Rozdział 7

180 15 1
                                        

"Przyjaźń jest jak słońce. Czasem ją coś przysłoni, lecz nigdy nie gaśnie."

- A więc czyja?- powtórzył pytanie tata.

Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Jeśli powiem prawdę to mogę już szykować pogrzeb. Ashton mnie zabije. Gorączkowo rozmyślałam nad dobrym kłamstwem. Najgorsze jest to, że ślad na szyi wyglada jakby ktoś mnie dusił.

- Nie zamierzałam mówić, ponieważ nie chciałam cię martwić i to nic takiego...- zaczęłam w miarę spokojnie, ale już trzęsły mi się ręce- mam taką dziewczynę w klasie... Brooke- wymyśliłam na poczekaniu imię- i trochę się z nią pokłóciłam.

Ojciec uniósł brwi.

- Pobiła cię dziewczyna?- zapytał prawie rozbawiony, ale minę zachował poważną.

- To nie była bitwa tylko... Ona mnie trochę szarpała, a ja ją, ale wtedy...-postanowiłam zrobić z Hemmingsa bohatera- pojawił się Luke i ją odciągnął, niestety chłopak Brooke to widział i go pobił. Ale nikt nie odniósł poważnych obrażeń- dodałam szybko.

Tata otworzył usta, a za chwilę je zamknął.

- Dzieci co wy w tej szkole wyprawiacie- westchnął, a ja odetchnęłam z ulgą, bo chyba uwierzył- masz kłopoty?

- Nie- odparłam szybko- nauczyciele tego nie widzieli, a chłopaków rozdzieliła woźna, ale postanowiła nie zgłaszać sytuacji. To naprawdę nic strasznego.

- No dobrze, ale jednak masz ranę na szyi, a ten chłopak wyglądał na nieźle poturbowanego.

- Nic mu nie będzie, byłam z nim u pielęgniarki.

- No cóż, czyli mam nie przychodzić do szkoły? Ta Brooke więcej nic ci nie zrobi?

- Nie- odparłam.

- Oh Lou, no dobrze, nie boli cię to chociaż?

- Ani trochę- kolejne kłamstwo.

- Hmm, a jeśli chodzi o tego chłopaka... To szykuje się coś poważniejszego?

- Co? Nie... Tato!- zrobiłam się czerwona.

- No dobra, dobra- uniósł ręce w geście obronnym i się uśmiechnął.

Wysiedliśmy z samochodu
i skierowaliśmy się do domu. Nikogo oprócz mnie i ojca nie było. Poszłam na górę do swojego pokoju. Rzuciłam plecak i położyłam się na łóżku. Długo nie mogłam leżeć, ponieważ całe plecy mnie bolały. Czułam się koszmarnie.

Podeszłam do lustra, zdjęłam bluzkę
i przyjrzałam się swoim plecom. Miałam tam kilka ogromnych siniaków, które strasznie bolały jak tylko je dotknęłam. Musiałam wziąć jakiś proszek przeciwbólowy.

Zeszłam po cichu na dół. W kuchni na szczęście nikogo nie było. Szybko otworzyłam szafkę, w której trzymamy leki i wyjęłam jeden proszek ibupromu. Wlałam sobie w szklankę trochę wody. Gdy popijałam lekarstwo do kuchni wszedł tata.

- Mama wróci później- oznajmił.

Skinęłam głową.

- Napisała mi, że około 20- dodałam.

Wtedy otworzyły się drzwi wejściowe i do domu weszła Nicky, a zaraz po niej ujrzałam Theo.

- Jestem głodna! Mamo zrobiłaś mi sałatkę?!- wykrzyczała siostra już w progu.

- Mamy nie ma!- odparł tata.

Nicky zmarszyla brwi.

- To co zjemy na obiad?- zapytała jak zwykle niezadowolona.

It's OK / L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz