12

100 11 8
                                    

Następnego dnia ręce Daniela były już stuprocentowo zaleczone. Obudził Lauren o świcie i poszli biegać z Dumą. Wysiłek fizyczny pomagał w zachowaniu samokontroli. Husky znów zaczął trochę wariować. Skomlał i piszczał, co jakiś czas, z niewiadomych przyczyn.

Biegali przez godzinę. Trochę po lesie, odrobinę po mieście. Kuzynka opowiedziała Danielowi, że poznała fajnego chłopaka, Thomasa Barckley'a. Umówili się na randkę w sobotę. Wiedział, że dziewczyna jest szczęśliwa, więc on też był.

- Annabeth jest strasznie podobna do Camille - zagaiła w pewnym momencie. Zaśmiał się.

- Po pierwsze, różni się od niej diametralnie. Po drugie, sugerujesz coś?

- Nie, skąd. Ja tylko rzucam spostrzeżenia.

Gdy dotarli do domu, zjedli drugie śniadanie. Pomogli w sprzątaniu i przygotowaniach Mii do pełni. Na obiad zamówili po dużej pizzy, dla rozluźnienia. Duma wiercił się niespokojnie. Zawsze był nerwowy w te dni, lecz nigdy, aż tak. Kiedy wstał księżyc, Daniel postanowił wyjść z nim na długi spacer. Ojciec miał dzwonić w razie problemów z Mią. Pies z początku kręcił się wokół własnej osi. Wtem niebo rozdarł potworny wrzask. Duma ruszył naprzód. Krzyk nie miał końca. Napisał ojcu, że to sprawdzi. Biegł za swoim psem, ile sił. Dotarli na cmentarz. Hałas był straszny, mimo to szli dalej w poszukiwaniu źródła.

Annabeth.

Siedziała na ziemi z podkulonymi kolanami. Ciągnęła się za włosy. Wpatrywała się pustymi oczami w nagrobek swojej matki. Uklęknął przed nią. Jej twarz była posiniaczona. Wzdrygnął się na ten widok. Mówił do niej, głaskał ramiona, próbował wszystkiego, byle tylko uspokoić dziewczynę. Krzyk zakończył się tak samo niespodziewanie, co rozpoczął. Zaniosła się płaczem. Duma wcisnął jej pysk pod pachę. Daniel nie wiedział, czym jest dziewczyna. W tamtym momencie i tak wolał się skupić na krzywdzie, która ją spotkała.

- Annabeth - wyszeptał. Podniosła na niego wzrok. - Czy twój ojciec ci to zrobił? - zapytał łagodnym tonem.

- Nie twoja sprawa - wymamrotała. Otarła łzy rękawami bluzy.

- Teraz już moja. Nie uwierzę, że załatwiłaś się tak, spadając ze schodów - odgarnął z jej twarzy kosmyk potarganych włosów i zsunął z głowy kaptur, by móc lepiej przyjrzeć się obrażeniom. Zerknął na dłonie dziewczyny. Nadgarstki były obdarte do krwi. Dobrze mu się wydawało, że czuje jej więcej, niż powinien. Delikatnie chwycił rękę dziewczyny, odsunął rękaw do łokcia i wciągnął ze świstem powietrze. Przedramię pokryły pręgowate poparzenia. Domyślał się, że całe jej ciało wygląda podobnie. - Matko boska.

- To by się nie stało, gdyby nie ty - wychrypiała, a z jej oczu wypłynęły kolejne łzy.

- Co proszę? - zmarszczył brwi z oburzeniem.

- Ojciec powiedział, że mam z tobą nie rozmawiać, bo nie i tyle. Stwierdził, że matka nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała, że zadaję się z kimś od was. Zaczęłam mu trochę pyskować - wzruszyła ramionami, jakby nic się nie stało. - Wydawało mi się, że bardziej, niż do tej pory nie może mnie zranić. Udowodnił, że się myliłam - zaśmiała się ochryple. Potarł twarz, z trudem powstrzymywał wybuch.

- Jak masz na nazwisko?

- Smith.

- A rodowe? Twojej matki? - drążył.

- Nevians, ale co to ma wspólnego?

Pokręcił głową i odszedł kilka metrów, by zadzwonić do ojca. Duma zaczął piszczeć, jednak nie odsunął się na krok od dziewczyny. Odebrał po trzecim sygnale.

Potwory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz