Rozdział Ósmy

57 3 3
                                    

- Ważna sprawa! - krzyknęła krewetka od progu.

- Czego? - warknął strażnik placówki, żółw jaszczurzy Stefan.

- A co cię to obchodzi? Muszę natychmiast zobaczyć się z Januszem Karpiem!

Sprawa była poważna i Stefan chyba to załapał. Przepuścił wiedźmę do najważniejszej komnaty cebulowej willi.

- Mam nadzieję, że to coś ważnego - zadudnił Karp, nie odwracając się z fotela. Oglądał właśnie walki ślimaków w budyniu w swoim pomarańczowym hełmie nurka - telewizorze, popijając chłodnik ze śledzikami.

- Ważniejsze, niż może się wydawać - zapewniła krewetka. - Dowiedziałam się, że amerykańska mafia też ma do czynienia z magią. Podobno chcą teleportować się do Wałbrzycha.

Janusz odwrócił się wolno, trzymając złożone płetwy jak biznesmeni. Zaraz potem wybuchnął zupełnie nie jak oni.

- Och, na moją świętej pamięci babcię Cholerę! K***a! Musimy im przeszkodzić, Spongebob nie jest jeszcze gotowy.

- Może uda mi się zamknąć portal.

- Musisz spróbować! Jesteśmy bardzo blisko sukcesu.

- No to idę. Joł. - oznajmiła krewetka i skierowała się ku swojemu lokum.

Komnata Margary wyglądała tak, jak i komnata czarodziejki wyglądać powinna. Na oknach wisiały zasłony z wodorostów, na półkach walały się zwierzęce części i specyfiki. Centralną część pomieszczenia zajmowało ognisko, na którym krewetka stawiała kocioł. Margary weszła do pokoju, usiadła i zatopiła się w myślach. Przynajmniej tak to wyglądało, w rzeczywistości swym umysłem przyciągnęła portal w Wałbrzychu. Wyglądało to też trochę, jakby robiła kupę.

Po kilku minutach tej czynności w pokoju zaczęły pojawiać się pierwsze błyski, a iskry niemal spaliły jej wąsy. Coś wybuchło, błysnęło i na środku pojawił się wielki, niebieskawy dysk, buczący miarowo.

Krewetka z dość głupim wyrazem twarzy wstała i zaczęła szturchać portal Halabardą Zagłady. Trwało to jakiś czas i można by stwierdzić, że Margary była w transie. Po kilku minutach szturchania jej źrenice zmniejszyły się do małych paciorków. Wyleciała z hukiem z komnaty do rezydencji Janusza Karpia.

- Czego znowu? - zapytał ten, racząc się pierogami.

- Oni są wewnątrz. - oznajmiła krewetka, a jej głos został powielony przez echo. - Są w portalu, nie mogę go zamknąć.

- To ich tam zamknij, do jasnej cholery! - wrzasnął, a krewetka uniosła brew.

- Do babci Cholery?

- Możliwe.

- Rzecz w tym, że portal ma dwa końce, ale gdy jest się w środku, ma aż trzy.

- Co.

- Nie musisz tego rozumieć, po prostu to kochaj.

- Wut.

- Po prostu nie mogę ich zamknąć, na pewno wyjdą drugim końcem.

Karp westchnął ciężko.

- Ale - krewetka doznała przebłysku geniuszu. - mogę spróbować zakrzywić portal.

- Zamieniam się w słuch - Karp przegryzł wódkę, którą popijał pierogi, ogórkiem.

- Jest szansa, że zmienię bieg portalu, co da nam trochę czasu.

- Wyślij ich do Sosnowca - postanowił Janusz. - Zobaczą, że z polskością nie warto walczyć.

Krewetka wyszła więc i skierowała się do swej komnaty. Znów zaczęła dźgać portal Halabardą Zagłady. Ten z kolei zaczął iskrzyć i lekko zzieleniał. Krewetka przewiesiła cebulkę czosnku na szyi i oznajmiła:

- ¡A mi me gusta mucho plátanos!

- Herzlich Willkommen, ich liebe meine großmutter - odpowiedział portal.

Coś zawyło tubalnie i dysk zmienił kolor na czerwony rubinowo-karmazynowo-adamantowy, po czym zniknął.

- Udało się - odetchnęła krewetka i wybiegła poinformować Karpia.

***

- Jesteśmy na miejscu - powiedziała Sandy. - Portal się kończy.

- Uwielbiam portale! - Krzyknął Patryk. - One są takie zabawne, jak cebula!

- Powinniśmy go wyrzucić - stwierdził Skalmar.

- Każda para rąk się przyda, nawet tak debilna - zaprzeczył Pan Krab, schylając się po centa, który nie wiadomo jak znalazł się w portalu.

Światła naokoło wirowały, rzucając do aerotunelu wszystkie możliwe kolory. Gacuś już trzy razy rzygał. Ale widać było, że portal się kończy, rzednąc coraz bardziej.

- Wychodzimy! - krzyknęła Sandy.

Z efektem wiadra zimnej wody portal zamknął się za ekipą amerykańskiej mafii, wyrzucając ich u celu podróży. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, iż nie wylądowali w Wałbrzychu, tuż przed siedzibą Cebulowej Mafii, a w Sosnowcu. Mieście pełnym słowiańskiej gościnności.


Robert Gąbczasty na wakacjach w Polsce i Cebulowa MafiaWhere stories live. Discover now