Rozdział 18 - Niepewność

577 87 13
                                    

Dochodziła sądna dla Tadeusza godzina. Z duszą na ramieniu zapukał do drzwi mieszkania Emilii. Otworzył mu pan Fryderyk z życzliwym uśmiechem, który miał dodać chłopakowi otuchy. Czarnecki przełknął ślinę i przywitał się grzecznie. Ojciec Emilii zaprosił go do środka.

- Nie denerwuj się tak - szepnął. - Nie będzie tak źle.

Tadeusz bardzo chciał w to uwierzyć. Ze swojego pokoju wyjrzała Emilia i od razu podbiegła do ukochanego, ciesząc się jak małe dziecko. Wpadła prosto w jego ramiona. Czarnecki nadal był speszony, ale obecność dziewczyny sprawiła, że poczuł się dużo lepiej. Pani Wanda, mama Emilii, zawołała wszystkich do stołu. Obiad nie być wykwintny, bo przecież podczas wojny nie należy oczekiwać cudów, ale Tadeusz i tak nie potrafił niczego przełknąć. Maciek cały czas śmiał i wyraźnie próbował nawiązać z przyszłym szwagrem konwersację. Przez pierwsze kilkanaście minut nikt się nie odzywał, jedynie wymienili uprzejmości. W końcu jednak Czarnecki zebrał się na odwagę i chrząknął znacząco.

- Chciałbym prosić o rękę państwa córki - powiedział, a głos mu drżał.

- To dlatego jesteś taki zafrasowany? - spytał przyjaźnie pan Fryderyk. - A co Emilia na to?

- Zgodziłam się, oczywiście - odparła dziewczyna i delikatnie ścisnęła dłoń narzeczonego.

- W takim razie macie nasze błogosławieństwo, dzieci.

Po usłyszeniu tych słów chłopakowi znacznie poprawił się humor, dlatego też reszta popołudnia mijała w radosnej atmosferze. Pani Wanda ukradkiem ocierała łzy wzruszenia, myśląc, że nikt ich nie widzi. Młodzi wesoło opowiadali o swoich planach na przyszłość, a Maciek cieszył się jak nikt inny.

- A kiedy się pobierzecie? - zaciekawił się.

- Jak najszybciej - odparł Tadeusz. - A dlaczego pytasz?

- Bo chcę wiedzieć, kiedy będziecie mieć dzieci, bo nie chcę być najmłodszy w rodzinie. Bo nie wiem czy pan wie, ale my mieliśmy jeszcze braciszka, który umarł jakiś czas temu. Umarł, to znaczy, że już się z nim nie zobaczymy, dopiero w Niebie.

- Wiem - oparł chłopak z śmiertelną powagą. - Tęsknisz za nim?

- Bardzo. Ale teraz jest w świecie, gdzie nie ma złych ludzi, tak mówiła mi Emilka. Ona jest bardzo mądra, wiesz?

- Wiem. - Popatrzył na ukochaną z uczuciem.

Wspomnienie Julka nie popsuło humoru Woyciechowskim, po całym mieszkaniu nadal roznosił się gromki śmiech. Tadeusz już miał zamiar zaliczyć ten dzień do najszczęśliwszych w całym jego życiu, w końcu zyskał nową rodzinę, rodziców... Ale po raz kolejny przekonał się, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca. Czasami złe wiadomości przechodziły zupełnie niespodziewanie, w nieoczekiwanej godzinie. Tak było i tym razem. Usłyszeli łomotanie do drzwi. Wszyscy wymienili zdezorientowane spojrzenia. Pan Fryderyk wstał i poszedł zobaczyć, kim jest niespodziewany gość. Po chwili wrócił go pokoju, a za nim podążał Gustaw z zaczerwienionymi od płaczu oczami. Tadeusz i Emilia poderwali się z miejsc.

- Pan mówi, że on do was - rzekł pan Fryderyk.

- Przepraszam państwa bardzo, że tak nachodzę bez zapowiedzi, ale sprawa jest nagląca. Byłem już u ciebie, Tadek, ale twój stryj powiedział mi, że jesteś tutaj...

- Gucio, co się dzieje? - prawie krzyknął Tadeusz, czując, że stało się coś złego.

- Mariannę aresztowali. Łapanka... - wysapał chłopak. - Bogdan się całkowicie załamał, znalazłem go przed chwilą na ulicy, nie powiedział nic, prócz tego jednego zdania. „Zabrali Mariankę". Zaprowadziłem go do Zosi, bo przecież on nie ma nikogo, kto mógłby się nim zająć, a sam poszedłem do Potockich. Oni nic nie wiedzieli...

NieśmiertelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz