Obudziła się i leniwie przeciągnęła.
Pierwszy raz od kilku tygodni porządnie się wyspała. Przetarła więc oczy i sięgnęła po leżący obok telefon. Po podświetleniu ekranu mogła zobaczyć, że jest godzina dokładnie 10.
Dziewczyna wstała i po szybkim ubraniu się- tym razem w czarne rurki, czarną bluzę z kapturem a na wierzch narzucając parkę- postanowiła, że śniadanie zje dzisiaj wyjątkowo poza hotelem. A gdzie? Wydaje mi się, że to akurat jest oczywiste.
Jak się okazało drogę zapamiętała bardzo dobrze i bez problemu, po półgodzinnym spacerze, była już na miejscu. Przy wejściu powitał ją dźwięk dzwoneczka umieszczonego nad drzwiami.
Ponownie zamówiła karmelową kawę a do tego smacznie wyglądający warzywny omlet. Rozsiadła się wygodnie w miękkim, zapadającym się fotelu i zaczęła przeglądać facebooka ( w końcu po tylu dniach). Niestety na jej nieszczęście trafiła na to, że Aleks był aktywny, ale zadziwiająco szybko poszło jej zbycie go. Jak to miał w zwyczaju wypytywał ją co tam u niej i jak się trzyma po koncercie i czy pamięta, że już za cztery dni ma lot powrotny. Odpisała, że jest okej, czuje się świetnie, że pamięta, że strasznie się tutaj nudzi. No i że musi już kończyć. Po czym wylogowała się natychmiastowo z facebooka i dopiła resztę kawy.
Ubrała się i zostawiła pieniądze, wraz z dość sporym napiwkiem, na stole obok spodeczka od filiżanki. Następnie szybko wróciła do hotelu.
Miała dziwne uczucie jakby Aleks ją obserwował, co było całkowicie niedorzecznym stwierdzeniem, i że niedługo odkryje, że to co mu pisała bardzo mijało się z prawdą.
Do hotelu wróciła w sumie po dwóch godzinach.
Od wejścia powitał ją dziwny wzrok Carolyn. Jakby kobieta była czymś co najmniej zniesmaczona. Anastazja spojrzała na nią z zaciekawieniem, jednakże nie uzyskawszy od niej żadnej odpowiedzi, wzruszyła tylko ramionami i udała się w stronę schodów.
Przypominam, że hotelik lata świetności ma dawno za sobą, winda była więc w tak opłakanym stanie, że dziewczyna bała się nawet do niej wchodzić.
Wspięła się więc po schodach na drugie piętro. I zaniemówiła.
- No i gdzie się podziewałaś dziecinko. - usłyszała od siedzącego pod jej drzwiami Olivera.
- Umm, przepraszam. Zapomniałam kompletnie, że miałeś wpaść i ten... poszłam na śniadanie. - wymamrotała zawstydzona, spuszczając głowę w dół i wykazując nadmierne zainteresowanie swoim obuwiem.- Długo tu czekasz? - odważyła się w końcu spytać.
Sykes wyjął telefon z kieszeni.- Eee, nie. Około półtorej godziny. - odparł po sprawdzeniu czasu.
- Oh my fuckin' god. I'm sorry. I'm really sorry. Już cie wpuszczam. - wydusiła z siebie i zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu klucza. Który to niemalże od razu po wyłowieniu z kieszeni upuściła na podłogę. Zmieszana natychmiast go podniosła i cała czerwona, próbowała czym prędzej wsadzić w zamek.
W efekcie jej nerwowych działań, czas oczekiwania na wejście do pokoju, wydłużył się o dobre dziesięć minut. Ale jak widać wokaliście najwidoczniej to nie przeszkadzało, gdyż opierając się o ścianę uśmiechał się i obserwował jej poczynania.
- Wybacz ciągle nie posprzątałam. - mruknęła wpuszczając wokalistę do pomieszczenia. Spychając w pośpiechu ubrania z łóżka, poinformowała - Możesz usiąść, nic cie nie ugryzie. Idę siku i zaraz wyjaśnisz mi w jakim celu przyjechałeś.
CZYTASZ
Love is blasphemy /zawieszone/
FanfictionMiłość była dla niej świętością, dla innych bluźnierstwem. Próbowała z tym walczyć- nie potrafiła, wyniszczyła samą siebie. Więdła powoli jak róża. I nikt nie potrafił jej uratować..? ________________________________________...