Rodział IV

48 3 9
                                    


-Nikki, Nikki, Nikusiuuu...

Otworzyłam oczy. Coś wielkiego i jasnobrązowego, szczypało mnie w policzek, a gdzieś z góry rozlegał się wyjątkowo irytujący głos. Z jękiem nałożyłam sobie poduszkę na głową. Ktoś zaśmiał się ironicznie. Rozpoznałam głos brata.

-Daję ci pięć sekund na opuszczenie progów mojego pokoju, albo...-syknęłam.

-Nie tak ostro siostrzyczko. Wiesz...

Nie dokończył. Mój mocny, acz nieco ślepy cios zwalił go z nóg. Zachichotałam z satysfakcją w poduszkę.

-Nie chciałbym ci przerywać...-wysyczał gniewnie, podnosząc się z podłogi. – Ale mama od dwudziestu minut woła cię na śniadanie.

Nieco oprzytomniałam.

-Która godzina? – wymamrotałam.

-Po jedenastej.- wydawał się tym faktem nieco rozbawiony.

Zerwałam się z łóżka. Za oknem świeciło słońce.

- Idę. - Chwyciłam Charliego za rękę i wyciągnęłam z pokoju.

Kiedy znaleźliśmy się wreszcie w kuchni, mama nie wyglądała na zadowoloną. Stała przy kuchence, przewracając naleśniki na patelni, ale kiedy usiedliśmy przy stole gwałtownie się odwróciła.

-Nie chciałaś może jeszcze pospać?- Gniewny wzrok wbiła prosto we mnie. Zaczęłam się tłumaczyć.

-To nie moja wina! W nocy... e... W nocy tak huczała sowa, że w ogóle nie mogłam zasnąć. Dopiero nad ranem się zamknęła.

Starałam się włożyć w te słowa tyle żalu i złości, żeby zabrzmiały prawdopodobnie. Chyba nie osiągnęłam jednak takiego efektu, bo mama spojrzała na mnie krzywo. Z pomocą przyszedł mi Charlie.

-Tak, ja też ją słyszałem. Okropnie hałasowała.

-W tej okolicy nie ma sów.- zaoponowała mama.

Zmieszałam się. O tym nie pomyślałam. Jednak od czego mam młodszego brata!

-Ale puchacze są?- zapytał z błyskiem w oku.

-Tak...-przyznała mama.- Puchacze są.

-Więc, ona- wskazał na mnie- w całej swojej ignorancji, pomyliła puchacza z sową.

Mama chyba nie za bardzo w to uwierzyła, ale ta bitwa z góry była przegrana. Pozostawało jej tylko zapchać nam gęby naleśnikami, a potem wywalić z kuchni.

- Em... Jedzcie już. – powiedziała. Jej twarz nieco złagodniała.

Kiedy zabrałam się do smarowania naleśników moim ulubionym dżemem jeżynowym, zauważyłam coś dziwnego.

-E... Mamo?

- Co?

- Gdzie jest tata?

- W sypialni, śpi.

-Jeszcze nie wstał? A ty mnie się czepiasz?- oburzyłam się.

- Po prostu gorzej się poczuł. – zmierzyła mnie wzrokiem. –A może nie ma do tego prawa?

- Nie no, ma, ma.- udobruchałam ją. Jednocześnie jednak spotkałam się wzrokiem z bratem. Wydawał się myśleć o tym samym co ja. To przecież on powiedział mi wczoraj, że klątwa, zwłaszcza uwolniona może wywoływać choroby u ludzi z otoczenia. Cholera.

Wybrana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz