Forever One - #1

609 28 14
                                    

Adam szedł wzdłuż torów. Właśnie stracił pracę, a w życiu i zawodowym i osobistym niezbyt mu się układało. Wyjechał z rodzinnego miasta znaleźć wspaniałą pracę i drugą połówkę, lecz i z jednego i z drugiego nici. Był załamany. Szare niebo pokrywały grube ciemne chmury, zanosiło się na deszcz. Lamberta na razie jednak nic nie obchodziło, deszcz byłby mu nawet na rękę, ponieważ nikt nie byłby w stanie dostrzec jego łez, które spływały mu po policzkach, znacząc słone wilgotne ślady. Uważał, że za długo był silny, każdy ma czasem chwile słabości, a jak widać jego właśnie nastała.

Zbliżał się wieczór, na okolicznych polach, które przecinały tory kolejowe, pojawiła się mgła. Z minuty na minutę stawała się coraz gęstsza, a temperatura zaczęła spadać. Adam miał na sobie Skórzany płaszcz, który chronił go i przed zimnem i przed deszczem, więc nie widziała powodu, by wracać do domu, w którym i tak siedziałby samotnie. Mokre włosy przykleiły mu się do czoła, a makijaż, który pokrywał jego twarz zaczął spływać.

-Nawet jak ktoś by mnie spotkał, to by się wystraszył i uciekł, więc nie jestem narażony na niechciane towarzystwo – burknął pod nosem.

Ulewa przybierała na sile, a on tracił widoczność, gdyż grube krople zalewały mu oczy, przez co był zmuszony je przymykać. W pewnym momencie przed nim zamajaczyło jakieś drzewo, a za nim budynek. Wyglądał na opuszczony.
Lambert otworzył oczy szerzej i przysłonił oczy ręką, by móc się przyjrzeć tej scenerii. Niski zniszczony domek, z dziurawym dachem i wyłamanymi drzwiami i oknami z wybitymi szybami. Na ścianie dało się również dostrzec przyrdzewiałą pomalowaną na niegdyś biało tabliczkę, na której obdrapanymi czarnymi literami pisało „stacja". Pewnie kiedyś zatrzymywały się tu pociągi wysadzając ludzi. Dziwne jednak było to, że w pobliżu nie było żadnego domu, czy oznak życia, więc trochę dziwne miejsce na wysiadkę. Na stację prowadziła tylko zniszczona asfaltowa dróżka, ciągnąca się przy torach, którą Adam tu dotarł, więc którędy ludzie tu przychodzili, którędy odchodzili, no i po co mieli by się tu w ogóle znaleźć? Brunet oczami wyobraźni ujrzał piękne słoneczne letnie popołudnie, czarną lśniącą lokomotywę, z której komina buchała biała para, a za nią rząd wagonów, z których wysypywali się ludzie, a wsiadali następni. Podszedł bliżej budynku i dopiero teraz dojrzał więcej szczegółów, których z daleka nie było w stanie się dopatrzyć. Na tabliczce z napisem „stacja" były dopisane czarnym wyblakłym od słońca spray'em jeszcze dwa słowa. „Opuszczona" i „nawiedzona". Adam poczuł jak całe jego ciało pokrywa się gęsią skórką, a na plecach poczuł zimne dreszcze. Dopiero teraz dostrzegł dziwność tej sytuacji.

Samotny przygnębiony mężczyzna, zmierzający przed siebie w deszczu po nieudanym już kolejnym dniu. Wokoło tylko gołe pola, z których unosi się podeszczowa para i gęsta mgła. Szare ciężkie chmury pokrywające niebo, nadchodząca noc oraz przypruchniałe drzewo przy zniszczonym budynku opuszczonej stacji kolejowej, która podobno jest też nawiedzona. Był sam, a znikąd żadnej pomocy. Ściemniało się.

Na raz poczuł się dość dziwnie, jakby nagle nie był już taki sam, jednak wcale nie poprawiło mu to humoru. Jak na złość jego telefon rozładował się jakiś czas temu, nie mógł sprawdzić, która godzina, a nawet, gdyby chciał zadzwonić nie miał do kogo ani nie wiedział jak wyjaśnić gdzie jest, bo sam nie do końca wiedział jak tu trafił.

Kuźwa, sceneria rodem z horroru – przemknęło mu przez myśl.

Do tej pory stał przodem do budynku i pól ciągnących się wokół, lecz gdy zdało mu się, że usłyszał jakiś szmer za sobą natychmiast obrócił się w drugą stronę. Nadal padał gruby deszcz, a przez to, że się ściemniało ciężko było mu cokolwiek dostrzec. Zaczęła go ogarniać panika, jednak starał się zachować trzeźwy umysł i nie dać się zwariować wyrzutom sumienia po co tu przyszedł i bujnej wyobraźni, która w tej chwili pod wpływem adrenaliny szybko przeistaczała otaczającą go rzeczywistość.

Imaginy AdommyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz