20

86 6 0
                                    

Z samego rana dostała esemesa od Daniela. Przypominał, że tej nocy jest pełnia i ma nie wychodzić z domu. Z westchnieniem opadła na poduszkę, a potem jęknęła i ponownie uniosła się na łokciach. Następnego dnia miały zacząć się ferie, więc nie chciała sobie odpuszczać. Szybko wstała i rozpoczęła swój poranny rytuał. Mephisto kręcił się pod nogami dziewczyny, dopraszając się uwagi oraz, prawdopodobnie, jedzenia. Z ociąganiem zeszła na dół i uzupełniła miski pupila. Rzuciła szybkie spojrzenie swojemu odbiciu w szybie. Nigdy nie miała tak napuszonych włosów, jak tego dnia. Potarła palcami skronie, po czym chwyciła swoją torbę. Nie miała siły, by zjeść choćby jabłko.

Daniela nie było w szkole, więc spędziła lunch z Damonem. Okręcał sobie jej włosy wokół palców i przyglądał im, jakby były niespotykanie rzadkim gatunkiem roślin. Kilka razy spytał, dlaczego nic nie je, cały czas go zbywała, przeważnie złym samopoczuciem, choć sama nie wiedziała, co jest powodem jej głodówki.

- Jak tak dalej pójdzie, będziesz ważyła mniej, niż mój mały palec u stopy - mruknął zirytowany. Spojrzała na niego spode łba, chcąc okazać w ten sposób pogardę. - Wyglądasz jak pudel.

- Fajnie - burknęła.

- Dobra. Mam dość, o co ci dzisiaj chodzi? Cały czas jesteś jakaś narwana.

- Mam okres, dobra? - warknęła. Nie okłamała go, lecz nie to było przyczyną. Coś zżerało ją od środka, wysysało resztki energii.

- To cię nie tłumaczy - prychnął.

W tamtym momencie wzięła swoje rzeczy i odeszła bez słowa. Coś tam jeszcze krzyczał, lecz ignorowała to. Miała dość. Chciała wrócić do domu, przytulić się do poduszki i wyć. Jednak po drodze do swojego lokum przypomniała sobie, że bardzo zaniedbała mamę. Kiedyś odwiedzała ją minimum trzy razy w tygodniu, a tymczasem nie była na cmentarzu od półtora. Skręciła w odpowiednim miejscu, by po chwili przekroczyć próg pola umarłych. Znanymi ścieżkami dotarła na miejsce. Tradycyjnie usiadła na ławeczce i odpaliła mentolowego papierosa. Zapatrzyła się na niebo. Miała wrażenie, że minęło naprawdę dużo czasu, minimum dwie godziny, a tymczasem siedziała tam ledwie dwadzieścia minut. Nie chciała się zmuszać, więc z powrotem ruszyła w stronę domu. Mogła wrócić do mamy w każdej chwili, dzięki czemu odeszła bez większych wyrzutów sumienia.

Ojciec siedział w salonie. Powinien być jeszcze w pracy. Zagryzła stopki kolczyków w policzkach, zsuwając jednocześnie buty. Odwiesiła kurtkę i powoli ruszyła w stronę pokoju, jednak jego głos zatrzymał ją w połowie drogi do schodów:

- Nie powinnaś być w szkole?

- Może i powinnam - wzruszyła ramionami, nie mógł tego zobaczyć.

- Chodź tu - warknął. Wzdrygnęła się i posłusznie wykonała polecenie. - Pełnoletność nie zwalnia cię z myślenia.

- Pełnoletność zwalnia mnie ze słuchania rozkazów - rzuciła z wyższością.

- Pamiętaj, że mieszkasz pod moim dachem.

- Mogę stąd odejść w każdej chwili - powiedziała pewnie. Uniosła wyzywająco brodę, choć wiedziała, że pewnie tego pożałuje.

Mężczyzna wstał ociążale i podszedł do niej. Bała się, lecz wiedziała, że nie może tego okazać. Wykorzystałby to przeciw niej. Jak wszystko do tej pory. Złapał dziewczynę za włosy i przyciągnął do siebie.

- Śmiesz mi się jeszcze stawiać? - wysyczał jej do ucha. - Masz szczęście, że nie utopiłem cię w rzece, gdy miałaś pięć lat.

Przez ciało nastolatki przeszły dreszcze. Pociągnął ją w stronę drzwi. Próbowała się wyrywać, ale nie chciała stracić wszystkich włosów. Przy drzwiach do piwnicy, popchnął ją, straciła równowagę i spadła po schodach niemal na sam dół. Z oczu popłynęły strumienie łez. Była zła. Na siebie, na niego, na całe parszywe życie.

Potwory Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz