Rodział VI

31 3 0
                                    

Pierwszym uczuciem po przebudzeniu był chłód. Potem uświadomiłam sobie, że nie leżę już na podłodze strychu. Nie znaczyło to jednak, że było mi wygodnie. Podłoże było nierówne i aż wiało z niego wyżej wspomnianym chłodem. Otworzyłam szerzej oczy w obszernym pokoju panował półmrok- jedynym źródłem światła były świece osadzone w mosiężnych lichtarzach. Sądząc po braku okien i temperaturze znajdowałam się pod ziemią. Bomba.

Po dokładniejszych oględzinach doszłam do wniosku, że jestem na podłodze wykonanej z kamienia, w którym wyżłobiono zresztą całe pomieszczenie. Co do całego wnętrza, było tu mnóstwo blatów zawalonych do granic możliwości dziwnymi i niezwykłymi przedmiotami. W lewym rogu stała kanapa z pięknymi mahoniowymi zdobieniami, obita szkarłatnym aksamitem. Z tego samego materiału zrobiona była też kapa na imponującym łożu z baldachimem, stojącym za mną. Wstałam, i zafascynowana podeszłam do pierwszej półki by przejechać dłonią po okładce grubej księgi. Następnie moją uwagę przykuwa jeden z blatów, z chyba najbardziej niesamowitymi przedmiotami. W centralnym miejscu stała dziwna maszyneria, coś co przywodziło mi na myśl jedynie narzędzie pracy starego alchemika w jakimś filmie fantastycznym albo rekwizyt do steampunkowej sesji zdjęciowej. Szklane kolby, miedziane rurki, jakieś kryształowe naczynia z bulgoczącym fioletowym płynem. Miałam niepochamowaną ochotę pokręcić korbką z tyłu urządzenia, ale powstrzymałam się siłą woli. Bóg jeden wiedział, co mogłoby z tego wyjść. Mimo to dotykam jednej z kolb, tej w której pływa coś, co kiedyś było pewnie jakimś kamieniem szlachetnym. Teraz całe barwy z niego spłynęły, i razem z wodą przeciekły przez sito do dużej kolby pośrodku i teraz bulgotało leniwie wypełniając odchodzącą do góry rurkę parą o perłowym odcieniu.

-Nie ruszaj!- głos rozległ się tuż za mną. Jak oparzona cofnęłam rękę.

-Pozwoliłam? Musisz nauczyć się posłuszeństwa i pokory!

-Skąd miałam wiedzieć że nie mogę?! Przyniosła mnie tu pani, bez słowa wyjaśnienia, bez pytań, czy chcę...

-Czy chcesz?!- warknęła.- Nie masz tu nic do gadania, wszystko zostało ustalone na wiele lat zanim pojawiłaś się na świecie!

-Wszystko?! Czyli co?!- oficjalnie straciłam resztki jakiejkolwiek pewności co do jasności własnego umysłu. Czy czegokolwiek, właściwie rzecz biorąc.

-Ach...- głos jej złagodniał. –Zapomniałam, że ty nic nie wiesz. No nic, usiądź na kanapie.

Zerknęłam na zabytkowy, ozdobny mebel w rogu sali.

-Tak, na ten. Usiądź i słuchaj.

To usiadłam, a ona zajęła miejsce na łóżku.

-Więc...- zaczęła powoli. – Nie wiem od czego zacząć. Tyle tego... Może tak. Wiele, wiele lat temu, na świecie pojawiła się pierwsza Wybrana. Nikt wtedy nie zwracał wtedy na to uwagi- jedna osoba, nawet posiadająca niezwykłą moc nie miałaby szans zwrócić uwagi ogółu. Nie mamy zbyt wielu wiadomości z tego okresu, w końcu było to wczesne średniowiecze, a podejrzewa się że dziewczyna urodziła się w wielkim mieście. Tam nikt nie zwracał uwagi na ludzi, jeśli nie byli synami wielkich władców, lub właśnie miano ich stracić na stosie, tak więc jej moc pozostała niezauważona aż do momentu oskarżenia w procesie o czary. Kilkanaście lat później, zaczęli się pojawiać kolejni młodzi ludzie obdarzeni niezwykłymi mocami. Ponieważ było ich coraz więcej...

-Mocami? Na przykład jakimi?- przerwałam jej. Yeah, Harry Potter. Rzuciła mi gniewne spojrzenie.

-Poczekaj, dojdę do tego. Ponieważ było ich coraz więcej, zaczęli się nimi interesować zwykli ludzie, a do tego nie wolno było dopuścić. Wtedy na stosach zginęło wiele osób, których jedyna winą było to, że los szczególnie ich obdarzył. Aby nie dopuścić do kolejnych zbrodni, kilku działających w ukryciu magów i alchemików stworzyło pierwszą Radę. Jej zadaniem było odnajdywać kolejnych Wybranych, szkolić ich i pilnować, żeby wszystko pozostało w ukryciu. Rada zawsze składała się z kilku najwybitniejszych magów, a pozostałym przydzielano po jednym uczniu...

Wybrana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz