4. REKLAMACJI NIE UWZGLĘDNIA SIĘ

140 6 1
                                    

International Career" mieściło się w jednym z tych przeszklonych, modernistycznych inkubatorów biznesu. W Elizie takie budynki zawsze wzbudzały niepokój. Przerażały ją swoją sterylnością i oficjalnym ukierunkowaniem. Do tak zaprojektowanych miejsc z pewnością nie wpuszczają ludzi w rozciągniętych dresach i fryzurą w nieładzie. I chociaż sytuacja Elizy nie przedstawiała się aż tak źle- czarna, schludna spódniczka ze słonecznikami, katana i skórzane mokasyny raczej działały na jej korzyść- to i tak wzbraniała się przed przekroczeniem progu tej designerskiej mekki.

Gdy już znalazła się w środku, wszystkie złe przeczucia, które żywiła co do tego budynku, ziściły się z dokładnością do pięciu liczb po przecinku. Okazało się, że przeszklony moloch, to skupisko wszelkiego rodzaju organizacji, których loga dumnie pyszniły się w holu. A było ich niewiele ponad setkę.

„Życzę sobie powodzenia"- burknęła z przekąsem.

Jak na ironię hol był pusty, a Elizie niekoniecznie uśmiechała się wizja przeglądania setki kolorowych miniaturek, w poszukiwaniu jednej właściwiej. Z odsieczą przybył głos, który dobiegł zza pleców dziewczyny.

- W czym mogę pomóc?

Eliza odwróciła się napięcie. Przed nią, w idealnie skrojonym kostiumie, stała przysadzista recepcjonistka z trwałą ondulacją na głowie- znak rozpoznawczy kobiet dobiegających 50-ki.

- Szukam biura „International Career".

Pracownica zmierzyła ją ciekawskim wzrokiem.

- Pierwszy raz w Ameryce, co? 6 piętro, pokój 233.

- Dziękuję Pani.

Jednak nie wszystko musiało dzisiaj iść źle. Oto udało się jej uzyskać szczegółowe wytyczne dotyczące położenia biura, w przeciągu zaledwie 5 sekund.

„Oby dobra passa tylko mnie nie opuściła", pomyślała Eliza, wchodząc do przeszklonej, a jakże, windy.

Widok z 6 piętra na panoramę Old Bank District naprawdę robił wrażenie. Dziewczyna zaczęła nawet dostrzegać plusy tej szklanej konstrukcji, widząc jak kilkadziesiąt metrów pod nią tętni życie. Miała teraz jednak ciekawsze rzeczy do roboty, niż napawanie się widokami z okna. Pokój 233 znajdował się wprost naprzeciw niej. Spoconymi ze stresu dłońmi zastukała we framugę, po czym nie czekając na pozwolenie, przekroczyła próg pomieszczenia.

- Good morning.

Kobieta, zajmująca stanowisko przy biurku, aż podskoczyła na widok Elizy. Widać nie przyjmowano tutaj zbyt wielu osób, o czym dodatkowo świadczyła otwarta aplikacja pasjansa i niedoczytany kryminał, gnieżdżący się na kościstych kolanach kobiety.

- Och, przepraszam.- Uśmiechnęła się, odkładając książkę na biurko- o tej porze zwykle nie miewamy gości, proszę się nie krępować i siadać- wykonała dłonią zachęcający gest.

Eliza posłusznie zajęła miejsce, czując jak uchodzi z niej całe napięcie. Kobieta wydawała się być naprawdę miła w tym całym swoim niezorganizowaniu. Przynajmniej nie miała zadatków na służbistkę, a dziewczyna z doświadczenia wiedziała, że z takimi wszelkie sprawy załatwia się kilkakrotnie razy wolniej, bo ich pedantyczna dbałość o zgodność procedur z przepisami, wołała o pomstę do nieba. Dobra passa zatem jej nie opuściła.

- Czym mogę służyć?

- Przyszłam odebrać kluczyki do mieszkania. Jestem laureatką konkursu organizowanego przez państwa biuro, zgodnie z umową mam odbyć staż w Los Angeles...- Eliza przerwała, widząc zdezorientowanie malujące się na twarzy kobiety.- Przepraszam, powiedziałam coś nie tak?

- Ja... och, Słonko, tak mi przykro. Nie dalej jak kwadrans temu była tutaj dziewczyna z Holandii, jesteś pewna, że to Ty wygrałaś konkurs?

„Czy jestem pewna, że to ja wygrałam?", w Elizie zawrzało. Pracowała dwa długie lata na to, by w końcu znaleźć się wymarzonym LA, a teraz ta kobieta ma czelność kwestionować jej sukces?

- Przepraszam, chyba nie nadążam. Nazywam się Eliza Zawadzka, dwa miesiące temu otrzymałam maila z państwa organizacji, w którym informowaliście mnie o mojej wygranej. Ponadto, opłaciliście mój lot z Polski do Stanów, wykazy przelewów i korespondencję mam zapisaną w laptopie, więc...

- ...Spokojnie, tylko spokojnie.- Zawyrokowała kobieta, widząc zdenerwowanie, które udzielało się Elizie.- Jeśli posiada Pani odpowiednie dokumenty i jest w stanie potwierdzić rzekomą wygraną, jestem pewna, że wszystko szybko się wyjaśni.

„Rzekoma wygrana", to wyrażenie pobrzmiewało w uszach Elizy, jeszcze na długo po tym, jak wypowiedziała je ta kobieta, do której stopniowo dziewczyna traciła wszelkie oznaki sympatii.

-Dobrze, w takim razie uruchomię tylko laptopa i wszystko Pani pokażę.

Przez twarz kobiety przeszedł grymas niezadowolenia.

- Och, ależ nie ma takiej potrzeby. Tak się składa, że to nie do mnie należy podejmowanie tak kluczowych decyzji, a czas urzędowania Pani prezes, w dniu dzisiejszym, niestety już upłynął.Czy byłaby Pani tak miła i mogła przyjść tutaj jutro pomiędzy 10, a 15?

Szlag trafił dobrą passę, a ta nawet nie próbowała się bronić. Z kolei Eliza, nie wierzyła własnym uszom.

- Ale... Ja nie mam gdzie pójść.- Szepnęła błagalnie, bo było to jedno z niewielu zdań, które przychodziły jej teraz na myśl.

Kobieta omiotła ją pełnym współczucia spojrzeniem.

- Potrafię to zrozumieć Skarbie, ale niestety dzisiaj już nic tutaj nie wskórasz. Jeśli mogę Ci coś poradzić, to udaj się prosto do Rancho Park, w tej dzielnicy są najschludniejsze i relatywnie tanie motele.- Kobieta puściła do niej oczko, jakby właśnie podzieliła się z Elizą tajemnicą rangi światowej, co za tupet.

Dziewczyna była przerażona. Czuła się tak, jakby ktoś rzucił jej obuchem w twarz. Oto kolejny przykład na to, że rzeczywistość brutalnie weryfikuje marzenia. Gdy już wydaje Ci się, że masz je niemalże w zasięgu ręki, dystans nagle się podwaja, biały króliczek ucieka, a Ty musisz nadrabiać drogi by go dogonić.

- Skarbie, nie chciałabym być niemiła, ale za chwilkę zamykamy, więc jeśli mogłabyś.- Kobieta posłała w jej stronę setny tego popołudnia, przepraszający uśmiech.

Zaś Eliza zrozumiała jedno- nigdzie jej nie chcą.

Najpierw po dobroci wyrzucili ją z wytwórni, a teraz organizacja, której zawierzyła swoje marzenia, ba! Zawierzyła całe swoje życie, każe się jej wynosić. Jeśli tak ma wyglądać jej „American Dream", to najchętniej udałaby się do kierownika z paragonem w ręku, prosząc o zwrot dawnego życia.

Wychodząc z budynku, zdała sobie sprawę, że w Polsce mogła od biedy jeszcze jakoś przetrwać. Tutaj z kolei czuła się jak w najeżonej niebezpieczeństwami dżungli, w której była zdana tylko na siebie. Jeden rzut oka na witrynę sklepu muzycznego, obok którego przechodziła, potwierdził jej najgorsze przeczucia. Na drzwiach, ktoś wygrawerował pokrzepiającą sentencję:

„Reklamacji nie uwzględnia się."

Brzask || Bruno MarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz