Rozdział Piąty

68 3 4
                                    

Parę godzin później

Spongebob siedział przykuty do kaloryfera w ciemnym i wilgotnym (100% wilgotności!) pomieszczeniu i bawił się przednio, jak na Spongeboba przystało. Uśmiechał się szeroko, oczekując na dalsze wydarzenia.

- Nie zgrywaj debila - rozległ się tajemniczy głos.

Rozległ się szelest rybich łusek i siatki z Biedronki. Oto on. Sam Janusz Karp. Wpłynął do ciemnego lochu, nie spuszczając wzroku ze Spongeboba.

- Hihihi - stwierdził Spongebob optymistycznie.

- Nie śmiej się, to wydłuża życie - rzekł Tristan, ukryty w półcieniu.

- Dobrze się spisałaś, Lukrecjo - rzucił krótko Janusz. Małża po psychotropach powoli odzyskiwała spokój ducha.

Karp usiadł na pozłacanym fotelu z rubinami na wprost Spongeboba.

- Chyba jesteśmy ci winni wyjaśnienia - rzucił, tym razem długo, Janusz Karp.

Spongebob tylko uśmiechnął się szerzej, ale nie odpowiedział nic, bo był głupi. A przynajmniej tak się wydawało.

- Wiemy, że jesteś szefem amerykańskiej mafii - oznajmił po prostu Karp. - Jesteś nam potrzebny.

Tutaj miał być jakiś niesamowity, pełny metafor opis sytuacji, ale zapomnieliśmy jaki, więc krótko: Spongebob przestał zgrywać debila.

- Przejdźmy do interesów, Bob.

- O co chodzi? - zapytał Spongebob w zupełnie nie-Spongebobowym stylu.

Karp zapalił cygaro, bynajmniej nie częstując gościa.

- Powiem wszystko ze szczegółami - oznajmił Janusz. - Podobnie jak i wasza mafia, my też praktycznie rządziliśmy krajem. Ale w wyniku sytuacji, która miała miejsce kilka lat temu, utraciliśmy naszą pozycję społeczną. Jednak się nie poddajemy i mafia, choć osłabiona, nadal działa bardzo sprawnie. Niestety, nie mogę sobie pozwolić teraz na absolutną swobodę. Jeżeli połączymy siły, może uda nam się to zmienić.

Spongebob przestał dłubać w nosie.

- A co ja będę z tego miał?

- Nic, k**wa. - Podniósł głos szef, tracąc cierpliwość. - Może odepniemy cię od kaloryfera.

- Słaba propozycja.

- To cię nie odepniemy - wtrącił Tristan. Małża na psychotropach zachichotała złowrogo, tym razem przez przedawkowanie.

- W sumie możemy mieć jakieś korzyści - kontynuował Janusz Karp, popijając mocnego fulla. - Wspólnie uda nam się podporządkować całą Europę i Amerykę.

- Jak tego dokonamy? I możecie mnie wreszcie odpiąć od kaloryfera?

- Nie. Nie chcemy, byś zrobił coś nieprzewidywalnego. Chcemy jedynie pełnej współpracy z waszą agencją.

- Powinieneś zdawać sobie sprawę, że zaraz dojdzie do walki o władzę - orzekł Spongebob. - Ja, czy ty? Moja prawa ręka, czy twoja? Rozpocznie się bratobójstwo, wiesz o tym?

- Pamiętaj, że jesteś na mojej łasce. I obaj możemy mieć z tego korzyści.

- Kosztem utraty niezależności?

- Zgadza się. Rzecz w tym, że twoi ludzie nie wiedzą jeszcze, że jesteś porwany. Przez ten czas możemy wymóc na tobie oddanie. Mamy dostęp do odrobiny magii, o czym możesz się przekonać.

- Moi ludzie wkrótce tu będą i rozbiją waszą, i tak już mocno osłabioną, mafię - rzekł zimno Spongebob. - Nie będzie porozumienia.

- Jak wolisz.

I wypłynął z celi. Tristan uśmiechnął się mrocznie, a nawet bardziej niż mrocznie, i rzekł:

- Nie będziemy się bawić. Niepotrzebna nam twoja gąbczasta nerka. Odprawimy słowiańskie gusła. Poznasz wkrótce naszą wiedźmę-krewetkę, Margary. Ona nauczy cię polskości.


Robert Gąbczasty na wakacjach w Polsce i Cebulowa MafiaWhere stories live. Discover now