Ciężko jej się spało tej nocy. Głównie spędziła ją przewracając się z jednego końca łóżka na drugi i przeklinając Sykesa, który był winny temu stanowi. Kiedy tylko pierwsze, nieśmiałe promienie słońca zaczęły oświetlać pokój, wstała i udała się do łazienki, żeby się ogarnąć. Następnie zadzwoniła do recepcji, żeby ktoś podrzucił jej śniadanie, a sama usiadła przed telewizorem i skakała z kanału na kanał czekając na godzinę na którą umówiła się z Zephyrem.
Szczerze? Nie mogła się tego doczekać i co chwila nerwowo zerkała na ekran telefonu.
Może było to spowodowane ciągłym zainteresowaniem i ciekawością do jego osoby, a może zwyczajnie nie chciała tracić ostatnich chwil w Leeds siedząc bezczynnie w hotelowym pokoju. Nie wiedziała, trudno jej było się określić, a może wcale nie chciała?
Minuty upływały obrzydliwie wolno, a fakt że co chwile sprawdzała godzinę, wcale nie pomagał.
Po zjedzeniu przyniesionego jej przez- jak zwykle nieskorą do rozmów Carolyn śniadania i po upływie kolejnych cholernie długo ciągnących się trzech minut postanowiła że musi wyjść. Dzisiaj wyjątkowo mocno czuła nacisk czterech ścian pokoju na swoich barkach. Chwyciła więc plecak i wybiegła z pokoju.
Miała jeszcze dwie godziny do umówionego z Zephyrem spotkania, uznała więc, że zdąży jeszcze zobaczyć ten podobno zajebisty salon tatuaży, do którego po wszystkim mógł ją odwieźć Zephyr ( co z tego, iż mogło by to być ciut ciut nie na miejscu i chamskie, who cares). Anastazja nie była osobą, którą obchodziłoby samopoczucie towarzysza. Ale nie zniechęcajcie się tak szybko do niej, to całkiem fajna dziewczyna jak się ją bliżej pozna ( nie bierzcie tego jako lokowania produktu).
Wczoraj skrupulatnie i naprawdę bardzo szczegółowo prześledziła drogę w google maps, była więc pewna, że wyrobi się z palcem w dupie w około godzinę.
Ruszyła więc z nadzieją i podniesioną głową w tą jeszcze niezbadaną przez nią dżunglę, zwaną potocznie Leeds. Oczywiście co chwila sprawdzając trasę w telefonie. Jednak wiecie co, na żywo wyglądało to trochę inaczej. Po przejściu dokładnie czterdziestu metrów i przekroczeniu dwóch przejść dla pieszych, rozejrzała się wokoło i pogodziła się z tym, że ponownie się zgubiła. Kompletnie zbita z tropu westchnęła ciężko i przyglądając się dokładnie ulicom i co chwilę zerkając w telefon, próbowała ogarnąć gdzie dokładnie się znajduje.
Po półtorej godziny krążenia w kółko zrezygnowana zdała sobie sprawę, że
po pierwsze- nie ma pojęcia gdzie jest,
po drugie- nie zdąży już wrócić na czas.
Jeszcze raz rozejrzała się, jednak jak można się domyślić nic jej to nie dało.
Przybita, powłócząc nogami przeszła jeszcze kilka kroków i smutna usiadła na pobliskim przystanku.
- Cholera, brawo Anastazjo. Kompletnie spierdoliłaś sobie te ostatnie dni pobytu w Leeds. Chyba tylko ty tak wspaniale potrafisz wszystko niszczyć.
Była tak załamana, że nie pogardziłaby nawet obecnością tej cholery Olivera Sykesa. Zdenerwowana kopnęła stojącą przy ławce (chyba jeszcze nawet pełną piwa) puszkę.
- W google maps ta trasa wydawała się prostsza- wymamrotała, przyciągając nogi do klatki piersiowej i opierając czoło o kolana.
Westchnęła głośno i wytarła płynące po policzkach (kompletnie niespodziewanie!) łzy. Była rozgoryczona i zawiedziona, no i może trochę zła na siebie.
Chciała zniknąć.
- Oh, właśnie miałem po ciebie jechać- usłyszała nad sobą, więc czym prędzej poderwała głowę do góry.
CZYTASZ
Love is blasphemy /zawieszone/
FanfictionMiłość była dla niej świętością, dla innych bluźnierstwem. Próbowała z tym walczyć- nie potrafiła, wyniszczyła samą siebie. Więdła powoli jak róża. I nikt nie potrafił jej uratować..? ________________________________________...