Rozdział 8.

35 5 0
                                    

Marc: Kotku może byśmy gdzieś poszli tylko we dwoje co?... :3
Emily: Daj propozycje gdzie :b
Marc: Do parku,restauracji albo najlepiej do mnie :3
Emily: W sumie jestem głodna więc wybieram drugą opcję ^^
Marc: Ale ty jesteś...
Emily: ... A później do ciebie ;*
Marc: I to mi się podoba :D I nic ciebie nie boli no nie?
Emily: Masz szczęście że nic <3
Marc: To zaraz po ciebie przyjdę :*
Emily: Czekam :)

Zrobię wszystko żeby Marc był dzisiaj nieźle napalony. Już czeka ponad miesiąc a szczerze mówiąc też muszę zaznać tej przyjemności.

Podbiegłam do szafy i ubrałam czarną przylegającą do ciała sukienkę oraz czarne buty na obcasach. Mocno podkreśliłam usta czerwoną szminką i zrobiłam cienkie kreski. Włożyłam telefon do torebki i wyszłam z domu informując wcześniej rodziców że wrócę później.

Marc już na mnie czekał. Był ubrany w białą koszulę z krótkim rękawem i czarne dżinsy. Wiedziałam że spodobał mu się sposób w jaki się ubrałam. Podeszłam do niego i dałam buziaka.

Szliśmy trzymając się za ręce. Praktycznie cały czas opowiadał swoje suche żarty lub zabawne sytuacje które go ostatnio spotkały. Kochałam go za to że wiedział jak mnie rozbawić.

- To co mała do jakiej restauracji idziemy?- wypowiadając te słowa objął mnie ramieniem.
- A może do jakiejś najlepszej co? Jak się bawić to na całego!

Spojrzałam wtedy na jego niebieskie tęczówki. Nagle nachylił się i mnie pocałował.

- Dla ciebie wszystko kotku. Pójdziemy do najlepszej w mieście. Ja stawiam.-i skierowaliśmy się do owej restauracji.

Weszliśmy przez wielkie szklane drzwi. Przy drzwiach stał szef sali który zaprowadził nas do dwuosobowego stolika.

Lokal był cały biały. Ściany były białe a miejscami znajdowała się biała cegła. Wszędzie były białe obrusy,stoły,krzesła oraz dodatki. Nawet na stołach stały białe róże. A na suficie wisiał ogromny szklany żyrandol. Było jak w bajce.

Podszedł do nas kelner i podał karty. Okładki kart były z białego drewna z srebrnym napisem "MENU".

Dania były naprawdę wykwintne. I oczywiście drogie.

Kiedy złożyliśmy zamówienie zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Głównie o lokalu. Marc zastanawiał się cały czas ile to wszystko kosztowało i ile zarabia właściciel. Szczerze mówiąc właściciel musiał być naprawdę bogaty. Musiałam przeprosić na chwile Marca i pójść do ubikacji.

Kafelki wszystkie były oczywiście białe. Lustra były podświetlane a blat na którym znajdowały się umywalki był z drewna. Rzecz jasna z białego.

Kiedy wyszłam z toalety zauważyłam chłopaka który bardzo odróżniał się od reszty. Był ubrany w zwyczajne dżinsy i T-shirt. Zauważyłam że witał się z szefem sali oraz z kelnerami. Kiedy odwrócił się w moją stronę zamarłam. To był Josh. Musiał mnie zauważyć bo zaczął się do mnie zbliżać.

- Cześć! Wiedziałem że się jeszcze spotkamy.- uśmiechnął się wtedy. Zauważyłam że ma dołeczki. To było takie urocze.
- Często tu chyba przychodzisz że każdego znasz co?- odwzajemniałam jego uśmiech.
- Ta restauracja należy do moich rodziców. Więc... Tak, dosyć często tutaj bywam.

Ta restauracja należy do jego rodziców?! W życiu bym nie pomyślała. Nie czułam zazdrości, po prostu byłam bardzo zaskoczona.

- A co tutaj robisz Emily?
- Mój chłopak mnie tutaj zaprosił.
- M-Masz chłopaka?- zapytał zakłopotany.
- Tak ale to chyba nie problem prawda?
- Nie, oczywiście że nie. A mógłbym dać ci mój numer żebyśmy wreszcie mieli jakiś kontakt?

Czułam na sobie wzrok Marca. Mógłby pomysleć że mam jakiegoś kochanka czy coś tego typu. Albo że szukam sobie kogoś innego.

- Niestety nie mam przy sobie telefonu... Lepiej jak ja ci podam.

Pożegnałam się z Joshem prosząc go żeby pózniej zadzwonił. Usiadłam na miejscu i widziałam kwaśną minę Marca.

- Kto to był?
- To był mój kolega z dawnej szkoły- oczywiście musiałam skłamać.
- Przecież mówiłaś że wtedy nie miałaś żadnych przyjaciół.
- Ale to tylko kolega nie przyjaciel. Chodziliśmy razem na dodatkowe zajęcia z fizyki.
- A to dobrze. Tylko ciekawe czemu w takich ciuchach przychodzi do takiej restauracji.

Szczerze mówiąc też nie wiedziałam czemu był tak ubrany jak jego rodzice byli serio bogaci. Może sam musi zarabiać na swoje rzeczy? Bardzo możliwe. Trochę szkoda mi się go zrobiło...

Po restauracji poszliśmy do domu Marca. Nikogo nie było. Tylko ja i on. Już po prostu nie wytrzymaliśmy i od razu rzuciliśmy się na siebie.

Ostatnia KroplaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz