- Cornelia wysłała mnie na misję. Dostałem kwadrans na spakowanie się i powrót do Hali Wychodzących. Nie mogłem nic zrobić. Nie miałem czasu, by cokolwiek komuś powiedzieć - zaczął. - Moja grupa składała się z samych młodych, niedoświadczonych kretynów, jednego wilka i nimfy. Twoja matka chyba miała nadzieję, że przez nich zginę. Dowodził Tristian ten, który leżał ze mną na sali, głupek jakich mało. W końcu przekonałem go do oddania mi dowodzenia.
- Gdzie was wysłała? - spytała zaskakująco spokojnym głosem.
- Do starego więzienia, które zostało przejęte przez dwóch zbzikowanych naukowców. Zostały tam wysłane już dwie grupy. Jesteśmy pierwszą, a w zasadzie jej częścią, która wróciła.
Skinęła powoli głową, po czym wtuliła twarz w bark chłopaka. Chciała mu powiedzieć, co odkryła. Teoretycznie mogli ich tak naprawdę nie krzywdzić, lecz przeczucie podpowiadało jej coś innego. Nie wiedziała, jak przekazać wampirowi te informacje. Odetchnęła głęboko. Czuła na sobie jego wzrok. Nie wiedziała, co robić.
- Wszystko w porządku kruszyno? - spytał po chwili.
- Nic nie jest w porządku, Damon. Nie widzisz tego? - Usiadła gwałtownie, przez co zakręciło się jej w głowie.
- Fakt - westchnął i również usiadł. - Poradzimy sobie z tym - powiedział i cmoknął ją w skroń. - Idę wziąć prysznic - oznajmił. Gdy był już przy drzwiach, odwrócił się z zawadiackim uśmiechem. - Możesz się przyłączyć, jeśli chcesz.
Przewróciła oczami i rzuciła w niego poduszką. Złapał ją bez problemu, posłał jej ostatni uśmiech i zniknął za drzwiami.
Przeszukała cały pokój Damona i z przykrością stwierdziła, że nie ma u niego już żadnych czystych ubrań. Nie znalazła także żadnej kartki, więc wymknęła się bez pozostawienia mu informacji. No trudno.
Szła żółwim tempem, tylko na takie pozwalała dziewczynie zraniona noga. Do pokoju dotarła zalana potem. Z westchnieniem ulgi weszła pod prysznic i wykonała podstawowe czynności. Potem przebrała się w pierwsze lepsze ciuchy i pierwszy raz od tygodni zrobiła makijaż.
Wychodząc z pokoju wpadła na Cartera. Cornelia chciała się z nią widzieć. Po co ruszyć dupsko z biurowego fotela skoro można wysłać posłańca. Wlokła się za nim z miną skazańca. Matka z pewnością nie chciała jej powiedzieć nic nowego. Z westchnieniem weszła do jej gabinetu i opadła na krzesło. Założyła nogę na nogę, zmierzyła szatynkę spode łba.
Standardowo rozmawiały o jej relacjach z Damonem. Miała go sobie odpuścić, uważać i chociażby ograniczyć spotkania z nim do minimum.
- Jestem ciekawa czy nadal byłabyś taka chętna na tego frajera, gdybyś znała jego przeszłość - warknęła pod koniec, uderzając w blat biurka.
- Po pierwsze, nie masz prawa tak o nim mówić. Po drugie, nie obchodzi mnie jego przeszłość. Najważniejsze jest to, co jest tu i teraz - powiedziała oschle. Wstała i skierowała się do wyjścia. Zachowała kamienną twarz, aż do powrotu do pokoju. Wtedy pozwoliła sobie na okazanie emocji.
Drzwi otworzyły się bez ostrzeżenia. To był on. Zdenerwowany i blady.
- Matko, Annabeth! Dwie godziny cię szukam! - krzyczał dopóty, dopóki nie dostrzegł, w jakim jest stanie. Usiadł na łóżku i wziął ją na kolana. - Co się stało?
- Kiepsko szukałeś - burknęła. - W zasadzie to nie wiem, ale dałabym sobie palce u stopy odciąć za czekoladę - westchnęła.
- Najpierw obiad. Potem przyjemności. - Zaśmiał się. Musnął nosem jej ucho, a potem szyję. Zamiast nosa zaczął używać ust. Spięła się i położyła mu dłoń na piersi.
CZYTASZ
Potwory
FantasyMiała pięć lat, gdy zmarła jej matka. Siedem, gdy zaczął się największy koszmar. Piętnaście, gdy znalazła w lesie czarnego kota. Siedemnaście, gdy spotkała przyjaciela i poznała największe kłamstwo. Ile lat będzie miała, gdy to się zakończy? Opowieś...