Rozdział 25

274 26 2
                                    

Minęły trzy miesiące. Trzy. Pieprzone. Miesiące.
Każdego dnia myślałem o tym, jaki głupi byłem. Na początku byłem na nią wściekły. Nie potrafiłem nawet wypowiedzieć jej imienia. Nie moglem uwierzyć, że to zrobiła.
A potem zacząłem myśleć. W końcu. I zdałem sobie sprawę, że to nie była jej wina. Że ona nie byłaby zdolna do czegoś takiego. Że to nie mogła być ona. I że byłem pieprzonym idiotą.
Moim jedynym zadaniem było zabranie ją stamtąd. Była tak blisko mnie. Tak naprawdę była na wyciągnięcie ręki. A ja po prostu stamtąd uciekłem.
Obwiniałem siebie przez długi czas. Przestałem chodzić do szkoły, latać do strażników, spotykać się z innymi ludźmi. Całymi dniami leżałem w mieszkaniu myśląc o niej. Mój telefon często dzwonił, a ja nawet nie sprawdzałem, kto próbuje się do mnie dobić.
Leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami.W wyobraźni widziałem Elsę. Uśmiechała się do mnie, a ja czułem, jak moje kąciki ust unoszą się do góry. A potem otwarłem oczy. Nie było jej. Z moich oczu popłynęły łzy. Nie pierwszy raz z resztą. Znów zamknąłem oczy by choć na chwile pobyć w świecie, gdzie wszystko jest proste.
-Długo będziesz tak leżał?-zerwałem się gwałtownie. W drzwiach mojej sypialni stał Kristoff. Od czasu kiedy ona zniknęła, jej siostra dostawała totalnego kręćka. Z resztą,nie dziwiłem się jej. Ja i Kris zakumplowaliśmy się, kiedy opiekowaliśmy się Anią.
-Stary, siedzisz tu już ponad 2 miesiące.-moje rozmyślania przerwał głos chłopaka.-Posłuchaj, ja wiem, że coś się stało. Wiem, że kiedy przyszedłeś do baru i schlałeś się w trzy dupy, coś musiało się stać.
I faktycznie, stało się. To właśnie wtedy wystąpił ta cała akcja z tym chłopakiem i Elsą.
-To...-nie wiedziałem jak zacząć. Mimo, że bardzo go lubiłem, nie mogłem mu powiedzieć całej prawdy.-To jest bardziej skomplikowane niż myślisz. Nie mogę ci za dużo powiedzieć, ale...Ale ja ją widziałem.
-Kogo?
-Elsę.
Blondyna wyraźnie zamurowało.
-Jack, jesteś...
-Tak, jestem pewien do cholery!-krzyknąłem i wstałem, przeczesując włosy ręką.- Ja..rozmawiałem z nią i...i coś się stało, ale nie mogę ci nic więcej powiedzieć.
-Okej, czyli mam rozumieć, że widziałeś się ze swoją dziewczyną, która z niewiadomych przyczyn zniknęła i nawet słowem o tym nie wspomniałeś?!-on również wstał.
-To nie tak! Elsa...ona...ona była inna okej?! Po prostu...nie ważne. Zapomnij o tej rozmowie-opadłem z powrotem na łóżko.-Po co przyszedłeś. Bo chyba nie odwiedzić starego kolegę?
Odetchnął głęboko i usiadł.
-Z Anką się pogorszyło. Myślałem, że wiesz...czas leczy rany. Ale ona...kurde, poszła do szkoły i...i miała atak histerii. Byli wzywani jej rodzice, którzy zabrali ją do domu, a wtedy było jeszcze gorzej. Zadzwoniły do mnie jej przyjaciółki, kiedy wylądowała w szpitalu.
-Zaraz...jak to w szpitalu? Co jej jest?
-Teraz jest lepiej, dziś wróciła do domu. Po prostu...po tym ataku w szkole zniszczyła wszystko w pokoju. Lustra, ubrania, szkło...Miała poranione ręce i stopy i rozbitą głowę. Musiała się gdzieś poślizgnąć, czy coś...Jej rodzice zdecydowali, że nie ukończy nauki w tym roku.
-To...kurde, przykro mi, ale co ja mam z tym zrobić?
-No...ty i Ania znaliście ją najlepiej. Pomyślałem, że może jak z nią pogadasz, że to może coś zmieni...Ech, dobra nie ważne. Udaj...udaj, ze tej rozmowy nie było.-powiedział i zaczął wychodzić.
-Czekaj.-zatrzymałem go.-Pójdę do niej. Może przynajmniej tyle pomogę.
-Jezu, dzięki stary. Masz 10 minut. Czekam przed domem.
Zebrałem się w jakieś 15 minut i od razu ruszyliśmy do domu Ani samochodem Krisa. Tak dawno tam nie byłem...nie mogłem wytrzymać, tam wszystko przypominało mi Elsę. Obawiałem się, co może się stać, kiedy przekroczę próg jej domu, ale nie chciałem zostawiać Ani samej. Wiedziałem, że cierpi tak samo jak ja.
Kiedy w końcu dotarliśmy, zacząłem się stresować jeszcze bardziej. Miałem ochotę zwymiotować, szczególnie, kiedy otworzyła nam "mama" dziewczyn. Na ustach przyklejony miała uśmiech, jakby nic się nie działo. Nienawidziłem ich, bo tak bardzo olewali Elsę... Jakby nie była ich córką.
Ale kiedy stanąłem przed drzwiami pokoju Ani, chciałem zawrócić. Kris został na dole z jej rodzicami, chciał dać mi chwilę na spotkanie z dziewczyną. I mimo, że chciałem robić tysiące rzeczy na raz-uciec stamtąd, wejść do pokoju Elsy i sprawdzić, czy coś się tam zmieniło, wykrzyczeć "rodzicom" dziewczyn jak bardzo są beznadziejni, zrobiłem tylko jedno. Popchnąłem drzwi i wszedłem do pokoju Ani.
Moim oczom ukazała się niepasująca tutaj pustka. Jedynymi przedmiotami w pokoju było łóżko i dywan. Nic więcej. Żadnych półek, szafy, porozrzucanych ubrań...Nic.
Na łóżku siedziała Ania. Jej twarz była opuchnięta z płaczu, a oczy nie świeciły już radośnie jak zwykle. Kiedy tylko wszedłem podniosła głowę i wyszeptała:
-Elsa?
Ścisnęło mi się serce na jej ton głosu. Poczułem na nowo wzbierające łzy, jednak nie chciałem płakać. Nie przy niej.
-Nie. To ja Aniu. Jack.-powiedziałem, podchodząc i siadając przy niej na łóżku.
-Jack!-krzyknęła i przytuliła się do mnie, szlochając głośno.-Tak dawno cię nie widziałam....
Otrząsnąwszy się w pierwszego szoku, zacząłem głaskać ją po głowie i pozwoliłem jej łzom moczyć moją koszulkę.
-Ci...nie płacz...-powtarzałem, kołysząc nią w tył i wprzód.
-Tak się cieszę, że tu jesteś...Muszę z kimś porozmawiać, a Kristoff nie rozumie. Elsa by rozumiała, ale jej...jej nie ma...
-Ci...spokojnie-powtarzałem, kiedy rozpłakała się na nowo.
Nie wiem ile tam siedzieliśmy, ale ścierpły mi ramiona, a torsje, którymi wstrząsała Ania minęły. Podniosła się i spojrzała na mnie. Jej kąciki ust drgnęły ku górze, ale nie był to nawet cień jej uśmiechu.
-Zamknij drzwi, proszę.-wyszeptała.
Wykonałem jej polecenie i wróciłem na swoje miejsce. Siedzenie na jej łóżku było dla mnie odrobinę zawstydzające, ale nie było tu nawet krzesła, ni którym mógłbym usiąść.
-Wiesz, jaka byłam ślepa?-wyrwała mnie z zamyślenia dziewczyna. Wpatrywała się w okno, bawiąc się palcami.-Jak umarli nam rodzice, to...to myślałam, ze ci na dole zapewnią nam z powrtotem rodzinę. Mówiłam do nich "mamo" i "tato". A oni ją tak po prostu olewali. Nigdy jej nie chcieli. Wiesz co mi powiedzieli? Że kupią mi psa. Psa, rozumiesz?! Chcieli mi siostrę zastąpić zwierzęciem. Tym dla nich była-zwierzęciem do wykarmienia. Nikim innym.
-Wiem...-powiedziałem, przez zaciśnięte zęby.
-A ja im tak bardzo ufałam. Posłuchaj-nagle poruszyła się i złapała mnie za ręce i popatrzyła w moje oczy z nadzieją.-Nie mogę tu być. Nie mogę mieszkać w pokoju, z tą pustką wokół siebie, jej pokojem tuż za ścianą i tymi wariatami na dole. Posłuchaj, chcę się stąd wynieść, nie chcę tu być...Pomóż mi, błagam pomóż mi się stąd wydostać....
Spojrzałem na jej opuchnięte załzawione oczy. Elsa nie chciałaby dopuścić siostry do takiego stanu. Chciała dla niej szczęścia. Ale wiedziałem, ze tutaj go nie osiągnie. Wiedziałem co muszę zrobić.
-Pomogę ci.


Przepraszam, że dawno nie było rozdziału :( Jestem na wakacjach u kuzynki i nie za bardzo mam czas na pisanie. Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział, ale postaram się dodać go jak najszybciej. Dziękuję za każdą zostawioną gwiazdkę i komentarz! <3 <3 <3


All I want...Pov. Jack ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz