-Witam Panie. Nazywam się Rose Whitford. W czym mogę pomóc?
Kobieta miała krótkie, oprószone siwizną włosy. Nosiła okulary i zdecydowanie za mocny makijaż. Mimo to, uśmiechała się miło, ukazując szereg zębów. Zaczęłam zastanawiać się, czy są prawdziwe. Drgnęłam nieznacznie, stwierdzając że to bardzo niegrzeczne.
-Dzień dobry- powiedziałam tylko.
Moja mama wraz z Adamem, podeszli do lady od razu przechodząc do tematu. Stanęłam za nimi, słuchając i rozglądając się po dużym pomieszczeniu. Jak na kwiaciarnię, zbyt duże. Wszędzie panował duszący zapach kwiatów i specjalnych specyfików. Rośliny były wszędzie, ale schludnie ułożone. Na jasnych ścianach, wisiały pod sufitem, stały na podłodze, tworzyły kompozycję na półkach, parapetach, wystawach i szafkach. Kasa fiskalna została oblepiona naklejkami w kształcie różyczek. Cały ten biznes nosił dumną nazwę "Rose". Zapewne od imienia właścicielki.Ta natomiast, wysłuchiwała cierpliwie, kiwała głową i dorzucała cenne uwagi. Od razu wiedziała co zadowoli moją rodzicielkę i jej przyszłego męża. Rzucała pomysłami i nazwami, pokazując raz po raz którąś z roślinek. Była bardzo rozgadana, ale konkretna. Widać było, że zna się na temacie i bardzo to lubi.
Spędziliśmy tam prawie dwadzieścia minut. Kiedy wszystkie szczegóły odnośnie dekoracji ślubnych były ustalone, kobieta spojrzała na mnie znad pomalowanych rzadkich rzęs.
-Czy panienka chce wybrać coś dla siebie?- zapytała urokliwym głosem staruszek.
-C-co?- zająknęłam się, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Zamrugałam parokrotnie, zakładając ręce do tyłu.Pani Whitford wskazała na otwarty katalog i uśmiechnęła się życzliwie.
-Reed- usłyszałam głos mojej mamy, która w kącie sali wąchała wybrane przez siebie kwiaty.- Spróbuj ułożyć kompozycję do swojego bukieciku.
-Myślałam, że to będzie miniaturowa kopia twojego- zauważyłam niepewnie, spoglądając na nią kątem oka.
-Nie- zaśmiała się, przykładając do nosa śnieżnobiałą roślinę.
-Każda druhna może zrobić bukiet, jaki tylko jej się podoba- powiedział pan Hale.- Tak wolimy. Nie chcemy, żeby było tak jak u każdego.
Tembr jego głosu rozniósł się po kwiaciarni. Podeszłam więc do lady, opierając zimne dłonie na blacie. Rzuciłam spojrzenie na kartki.
-Kompletnie nie wiem, jak się za to zabrać- westchnęłam, błądząc wzrokiem.-To może-zaczęła ekspedientka.- Pokażę Ci najpierw, co wybrała Twoja mama a potem, spróbujemy zrobić coś podobnego, ale tylko dla ciebie. Co ty na to?
Pokiwałam uprzejmie głową, wciągając w płuca nowy zapach. Zapach jej perfum. Podczas kiedy dowiadywałam się, co spodobało się mojej rodzince, staruszka zaczęła ze mną rozmawiać.
-Reed..bardzo ładne imię- zauważyłam.
-Cóż..dziękuję- powiedziałam.
-Imiona potrafią dużo powiedzieć o człowieku- przerzuciła parę stron, pokazując palcem niewielkie kwiatuszki.- To będzie dodatkowa ozdoba, pomiędzy tymi jasno różowymi różyczkami...- znów zaczęła przerzucać strony.- Popatrz na mnie.. moje imię, to nazwa kwiatów. I to jakich pięknych! Od razu widać, ze ze mnie dziewczyna od kwiatów... dobra... kobieta, a może raczej już starucha od kwiatów.
Zaśmiałam się.
-Nie proszę Pani. Wciąż dziewczyna.Teraz to ona się roześmiała.
-Jesteś miła, ale ja tam swoje wiem. W moim wieku, powinnam siedzieć w domu i pić herbatę bujając się w fotelu. Koniecznie przed kominkiem- znów zaczęła temat roślin, proponując mi moja wersję bukietu.- Twoje imię, brzmi jak kolor. Czerwony. Jesteś ognistą dziewczyną? Z temperamentem?
CZYTASZ
Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]
Teen FictionPREMIERA: 5.06.2023 r Reed DiLaurentis przez całe swoje siedemnastoletnie życie pragnęła jedynie szczęścia ukochanej mamy, bez wahania więc zgadza się na przeprowadzkę do domu przyszłego ojczyma. Adam Hale jest dobrym człowiekiem, dlatego dziewczyna...