Rozdział VII

14 1 2
                                    


-A teraz szczerze, jak na spowiedzi!- zakomenderowała Mia. - Co ty zrobiłaś?!

- No...- na chwilę zamilkłam, a potem przedstawiłam im to co wydarzyło się na Zebraniu Rady, w bardzo wielkim skrócie. Kiedy skończyłam (oblana rumieńcem) nie wydawały się zbulwersowane, tylko... totalnie zachwycone.

-Ale czad!- Jade doskoczyła do mnie i zaczęła klepać po plecach. -Zrobiłaś im niezły numer już pierwszego dnia... a ja czekałam do drugiego, jasna cholera...

-Wow! - dodała Mia.- Dziewczyno, jesteś niesamowita! Ty na pewno nas jeszcze zaskoczysz! Dasz popalić władzom bardziej niż ta o tu- poklepała Jade po plecach. - Zaraz! Trzeba to uczcić. - wrzasnęła. -Jade- biegniesz po żarcie. Nikki- ogarnij pokój. Ja lecę po ludzi!- i już była w połowie drogi do drzwi.

-Stop!- powstrzymałam ją. -Mia...Nam nie wolno tego rozgłaszać! -jej usta wygięły się w podkówkę, ale kontynuowałam. Zresztą, jest za pięć siódma. Zaraz lecę do aresztu...

-O...- zasmuciła się jeszcze bardziej. -O...- opadła na łóżko.

-Co jej?- spytałam Jade, zdezorientowana.

-Nic.- odparła spokojnie. -Zaraz wstanie. Wiesz...Mia kocha imprezować.

Zerknęłam ponownie na zegarek.

-Za dwie. -oznajmiłam. -Idę.

-Powodzenia!- powiedziała Jade i poklepała mnie po plecach.

Wyszłam na korytarz.

-Veronica?- zapytał męski głos. -Jesteś?

-Nie.- odparłam. -nie widziałam źródła głosu, w korytarzu było za ciemno.- A co?

-Nic.- z mroku wyłonił się blondwłosy uczeń, ten wysoki, którego widziałam w Sali Ćwiczeń. -Mam cię zaprowadzić na karę. Ja też tam idę. Naraziłem się Mirandzie na lekcji... No chodź już. Jest za jeden!

Powoli wstałam i poszłam za nim. Szliśmy schodami w dół, później wąziutkim korytarzykiem, znowu w dół i prosto. Panował tam taki ziąb, że pożałowałam, iż nie wzięłam kurtki.

-Jesteśmy.- oznajmił nagle chłopak, otwierając małe drzwi na końcu korytarzyka.

Weszliśmy do niewielkiego pokoju, niemal pustego. Stały tam tylko cztery krzesła, mały stolik i lampa. Ściany były z kamienia, podłoga z dębowego drewna zaś na końcu pomieszczenia znajdowały się kolejne drzwi, pewnie do łazienki. Kiedy zamknęłam drzwi, zasuwa sama się zasunęła, z głośnym, metalicznym trzaskiem.

-Nikt nas nie pilnuje?- spytałam chłopaka. Przecież można było wyjść, zanim porządnie się weszło.

-Pilnują, pilnują.- odparł spokojnie, po czym wskazał na sufit. Kiedy się przyjrzałam dostrzegłam niewielkie okienko.

-Tam siedzi strażnik.- wyjaśnił chłopak.- Właściwie nigdy nie widziałem, żeby wychodził.

Zasiedliśmy na krzesłach, po przeciwnych stronach stołu.

-Hej.- zagadnął.- Jesteś Veronica, tak?

-Nikki.

-Jesteś tu nowa?-drążył.

Nie, to już będzie z pół roku, czemu nigdy wcześniej mnie nie widziałeś?

-Jeden dzień.

Czy od nie zauważył, że nie mam ochoty z nim gadać? Ogólnie nie byłąm zbyt mocna w gadaniu z facetami. Ale nic. Może jak pogadamy, to mu się znudzi i da spokój.

Wybrana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz