędzę kolejne cudowne wieczory, podając drinki starym alkoholikom. 

Usłyszawszy to, wybuchłam głośnym śmiechem. 

- Jedź z nami - powiedziałam. - Zapytam chłopaków, ale jestem pewna, że nie będą mieć nic przeciwko. 

- Naprawdę? - Dziewczyna uściskała mnie z szerokim uśmiechem. 

- No, już. Leć się ogarnąć i widzimy się wieczorem. 

Pożegnawszy Chel, powróciłam do pakowania. Co chwilę wyjmowałam z szafy przeróżne ubrania, po czym ułożone odkładałam do walizki. Cieszyłam się na ten wyjazd. Wprawdzie nastąpił on z niezbyt sprzyjających przyczyn, ale bez nich pewnie nigdzie byśmy się nie ruszali. Wizja spędzenia z najlepszą przyjaciółką ponad tygodnia po kilkunastu latach życia w odosobnieniu, napawała mnie niezmiernym szczęściem. 

*** 

- Ruszaj się, Adler - warknął zniecierpliwiony wokalista. 

Od dwudziestu minut siedzieliśmy w samochodzie, ponieważ ciągle ktoś się po coś wracał. Tym razem to perkusista zapomniał jakiejś niezwykle ważnej rzeczy, a każdy ściśnięty, jak rybka w puszce, modlił się o jak najszybszy dojazd na miejsce. Niestety, czekały nas calutkie dwie godziny drogi. Za kierownicą zasiadł Izzy, uznany za najbardziej odpowiednią osobę na to stanowisko. 

- Długo jeszcze będziemy czekać? - Wokalista ponownie okazał niezadowolenie. 

- Axl, spokojnie, dojedziemy tam dzisiaj - odparłam, pokrzepiająco klepiąc dłonią w jego kolano.

- Ash, chociaż ty mnie nie denerwuj, co? 

- Jak ty wytrzymasz tyle czasu bez żadnych koleżanek? - Szepnęłam, dając nacisk na ostatnie słowo. 

Lubiłam go prowokować. Nasze relacje nieco się zmieniły w ostatnim czasie, na szczęście na dużo lepsze. Mogłam śmiało nazwać wokalistę swoim przyjacielem, aczkolwiek czasem zdarzały nam się ostre kłótnie. Wypominał mi wtedy wszystko, co kiedykolwiek zrobiłam lub powiedziałam i właśnie tego w nim nie lubiłam. 

Po jakimś czasie spojrzał mi w oczy i wzruszając ramionami, niedbale rzekł:

- Mam ciebie. 

 Usłyszawszy to, ze zdziwieniem wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowa.

- Nawet o tym nie myśl - rzuciłam w końcu. 

- Jeszcze się przekonasz - zaśmiał się cicho, odwracając wzrok na szybko poruszające się obiekty za szybą. 

______________________

Dzień dobry! 

Po dwóch tygodniach jestem z nowym rozdziałem, niestety krótkim, ale kolejny już się pisze. A więc pozostaje mi tylko życzyć miłego dnia i enjoy! Do następnego! :)) <3 

Little Patience |GN'ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz