Poczułam się jakbym spadała w ciemną otchłań. Słowa Archera dudniły w mojej głowie, zagłuszając wszystko inne. Wręcz poczułam zimny, ostry przedmiot, na swojej skórze. Patrzyłam tępo na chłopaka, dopóki nie zaczęły piec mnie oczy. Zamrugałam parokrotnie, powracając do życia.
-Nóż?- zapytałam dla pewności.
Pokiwał głową twierdząco, a mnie zabrakło powietrza. Podniosłam się do pozycji siedzącej, a myślą przewodnią tego czynu było, aby nie zobaczył mojej twarzy. Podciągnęłam nogi wyżej, opierając na nich łokcie. Moje palce zaczęły masować skórę głowy, starając się uśmierzyć ból. Jak to możliwe? Ktoś dźgnął Matthewa nożem, a on wymyślił bajeczkę o metalowej szafce w sklepie. Prawda ociekała kłamstwem, mocno przysłaniając jej ramy.
-Jak to możliwe?- zapytałam zdezorientowana.
Przyznajmy szczerze. Taka rana nie jest przypadkowa.
Archer również usiadł, a ciepło jego ciała ogrzewało moje plecy. Oddychał wolno ale głośno.
-Reed pamiętasz jak powiedziałem ci, że musisz o czymś wiedzieć?- przerwał, a ja spojrzałam na niego przez ramię.- Wtedy..na balkonie.
-Pamiętam- zmarszczyłam czoło, zastanawiając się co to ma wspólnego z całą sytuacją. Do mojego mózgu wdarły się wspomnienia tamtej nocy, więc momentalnie zepchnęłam je na dalszy plan.
-Powinienem powiedzieć ci wtedy, coś innego niż to co usłyszałaś- westchną, przenosząc swój wzrok na mnie. Jego zielone oczy zabłysły.
-To znaczy?
-Reed- moje imię w jego ustach, brzmiało niezwykle delikatnie.- Niekoniecznie zawsze jestem fair wobec prawa- powiedział lekko.- Czasem trochę naginam je aż za bardzo- zaśmiał się w ten swój irytujący sposób.- Ale przecież nie ja jeden...- przetarł dłonią zmęczoną twarz, rozsmarowując pozostałości smaru na czole i policzku.- Matthew jest taki sam. Siedzimy w tym razem. Od dawna.
Jeśli wcześniej nie wiedziałam co powiedzieć, teraz odebrało mi mowę całkowicie. Archer własnie przyznał się do tego, że niektóre rzeczy które robi są nielegalne. Co gorsze.. mój były chłopak, jest z nim i wygląda na to, że ukrywał to przede mną.
Nigdy nie ubierał się jak Archer, nigdy nie zachowywał się jak on, twierdził że go nienawidzi, był zdecydowanie bardziej ułożony.
Był.
Kłamał.
Cały czas, pozostawał jednym z nich, a ja myślałam że jest inny. Jak bardzo się pomyliłam!?
-Co to znaczy?- wychrypiałam, odsuwając się nieznacznie.
-Nie mogę ci powiedzieć- stwierdził.
-Nie Archer- powiedziałam twardo.- Musisz mi powiedzieć. O co w tym wszystkim chodzi, co!? Chcesz mi powiedzieć, że macie spółkę handlującą żywym towarem? Może narkotyki? Archer do jasnej cholery, mieszkam z Tobą pod jednym dachem, za ścianą! Nasi rodzice za parę mies...- na wzmiankę o tych ludziach, jego twarz stężała. Urywając w połowie zdania zaczęłam nowe.- Musisz mi powiedzieć co jest grane, rozumiesz!?
-Nie zrozumiesz- warknął.
-Na pewno nie zrozumiem, jeśli mi nie powiesz!- krzyknęłam, może odrobinę za głośno.
Przełknął ślinę.
-Dla osób takich jak ja, nigdzie nie ma miejsca. Jest tylko jedno, w którym mogę się odnaleźć, w którym coś znaczę i w którym ktokolwiek mnie potrzebuje. Nie ma przede mną przyszłości, przecież wiesz. Widziałaś moje oceny?- zaśmiał się ironicznie.- Pewnie, że tak.. ten insekt na dole, cały czas się na nie krzywi. Nie pójdę na studia, nie będę kimś ważnym w takim pojęciu, jak chciałby ten chuj. To nie dla mnie. Nie mam zamiaru prosić go o żadne pieniądze.. Reed? Widzisz ten pokój? Widzisz? Widziałaś mój samochód?- zapytał.-T-tak- zająknęłam się, nie wiedząc o co chodzi.
-Nic z tych rzeczy nie widziało na oczy pieniędzy Adama Hale. Nic- powiedział gorzko.- Od paru lat, jedyne co mi oferuje to oficjalne zameldowanie. Nienawidzę tych nocy, które spędzam tutaj...Chyba..chyba, że spędzam je z Tobą.
Zacisnęłam usta w cienką linijkę. Niech on tak nie mówi.
-Do sedna- powiedziałam ostro, chcąc sprawić wrażenie poważnej.
Pokręcił głową, lekko zbity z tropu. Na prawdę nie chciałam, by rozmowa znowu przetoczyła sie na mój temat. To.. niebezpieczne.-Więc jak myślisz, skąd mam tyle pieniędzy w tym wieku?- nachylił się do mnie.- Roznoszenie gazet? Wyprowadzanie zapchlonych kundli sąsiadów?- jego głos ociekał sarkazmem a w oczach zaczęły majaczyć dzikie iskierki.- Nie Reed, nie starczyłoby mi nawet na parę najtańszych butów.
-Więc..?- zapytałam.
-Bingo Reed- jego oddech musną mój policzek, kiedy nachylił się do mojego ucha.- Rozmawiasz z przestępcą, skarbie. Tylko gang, może pozwolić mi tak żyć. Crossowi także.
Jego słowa przeszyły mnie na wylot. Przyznał się. Do wszystkich moich obaw. On się przyznał. Chociaż siedziałam niewzruszona, moje ciało w środku dygotało z przerażenia.Wszystkie moje teorie się potwierdziły. Łamie prawo, rani ludzi, zabija innych, handluje, strzela z pistoletu, łamie kości, nabija siniaki i bez skrupułów patrzy jak inni cierpią. Taki jest na prawdę.
Archer Hale.
Chciałam odpowiedzi.Dostałam je w komplecie.
-A teraz- wyszeptał.- Idź do siebie. Zamknij drzwi. Połóż się spać. I nigdy.. przenigdy nie mówi nikomu, co ci powiedziałem, jasne? Czy ucierpisz?- jego dłoń, złapała moją.- Może. Ale twoja matka ucierpi wtedy jeszcze bardziej, a Ty DiLaurentis będziesz na to patrzeć godzinami, jasne? Nie oszczędzę ci tego, choćbym musiał przenieść góry. Zrozumiałaś?- jego głos, chociaż był cichy przerażał mnie w każdym calu.- Cicho sza, skarbie. Cicho sza.
Puścił mnie, po czym spokojnym krokiem podszedł do drzwi, otwierając je na oścież. Nie wiem, jakim cudem zdołałam podnieść swoje ciało i wyjść. Pamiętam tylko jego karcące spojrzenie, huk zamykanych drzwi i moje roztrzęsione dłonie, próbujące zakluczyć swoje, aby dożyć rana.
Słodkie. Dzieciątko. Jezus.
****To powinno być w rozdziale 41, ale wyszedł taki długi, że nie mogłam :/
No cóż... chyba nie zaskoczyłam. Można było się tego spodziewać :D
Pozdrawiam serdecznie! <3
CZYTASZ
Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]
Teen FictionPREMIERA: 5.06.2023 r Reed DiLaurentis przez całe swoje siedemnastoletnie życie pragnęła jedynie szczęścia ukochanej mamy, bez wahania więc zgadza się na przeprowadzkę do domu przyszłego ojczyma. Adam Hale jest dobrym człowiekiem, dlatego dziewczyna...