Rozdział 6

148 13 3
                                        

"Wczoraj wieczorem moje serce znowu wypełniło się wiarą i nadzieją...
No i kładąc się spać chyba popełniłam błąd, bo wszytko przepadło"

Siedziałam na przystanku, czekając na autobus. Przez weekend zdążyłam zapomnieć o problemach i karze. Całe dwa dni spędziłam na nadrabaniu odcinków Teen Wolf, a resztę czasu uczyłam się na zajęcia. W sobotę nie poszłam na imprezę, mimo namów Danielle, pewnie dzisiaj będzie się cieszyła, jak super spędziła ten dzień i przechwalała, ile to ona nie wypiła.

Leniwie wstałam, gdy zauważyłam w oddali zbliżający się pojazd. W nocy niewiele spałam, co chwilę się budząc, moja choroba widocznie się pogarsza, z tego powodu mama umówiła mnie na kolejną wizytę do mojego lekarza. Pogoda dodatkowo nie polepszała mi humoru. Niebo było zachmurzone, a ja czekałam tylko na moment, kiedy się rozpada. Przed deszczem chroniła mnie tylko ciepła bluza z kapturem.

Wsiadłam do autobusu i rozejrzałam po wnętrzu. Udałam się na koniec, jak zwykle chciałam usiąść na swoje stałe miejsce. Obok zauważyłam zakapturzoną postać. Po cichu przysiadłam się obok, wkurzona, że ktoś raczył usiąść akurat tutaj. Niechcący uderzyłam głową o siedzenie z przodu, poprawiając trampki.

Chłopak obejrzał się w moją stronę, ironio, okazało się, że to nikt inny niż Hemmings. Wyglądał źle, to mało powiedziane, okropnie lepiej określa to, co widzę. Uśmiechnął się, ale po chwili jego wyraz uległ zmienie i złapał się za głowę.

- Słabo wyglądasz- rzuciłam od niechcenia.

- Tsa, ty też nie najlepiej.- odwrócił wzrok, wlepiając go w widok za oknem.

- Nie spałeś całą noc czy co?- nie wspomniałam nic na temat uwagi, widząc w jakim jest stanie lepiej się nie kłócić.

- Miałem ciekawsze rzeczy do roboty przez cały weekend- zaśmiał się- Boże moja głowa.

- Niech zgadne byłeś na imprezie i sporo wypiłeś chętnie poszedłbyś spać- chłopak kiwnął głową- niestety dzisiaj trochę posiedzisz w szkole, zaczynamy naszą karę.

- Nawet mi nie przypominaj- jęknął, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam, można powiedzieć, że jego stan mnie pocieszał, przecież nie wyglądałam najgorzej.

Wysiedliśmy, gdy znajdowaliśmy się już pod szkołą. Chłopak rzucił, że idzie zapalić, a ja poszłam w kierunku budynku.

Usiadłam na swoje miejsce. Za mną do klasy weszli Calum i Michael. Zmarszczyłam brwi zdziwiona, że tak szybko pojawili się na matematyce, kiedy czerwonowłosy chciał usiąść obok mnie Hood pociągnął go za rękę w stronę swojej ławki.

- O co ci chodzi Cal?- zapytał zaskoczony chłopak, nie rozumiejąc zachowania swojego kolegi.

- Dzisiaj siedzisz ze mną, nie mam zamiaru patrzeć na tego idiotę bo przysięgam, że urwę mu łeb, spójrz tylko na mój nos- powiedział, wskazując na niedawno złamaną część.

- Dobra, wyluzuj, ale według mnie i tak musicie pogadać. Stary to nasz przyjaciel, szkoda się bić o jakąś laskę.- oznajmił Clifford, wyjmując telefon z kieszeni.

- Mam to w dupie, nic mu się nie stanie jak usiądzie ze swoim wybawcą- wskazał na mnie i roześmiał się.

Dalej już nie rozmawiali bo do klasy weszła pani Martin. Położyła książki na biurko i rozejrzała się po klasie.

- O Hood i Clifford niespóźnieni! Cieszę się was widzieć. A Irwina, jak zwykle brak.- rzekła odwracając się w kierunku tablicy.

- Też się cieszę, że tu jestem, nie ma nic lepszego niż rozpoczęcie tygodnia od matematyki, o i niech pani nie myśli, że nie wyczułem tego sarkazmu- rzucił brązowowłosy.

It's OK / L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz