Rozdział Czternasty

44 3 1
                                    

 - Gdzie my jesteśmy? - rzekł półprzytomnie Pan Krab.

- W samolocie - odparł Skalmar trzeźwo, przecierając swój klarnet.

- Miau. - poparł Gacuś.

Powoli dochodzili do siebie.

- Jesteśmy chyba w luku bagażowym - zauważyła Sandy.

- Czy ktoś pamięta, co się ostatnio działo? - ziewnął Pan Krab.

- Ja pamiętam ziemniaki z małżami, hihihi. - stwierdził Patryk.

- Dobra, trzeba się stąd wydostać.

Dyskusję przerwały szumy z góry, na tyle wyraźne, by wyłapać słowa.

- Podchodzimy do lądowania. Proszę zapiąć pasy i nie hałasować. Pilot jest ślepy i leci na słuch.

Coś zatrzęsło i załomoło - samolot już jechał po nierównym, radomskim podłożu. W końcu maszyna stanęła w bezruchu. Amerykańska mafia zaczęła rozglądać się po luku - nagle drzwi otwarły się i pasażerowie przybyli odbierać swe torby. Mafia cierpliwie czekała za silnikiem. Gdy ostatni, niegramotny Janusz odebrał bagaż, elita Bikini Dolnego wyległa na zewnątrz. Mogli się trochę zdziwić, bo zamiast metalicznych ścian i strzałek typu idiot friendly, zastali bagna nadradomskie, a nad nimi krążyły sępy i inne dzikie gołębie.

Przysunęli się do grupy stłoczonych Polaczków, by zobaczyć, co się dzieje. Dziwny, wąsaty pan stał przed tłumem i objaśniał:

- Musieliśmy wylądować na bagnach... nie, nie chodzi o brak paliwa... tak jakby... na lotnisku ukradli asfalt. Lądowaliśmy awaryjnie. Wkrótce przybędzie transport z Radomia i zabierze państwa na przystanek.

Chcąc, nie chcąc, mafia z Bikini Dolnego czekała na swój transport na lotnisko.

A tymczasem w Wałbrzychu ich lider powoli odzyskiwał świadomość po eliksirze Margary.

Robert Gąbczasty na wakacjach w Polsce i Cebulowa MafiaWhere stories live. Discover now