Ból głowy nasilił się i całą noc przeleżała bezsennie wpatrując się jedynie w rozbłyski światła na suficie. Wyłamywała palce, czego nie zwykła była nigdy robić i tonęła w myślach. One wyjątkowo dzisiaj były bez ładu i składu i pogłębiały jedynie jej nocną depresję. Starała się uspokoić swój drżący i zbyt chaotyczny oddech. Czuła jakby ściany były coraz bliżej i napierały na nią. Zaciskały się na niej coraz mocniej, jak żebra oplatające ciasno swoja obręczą, płuca. Pewnie miała wyjątkowo wysoką gorączkę, ale machnęła na to tylko ręką. Na zmianę było jej zimno i gorąco i nie wiedziała już co robić. Początkowo wstawała i otwierała okna jak było jej gorąco ale na dłuższą metę nie miała na to cierpliwości i po prostu zostawiła je otwarte na noc. Gwałtowne, mroźne powiewy wiatru chłodziły jej rozgrzane i zroszone potem czoło.
Nie wiedziała jak przetrwa dzisiejszą noc.
Jednak nad ranem, kiedy jej wzburzone ciało trochę się uspokoiło, zdołała zapaść w płytki i niespokojny sen. Obudziła się zmęczona, po dwóch niepełnych godzinach krótkiego zawieszenia między snem a jawą. Przetarła zaspane, opadające powieki i chwyciła za butelkę wody, którą Oliver zostawił jej wczoraj przy łóżku. Odkręciła zakrętkę i nabrała mały łyk. Mało co go nie wypluła. Chłodna woda podrażniła jej gardło jakby była złożona z małych boleśnie raniących jej przełyk igieł. Dziewczyna pociągnęła nosem i ze złością rzuciła butelką przez cały pokój, trafiając w drzwi wejściowe. Następnie z bólu zwinęła się na łóżku ukrywając głowę pod poduszką.
Nie miała na nic siły. Czuła się osłabiona i rozbita prawie jak kilka lat temu. Tyle, że wtedy nie było to spowodowane chorobą i było jej to zdecydowanie trudniej przejść. Anastazja nie lubiła powracać do tych bolesnych wspomnień, dawno pogrzebała je w zakamarkach swojej świadomości i nie opowiadała o tym nikomu. Gdyż poradziła sobie z tym wszystkim, co wtedy działo się w jej życiu, chociaż niewiele brakowało, aby upadła. Nikomu się nie chwaliła, że wytrwała, gdyż mimo wszystko, nie była dumna z tego okresu. Nikt nie znał tej jej niewątpliwie "mrocznej strony". I dobrze, nie chciała już nigdy do tego wracać. Teraz też pokręciła jedynie głową wyrzucając z niej te nieprzyjemne wspomnienia i zanurzyła się ponownie w zaklinaniu snu, który jak na złość nie zamierzał wcale do niej przyjść.
Łzy bezsilności zaschły jej na policzkach, a ona z dłońmi zaciśniętymi w pięści czekała na dzień.
- Mogę poprosić o herbatę do pokoju?- zapytała cichym, ochrypłym głosem.
Pamiętała, że jej mama zawsze, gdy dziewczyna była chora, szykowała jej gorącą herbatę, która łagodziła i otulała ciepłem jej osłabione gardło.
- Taa, za kilka minut wyślę do ciebie Josepha
- Dzięki.- wymamrotała, odłożyła słuchawkę i wyczerpana opadła na materac.
Po chwili rzeczywiście wpadł do niej Joseph z parującą filiżanką na tacy, którą postawił na stołku obok jej łóżka i z zatroskaną miną odgarnął kosmyki, które przylepiły jej się do czoła.
Joseph był mężczyzną po sześćdziesiątce, który pracował w hotelu jako kelner i jednocześnie był jednym z jego właścicieli. Troską otaczał każdego z klientów, ale Anastazja widziała, że jej los naprawdę go obchodzi. Nigdy jeszcze nie mieli okazji zamienić słowa, ale widziała często jego współczujący wzrok jakim ją odprowadzał. Chciała z nim pogadać, aczkolwiek nie miała pojęcia jak zacząć, zresztą za kilka dni już będzie na pokładzie samolotu lecącego do Polski, więc wtajemniczanie go w jej niewątpliwie błahe problemy i echa przeszłości, które często spędzały jej sen z powiek, było bezpodstawne i bez sensu.
CZYTASZ
Love is blasphemy /zawieszone/
FanfictionMiłość była dla niej świętością, dla innych bluźnierstwem. Próbowała z tym walczyć- nie potrafiła, wyniszczyła samą siebie. Więdła powoli jak róża. I nikt nie potrafił jej uratować..? ________________________________________...