Rozdział Trzynasty

43 4 1
                                    

W oknie Kościoła Mariackiego ukazała się trąbka i nad Rynkiem rozbrzmiała charakterystyczna melodia -  znak, pełna godzina wybiła. Małż popatrzył na swój szpiegowski zegarek kieszonkowy, szósta rano. Na Dworzec Główny w Krakowie wjechał pierwszy pociąg z Sosnowca. Lukrecja z gracją przeskakiwała po dachach kamienic, by trzy minuty później napluć małżową wydzieliną na śpiącego żula na peronie numer 3. Akurat tam znajdująca się zajęta ławka najbardziej jej się spodobała. Gdy już miała ją całą dla siebie, schowała się za dzisiejszym wydaniem Faktu i dyskretnie patrzyła, jak z zielonego wagonu wychodzi Amerykańska Mafia. Pan Krab cały szczęśliwy chwalił się znalezionym między pufami groszem.

- Gdzie my jesteśmy?- zapytał Patryk odklejając sobie gumę z pośladków. - O, malinowa!

Skalmar popatrzył z obrzydzeniem.

- Nie wiem, ale wszędzie lepiej niż w Sosnowcu. - Rzekł po chwili.

Wszyscy zgodzili się skinieniem głowy.

Uważna małża nie spuszczała z gości czegoś, co powinno być okiem. Kierowali się w stronę wyjścia od strony Rynku Głównego.

- Nasz cel jest już w Krakowie.- zakomunikowała przez długofalówkę Lukrecja.

Po paru trzaskach i piskach dało się usłyszeć ponury głos Tristana.

- Doskonale, przekażę szefowi. Ty zaś śledź ich! - rozkazała stułbia.

Lukrecja zachichotała głupio. ,,Śledź ich!'' - co ty chcesz od śledzia?, pomyślała.

Ukradła pobliskiego meleksa i z oddali patrzyła na wyczyny amerykańskich wrogów.

Gacuś szedł pierwszy, zostawiając ślad śluzu dla Patryka, żeby ten widział gdzie ma iść. Sandy dyskretnie ukradła przewodnik po Krakowie z pobliskiego stoiska. Pan Krab zaczął się zastanawiać, czy gdyby zebrał okruszki zostawione dla gołębi, dałby radę skleić z tego parę bułek do burgerów. Słońce oświetlało już pięknie największy na rynku pomnik. Wiewiórka przekartkowała przewodnik.

- O, to Adam Mickiewicz! - poinformowała obecnych.

- To ten od ,,Pana Tadeusza''? - zapytał Skalamar.

Zebrani popatrzyli na niego podejrzliwie, zastanawiając się gdzie ten dowiedział się takich rzeczy. Woleli jednak nie pytać, nie pytali też nigdy jak nauczył się grać na klarnecie. Wiedzieli, że na odpowiedź nigdy by nie nadeszła. Skalmar miał swoje tajemnice, a każdy, kto zadawał za dużo pytań, kończył z jego ulubionym instrumentem w przeponie.

Patryk poszedł szybko do pobliskiego sklepu i kupił Pana Tadeusza. Krab ze łzami w oczach oddawał mu zebrane z pobliskiej fontanny pieniądze. Gdy wrócił, Skalamar podniósł pytająco brew i rzekł.

-Wydaję mi się, że powinno to wyglądać trochę inaczej, ale skoro pisze Pan Tadeusz...

Małż, dyndając nogami z Sukiennic i poprawiając zjeżdżającą wciąż pończochę, nadał nowy komunikat.

-To są jacyś debile, Tristanie, właśnie wypili razem 0,7 wódki i chwiejnym krokiem idą w stronę centrum.

- Świętnie się złożyło, bo mamy tu problem ze Spongebobem, eliksir przestaje działać. Musisz poradzić sobie sama, my jesteśmy zajęci. - powiadomiła stułbia.

- Zrozumiałam.

Amerykańska mafia powoli traciła panowanie nad swoimi kończynami. Lukrecja czuła się trochę zawiedziona, popłynęło za łatwo, nie miała okazji się wykazać. Spakowała śpiących przeciwników do siatki i zamówiła taksówkę.

Będąc w drodze na lotnisko Krakowskie w Balicach, zarezerwowała miejsce w luku bagażowym w samolocie do Radomia.

- Wreszcie lotnisko w Radomiu na coś się przyda. - rzuciła sarkastycznie, patrząc na odlatujący samolot.

Robert Gąbczasty na wakacjach w Polsce i Cebulowa MafiaWhere stories live. Discover now