Anastasia wstała z samego rana, gdyż nie chciała zmarnować ostatnich kilku godzin w Anglii na wylegiwanie się w łóżku. Podśpiewując cichutko, ubierała się. Chciała wyjść i pochodzić trochę po Leeds, zajrzeć do kilku sklepów, wydać resztę pieniędzy, które jej zostały na drobne pamiątki- musi przecież czymś udobruchać mamę. Zastanawiała się, co właściwie mogłaby jej kupić, gdy zadzwonił jej telefon.
Zerknęła na wyświetlacz. Nieznany numer.
A jednak ona doskonale wiedziała do kogo należał ten ciąg cyfr.
Oliver.
Zdenerwowana odrzuciła połączenie, a przedmiot posłała w stronę ściany. Wydał on głuchy trzask w zetknięciu z twardą powierzchnią i wylądował na poduszce. Wspaniale.
Czując pierwsze łzy toczące się po policzkach, rzuciła się na łóżko i zakopała w pościeli, jakby w ten sposób chciała się uchronić od wspomnień.
Jak śmiał do niej teraz dzwonić, jak śmiał zepsuć jej humor i ten dzień, który zapowiadał się tak dobrze. Rozgoryczona wydała z siebie głośny krzyk. Nie miała teraz ochoty na nic, nie wyobrażała sobie, że może wstać i wyjść z pokoju i chodzić po mieście. Chciała spędzić resztę dnia w łóżku, oglądając powtórki głupich angielskich komedii na małym hotelowym odbiorniku.
Dochodziła szesnasta, więc dziewczyna udała się jeszcze do łazienki, aby poprawić zniszczony makijaż. Co prawda wyglądała jak panda skrzyżowana z szopem praczem i starą alkoholiczką, ale dwadzieścia minut wystarczyło, by doprowadziła się do jako- takiego stanu. Szybko posprawdzała jeszcze szafki i szuflady, aby upewnić się, że nic nie zostawiła- co zdarzało się jej dosyć często, zabrała zepsuty telefon i ciągnąc za sobą bagaże otworzyła drzwi.
W pierwszej chwili nie wiedziała co ma zrobić. Mieszanka emocji odmalowała się na jej twarzy a lawina myśli przetoczyła po głowie. W gwałtownym napadzie złości zwyczajnie zamknęła drzwi.
Stał tam. Kurwa. Jebany Oliver Sykes stał przed jej drzwiami z miną zbitego psa.
Z chęcią przeczekałaby kilka godzin, czekając aż sobie w końcu pójdzie, ale nie mogła. Za półtorej godziny odlatuje jej samolot. Musi już wyjść, po prostu musi.
Zrezygnowana ponownie otworzyła drzwi i unikając jego spojrzenia wyciągnęła walizki z pokoju.
- Zejdź. Przeszkadzasz mi.- wymamrotała słabym głosem. Ten fakt sprawił, że zdenerwowała się na niego jeszcze bardziej.
- Nie, poczekaj.- przyciągnął ją do siebie zapewne z zamiarem przytulenia, ale ona zatrzymała się w połowie tego gestu, nie pozwalając mu zbliżyć się tak blisko, zwyczajnie tężejąc pod wpływem jego dotyku.
- Przepraszam- wyszeptał jej we włosy.- przepraszam.
Anastasia miała ochotę rozpłakać się z bezsilności. Nie mogła się ruszyć, gdy tak szeptał jej do ucha łamiącym się głosem przeprosiny. Ale musiała.
- Zejdź, spieszę się na samolot.- mruknęła ponownie, chcąc sprawić wrażenie, jakby zbywała jego słowa mimo uszu. Tym razem trochę głośniej, mniej żałośnie, jak gdyby jego bliskość dodała jej siły.
- Anastasia...proszę zostań, ja...- zaczął chwytając jej rękę.
- Ja cię potrzebuję tutaj.- dodał cicho odwracając wzrok i nerwowo ściskając jej dłoń.
Dziewczyna przełknęła głośno ślinę. Miała ochotę położyć dłoń na jego policzku. Nie, przestań- krzyczał jej mózg- wcale tego nie chcesz. Jedyne co musisz teraz zrobić to zdążyć na samolot.
CZYTASZ
Love is blasphemy /zawieszone/
FanfictionMiłość była dla niej świętością, dla innych bluźnierstwem. Próbowała z tym walczyć- nie potrafiła, wyniszczyła samą siebie. Więdła powoli jak róża. I nikt nie potrafił jej uratować..? ________________________________________...