12. MIASTO ANIOŁÓW p.3

262 10 3
                                    

- To... Ty....- szepnął niemalże niesłyszalnie, osuwając się na podłogę.- D...dziewczyna z oldschoolowym aparatem...Elice.

Rozpoznał mnie. Co ja najlepszego narobiłam?!

Eliza stała tak jeszcze dłuższą chwilę, widząc jak mężczyzna miota się w cichej agonii. Gdy jego ciało ostatecznie poddało się napadowi furii, znieruchomiał z szeroko rozpostartymi oczami. Jego powiększone źrenice, które przewiercały ją na wylot, napawały przerażeniem. Usta pozostały lekko rozchylone, jakby w wyrazie niemego zdziwienia, a na idealnie skrojonym garniturze, pojawiły się nieestetyczne wgniecenia.

Co teraz? Co mam robić?

Eliza pochyliła się nad Brunem, przykładając palec wskazujący do jego szyi.

Nie umieraj, nie umieraj, błagam.

Minęła chwila, zanim pod tętnicą mężczyzny dało się wyczuć delikatnie tlące się życie, które jakby od niechcenia napierało na opuszek palca dziewczyny, pompując krew do serca. Bruno Mars żył. Eliza nie była mordercą, ale mimo to jej sytuacja nie polepszyła się ani o jotę. Wręcz przeciwnie, była podręcznikowo opłakana, a ponadto dziewczyna znajdowała się w potrzasku. Wydostanie się z hotelu bez napotkania na drodze dryblasów Layli, niemalże graniczyło z cudem. Marriott był obwarowany lepiej niż siedziba lokalnych służb FBI.

Myśl,myśl, myśl. Kasa!

Jakkolwiek nieetyczne było ograbianie z pieniędzy nieprzytomnej osoby, nawet jeśli jeździła ona czarnym porsche, a jej roczny dochód liczyło się w milionach, Eliza nie miała po prostu wyjścia. Prawdopodobnie jutro, z samego rana, całe SkidRow zostanie postawione na nogi w jednym zmyślnym celu, którym będzie znalezienie Elizy i postawienie jej przed obliczem Layli. Głupotą byłoby więc wiać bez gotówki,która bądź co bądź znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Dusząc w zarodku szturmujące jej myśli wyrzuty sumienia, Eliza sięgnęła do marynarki Bruna. Nie musiała szukać długo. Tak jak się tego spodziewała, w jednej z wewnętrznych kieszeni natrafiła na nienaturalne zgrubienie. Portfel był czarny, zapewne skórzany, niemniej dziewczynę bardziej interesowała jego zawartość. W pojedynczych przegródkach spoczywały wizytówki i rzesze dokumentów. Na zdjęciach z prawa jazdy i dowodu osobistego, szczerzył się do niej uroczy, ciemnoskóry nastolatek, jeszcze nie mężczyzna, którego chwilę wcześniej pozbawiła przytomności. Wśród stosu kart i karteczek, Eliza znajdowała wizytówki takich ludzi jak Adele, David Bowie, czy Johnny Depp. Była podekscytowana namacalnością ich prywatnych numerów telefonu. Kolejna rzecz, to mnogość kart kredytowych wszelakiego rodzaju. Złote, srebrne, platynowe. Pewnie zanim Bruno zdążyłby je zablokować, Eliza byłaby w stanie wykupić całe Skid Row. Niemniej, była na tyle rozgarnięta, by zdawać sobie sprawę z tego, co trzyma w ręku. Te małe, plastikowe plakietki zaopatrzone były w czipy, a ich powierzchnia, specjalnie grawerowana pod dotyk opuszek palców, sprawiała, że karta kredytowa stawała się idealną wylęgarnią ich odcisków. Ponadto nie mogła zapominać, gdzie się znajduje. W Stanach niemalże każdy, najmniejszy sklep był zaopatrzony w kamerę. Gdyby dokonała transakcji za pośrednictwem którejś z kart w pierwszym lepszym spożywczaku, za niespełna kwadrans miałaby na głowie cały, stołeczny oddział policji. Nie, Elizę interesowała wyłącznie gotówka.

W końcu ją znalazła. Gruby plik stu dolarowych banknotów, wydający złowieszczy szelest przy każdym dotknięciu. Zaczęła liczyć. Jeden raz, drugi,trzeci... nie było mowy o pomyłce. 8000 dolarów. Osiem równych kafli.

Kto nosi przy sobie tyle pieniędzy?

Odpowiedź przyszła natychmiast, gdy tylko spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę.

Ciekawe jak to jest być tak obrzydliwe bogatym?

Eliza zerknęła raz jeszcze na nieruchome ciało Bruno Marsa. Na usta,które muskały jej szyję i dłonie, przemierzające swobodną wędrówkę po jej ciele. Była o krok od stracenia dziewictwa z człowiekiem rozpoznawalnym niemalże w każdym kraju. Jak w ogóle mogło do czegoś takiego dojść? Miała wrażenie, że od momentu, kiedy znalazła się w Los Angeles, kłopoty ciągnęły do niej niczym pszczoły do miodu. Czy to się aby nie nazywa „mieć pecha"? Bynajmniej.

Eliza nie miała pecha. To pech miał Elizę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 23, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Brzask || Bruno MarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz