Rozdział 11

542 43 1
                                    

W weekend jak zawsze musiałem lecieć na biegun północny. Jakby tego było mało Elsa nie odbierała telefonu. Była sobota, a ja już tęskniłem za nią jak oszalały. Teraz, kiedy wreszcie mogłem się do niej zbliżyć musiałem wyjechać. I tak co weekend.
Siedziałem właśnie na jednym z tych "Super ważnych posiedzeń u Northa"(skrót SWPUN xD). Pod tą jakże uroczą nazwą krył się prawdziwy cel. A mianowicie: "Siedzimy i gadamy o dzieciach i o gwiazdce i o zębach i o snach i o Wielkanocy". Tak naprawdę nie działo się wtedy nic ciekawego, dlatego zazwyczaj skakałem po instalacjach w miejscu posiedzeń. Tym razem siedziałem tam, gdzie powinienem siedzieć. Miałem nadzieję, że może pozwolą mi wrócić wcześniej.
-Celem tegorocznych świąt będzie...-mówił North, ale przestałem go słuchać, bo usłyszałem jak wibruje mi komórka. Miałem okazję usłyszeć cudowny głos Elsy, ale nie chciałem podpaść. Dlatego szybko odpisałem jej tylko:
"Cześć, słońce. Jestem u rodziny. Tęsknię:*"
Odpisała mi po dość długim czasie, w którym zdążyłem się nasłuchać o niebieskich samolotach w wyrzutnią.
"Przepraszam, że przeszkadzam. Też tęsknię :*"
Uśmiechnąłem się i już miałem jej odpisać, że nigdy nie przeszkadza, kiedy usłyszałem ostrzegawcze chrząkanie Northa.
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się.
-Mógłbyś powtórzyć-powiedziałem poważnie, chowając telefon do kieszeni.
-Mówiłem, że nie musisz już chodzić do szkoły.
No chyba się przesłyszałem! Ten to ma wyczucie czasu!
-Dlaczego?-spytałem.-Zawsze kończyłem cały rok szkolny.
-Tak, ale teraz, z racji tego, że zostałeś zawieszony i najwyraźniej nauczyłeś się zachowywać normalnie, co przykładem jest twoja dzisiejsza postawa, zdecydowaliśmy, że nie musisz już więcej się uczyć.
Aha. Czyli ja się tu staram, siedzę w miejscu, a on i tak przewraca kota ogonem. I jak dowiedzieli się o moim zawieszeniu?! Nic im przecież nie mówiłem!
-Chcę zostać.-powiedziałem stanowczo, na co usłyszałem parskniecie Zająca.
-O proszę! Nasz pan doskonały chce się czegoś nauczyć!-zakpił.-A może znowu przygruchałeś sobie jakąś pannę na jedną noc, co?
Miałem ochotę go udusić. Rzucić się na niego, wypatroszyć, a futro dać jako dywan. Zdusiłem jednak żądzę mordu i uśmiechnąłem się.
-A co?-rzekłem.-Stęskniłeś się, Kangurku?
Ten tylko rozdziawił buzię. Wróciłem wzrokiem do Northa. Wyglądał tak samo jak Zając. Tak samo jak Wróżka i Piasek. Co im się stało?! Ducha zobaczyli?
-Co?-spytałem.
-Czy ty właśnie...on...ty...-zaczął jąkać się North. Wyglądał na zakłopotanego. On nigdy nie jest zakłopotany. Co jest?!
-Okej...Niech ci będzie-powiedziałem.-Koniec posiedzenia? Mogę już wracać?
-Nie, nie, nie.-natychmiast pojawił się przede mną Mikołaj.-Musisz zostać i...pomóc. Wszyscy są potrzebni. Ty też.
Ściemniał. Tylko nie wiedziałem dlaczego. Udałem, że wychodzę, a w rzeczywistości ustawiłem się pod drzwiami i słuchałem.
-Trzeba coś zrobić.-powiedział Zając.
-A może...zostawmy to?-zapytała Wróżka.
-Sama widziałaś jak się szczerzy. Posłuchaj oni nie mogą...
Więcej nie usłyszałem, bo zamknęli drzwi. O co chodziło? I jaki to miało związek ze mną?
Kiedy w poniedziałek rano stałem pod drzwiami Elsy kręciłem się w miejscu jak przedszkolak. Nie widziałem jej cały weekend. Z resztą, nigdy jej wtedy nie widziałem, ale dziś było inaczej. Kiedy zobaczyłem, że drzwi się otwierają, a w drzwiach staje moja blondynka nie czekałem ani chwili. Złapałem ją w psie i pocałowałem. Znów rozlała się po nie fala zimna. Zdezorientowana dziewczyna przechyliła się do tyłu. Rękę nadal trzymałem na jej talii nie chcąc, by upadła. Odsunąłem się od niej nieznacznie.
-A to co to było?-spytała i wyprostowała się, nadal stojąc blisko mnie.
-Nie widziałem cię cały weekend-wyszeptałem, a ona zarumieniła się nieznacznie.-Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.
Zbliżyłem się jeszcze bardziej, zdziwiony, że to było możliwe.
-Wyglądasz dziś zniewalająco.-wyszeptałem, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Podobało mi się to. Nawet bardzo. Ale jeszcze bardziej podobało mi się, kiedy znów załączyła nasze usta w pocałunku. Po chwili usłyszałem kroki, a potem głos.
-Elsa, myślę, że czas...-zaczęła Anka, ale nie skończyła. Usłyszeliśmy stuknięcie i od razu się od siebie odsunęliśmy. Blondynka wyglądała na przestraszoną i zakłopotaną.
-Elsa...-zaczęła dziewczyna, nie poruszając się.-Możemy...pogadać?
Blondynka spojrzała na mnie pytająco i przepraszająco. Uśmiechnąłem się tylko i kiwnąłem głową na znak, że ma iść. Kiedy zniknęła poszedłem tam, gdzie zawsze byłem mile widziany-w kuchni. Poszedłem do lodówki. Ona nie mówi-ona rozumie. Widząc pyszności, które tam się znajdują, nie mogłem na nic się zdecydować. W końcu połasiłem się na jakiś jogurt.
Gdy skończyłem go jeść, a dziewczyn nadal nie było postanowiłem jeszcze coś zjeść. Bo czemu nie? Zrobiłem sobie kanapkę z szynką i serem, kiedy wpadła na mnie jakaś ruda błyskawica. A po chwili pojawiła się też Elsa. Spojrzałem na nią pytająco, ale ta tylko wzruszyła ramionami i zaczęła odklejać ode mnie Anię.
Kiedy ruszyliśmy do szkoły czułem spojrzenie dziewczyny na naszych złączonych rękach. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Blondynka była niesamowicie inteligenta. Podejmowała się każdego tematu, dokładnie dobierała słowa i wypowiadała swoje zdanie. Zazwyczaj gadanie lasek mnie irytowało, ale ona? Mógłbym jej słuchać godzinami.
Dotarliśmy do szkoły, ale nie chciałem się z nią rozstać. Pocałowałem ją na pożegnanie i wróciłem do mieszkania. Czekało mnie kilka godzin okropnej nudy.
W szkole byłem jak zawsze przed dzwonkiem. Zobaczyłem ją, jak wychodzi ze szkoły z uśmiechem. PO chwili ona też mnie zauważyła. Obróciła wzrok i podeszła do siostry. Spojrzałem tam. Stała na przeciwko jakiegoś rudego chłopaka. Nie chciałem krakać, ale nie wyglądał na przyjaznego. Mam nadzieję, że Ani nic się nie stanie. Elsa podeszła do mnie i przytuliła.
-Hej!-powiedziałem, ciesząc się, że ją widzę.
-Hej...-odpowiedziała smutno.
-Co jest, słońce?-spytałam i mocno uścisnąłem.- I czemu mam wrażenie, że chodzi o Anię?
-Nie do końca chodzi o nią. Chociaż trochę tak. A dokładnie o tego rudego dupka, z którym się spotyka.
Jeszcze raz spojrzałem w tamtą stronę. Chłopak złapał rudowłosą i potrząsnął, a Elsa ukryła twarz w moim torsie. Wiedziałem, że chce się wyrwać i pomóc. Ale wiedziałem też, że chce zostać i pozwolić załatwić jej to samej. Była wyrozumiała. Głaskałem ją po włosach mając nadzieję, że to ją w jakiś sposób uspokoi. Po chwili podciągnęła się na palcach i pocałowała mnie szybko w usta, czym mnie zaskoczyła.
-A teraz chodź.-pociągnęła mnie.-Musimy kupić lody, czekoladę, ciastka, colę, czipsy i...w sumie dużo słodkiego, co z pewnością pójdzie nam w dupę.
Zwariowała, nie? I skąd ta nagła zmiana nastroju?
-Okej, ale...po co?-zapytałem.
-Widziałeś tą akcję?
Kiwnąłem głową.
-No właśnie...słuchaj, już to przerabiałam. Wróci do domu, najpierw będzie płakać, a potem będzie żądała cukru.
-Robiłem rano kontrolę waszej lodówki. Myślę, że była dość...zapełniona słodyczami.-powiedziałem prawdę
-Myślisz, że kilka lodów, czekolada i cukierki jej wystarczą? Otóż nie. Ona potrzebuje konkretnych lodów czekoladowych, truskawkowych lub waniliowych. Albo ich wszystkich. I czekolady we wszystkich smakach. A poza tym jak ona je, ja też, więc sam rozumiesz...Zdecydowanie musimy się obkupić.
To też w niej uwielbiałem. Nie wiedziałem jak to nazwać. PO prostu uwielbiałem ją.
Oglądaliśmy filmy. Ale co ja miałem zrobić, kiedy widziałam denną grę aktorów! Elsa cały czas próbowała mnie uciszyć lodami, albo innym jedzeniem. Jednak to pomagało tylko na krótką chwilę. Potem starała się uspokoić mnie pocałunkami. To działało. Do czasu, kiedy znowu nie zobaczyłem jakiegoś błędu.
Czas mijał, a Ani nadal nie było. Kiedy zaczęło robić się późno do domu przyszli jacyś ludzie-kobieta i mężczyzna. Domyśliłem się, że to muszą być ich rodzice. Zdziwiło mnie to. Nawet bardzo. Tym bardziej, że nawet nie zainteresowali się mną. I już nawet nie chodzi o to, że jestem mega interesujący, ale to, że przytulałem się na łóżku z ich córką. No który rodzic tak robi?!
Nagle Elsa posmutniała. Nie wiedziałem dlaczego. Chciałem wiedzieć, co ukrywa. Chciałem wiedzieć dlaczego nagle na jej twarzy pojawiło się ten nieładny smutek. Pociągnąłem ją jeszcze bliżej siebie i zacząłem głaskać po plecach. Chciałem, by mia zaufała i wyrzuciła to z siebie.
-Co się dzieje?-zapytałem w końcu
Wydawało mi się, ze mi powie. Że się otworzy. Ale ona tylko się uśmiechnęła.
-Nic.-powiedziała.-Po prostu...Anki jeszcze nie ma i...martwię się.
-Hej...-złapałem ją za podbródek. W jej oczach widziałem smutek.-Nic jej nie będzie.
Nawet nie spostrzegłem się, jak zasnąłem. Może nie było mi wygodnie, ale przynajmniej byłem, blisko Elsy. Nagle poczułem, że ląduję na podłodze.
-Co jest?!-krzyknąłem, a ona przyłożyła mi rękę do ust
-Leżałeś mi na stopach.-rozległo się pukanie, a raczej dzikie walenie w drzwi.-Ktoś puka, a ja muszę iść otworzyć.
-Co?! Nigdzie nie idziesz! A jak to jakiś psychopata?!-próbowałem ją powstrzymać.
-Daj spokój. Idziemy.
Tą odwagę też w niej uwielbiałem. Odwagę i pewność siebie. Ale nie zamierzałem puścić ją samej. Nie darowałbym sobie, gdyby nagle coś jej się stało.
Otworzyła mocno drzwi. Stanął w nich jakiś facet w blond włosach niosący na rękach Anię, która najwyraźniej była pijana.
-Do pokoju-powiedział stanowczo. Elsa od razu pokazała mu drogę. Wiedziałem, że nie mam już po co tu być. Nie chciałem jednak wychodzić bez pożegnania. Czekałem więc na korytarzu.
-No nieźle-powiedziałem kiedy blondynka wyszła z pokoju siostry.-Zostałbym, ale chyba nie za bardzo się tu przydam. Niech dużo pije. Najlepiej wodę.
Spojrzała na mnie i przytuliła.
-Dziękuję.-szepnęła, a ja naprawdę nie wiedziałem, dlaczego mi dziękuje.
Wyszedłem, ale wcześniej nie mogłem oderwać się od ust Elsy. To było dość długie pożegnanie, nawet jak na mnie. Ale w końcu opuściłem jej dom.
Zastanawiało mnie, dlaczego to nie ich rodzice wpuścili Kristoffa. Dlaczego w ogóle się nie obudzili? Dlaczego byli tace dziwni. Wiedziałem też, że Elsa zna odpowiedź. A ja mogłem tylko czekać, aż zdecyduje się mi ją wyjawić.
Wróciłem do domu, położyłem się i zasnąłem.

All I want...Pov. Jack ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz