[006] - Przeszłość bez Przyszłości [rozdział bonusowy]

410 35 3
                                    

OdaŁtorsko: Aga

Cześć! Tu Aga. Mam zaszczyt zaprosić Was na nasz bonusowy rozdział, stworzony w ramach rekompensaty za poprzednie, okropne zastoje w pisaniu. Jest taki trochę z innej beczki, ale o tym przekonacie się już podczas czytania. Pokłony za niego bijcie głównie głównie Magdzie i betującej Julci.

A zatem voilà! Oto on! ;)


   Harry i Ron znajdowali się właśnie na Grimmaud Place 12, w budynku, który po wojnie ponownie stał się siedzibą główną Zakonu Feniksa. Wszystko za sprawą Severusa Snape'a. Wyciągając wnioski z wydarzeń w Hogwarcie, zapobiegawczo nałożył ze swojej strony nowe zaklęcia na dom Blacków, w tym Zaklęcie Fideliusa, natomiast Strażnikiem Tajemnicy nominowano Chłopca-Który-Przeżył-I-To-Podwójnie. Jak to się stało, że Mistrz Eliksirów przeżył ukąszenie Nagini? Otóż okazało się, że od lat potajemnie, mimo nawału pracy, którą wykonywał dla obu stron, jakimś cudem znajdował jeszcze czas na eksperymenty, mające na celu stworzenie odtrutki na jej jad. W końcu nie był to byle jaki wąż, a jej ofiarą mógł paść każdy. Niekoniecznie przecież właśnie on. Jak widać – badania w końcu przyniosły pożądany efekt. Choć niestety, niezbyt estetyczne blizny po ataku węża pozostały. Jednak tym, już nikt się nie przejął.

Obecnie w tym domu przebywała większość członków stowarzyszenia, gdyż mimo dopiero co wygranej wojny, stosunkowo szybko okazało się, że nadal jest niebezpiecznie. Chłopcy grali w czarodziejskie szachy w salonie, gdy ktoś zafiukał do kominka. Po chwili, do salonu wpadł poważnie zaniepokojony Kingsley Shackelbot. Przerwał fascynująca potyczkę, a niezadowolone figury zaczęły przytupywać w miejscu i ostrzyć języki.
– Zbierzcie się wszyscy w jadalni – oznajmił wprost, głosem, nieznającym sprzeciwu; po czym wybiegł z pokoju.
– O co może chodzić? – Zastanowił się głośno Ron, wymieniając ponure spojrzenie z przyjacielem, przy odgłosie ciężko odsuwanych krzeseł, w celu niezwłocznego wykonania polecenia starszego mężczyzny.

Jadalnia była olbrzymim pokojem, utrzymanym w gotyckim stylu, ze strzelistymi magicznymi oknami, o obramowaniu w kolorze ciemnej czerwieni. Przy ścianach, gęsto pokrytych skomplikowanymi wzorami, znajdowała się ogromna ilość rzeźb, zarówno miniaturowych, jak i monumentalnych. Większość z nich przedstawiała bliżej niezidentyfikowane, ważne osobowości magicznego świata, żyjące pewnie dobre dziesięć pokoleń wstecz. W pomieszczeniu, ze względów bezpieczeństwa, nie było żadnego obrazu. Za bardzo obawiano się podsłuchów. W rogu stał ogromny kominek z ciemnoszarego kamienia, który, wbrew pozorom, nie służył do przemieszczania się. Pełnił wyłącznie funkcję dekoracyjną. Podłogę najprawdopodobniej wykonano z dębu, a sporą jej część zakryto czarno-brązowym, niezbyt grubym dywanem. Przy jednym z okien, tym, bliżej wejścia, znajdowały się trzy wysokie doniczki na kształt walca, z pięknymi roślinami, których, jak szybko przekonali się lokatorzy, nie trzeba było podlewać, gdyż wtedy wylewały na danego osobnika hektolitry wody. W centralnej części owej jadalni stał potężny stół, którego wielkość wprowadzała każdego w ponury nastrój, gdyż przypominała o utraconych w czasie wojny członkach Zakonu. Z sufitu zwisał olbrzymi kryształowy żyrandol, który wprawiał w osłupienie i zapierał dech w piersiach niemal każdemu – no, może naturalnie poza Severusem Snape'em.

Chłopcy weszli i po cichu zajęli miejsca po obu stronach Hermiony. Wymienili się z nią pytającymi spojrzeniami, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, tym samym dając im do zrozumienia, że również nie ma pojęcia, o co może chodzić. Wiadomo było jedynie tyle, że niestety nie będzie to dobra wiadomość.
– Jak już dobrze wiecie, w ostatnim czasie zdarzało się coraz więcej zniknięć i porwań z Ministerstwa – zaczął Kingsley, gdy dostrzegł, że są już wszyscy. – Porwano kolejną osobę. Przed kilkudziesięcioma minutami zauważono zniknięcie Artura Weasleya – zrobił przerwę i przygaszony, rozejrzał się po twarzach zgromadzonych osób.

W pomieszczeniu na moment zapadła przewlekła cisza, którą po chwili przełamał rzewny płacz pani Weasley. Podbródek Ginny trząsł się niebezpiecznie, a źrenice miała nienaturalnie powiększone. Ron stał się tak blady, że z powodzeniem można było policzyć wszystkie jego piegi. George... George, odwracając wzrok od załamanej matki, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu swojego bliźniaka, zapominając, że tego nie ma już wśród nich. Charlie z pewnością rozmyślał właśnie o tym, kto powiadomi o zaistniałej sytuacji Billa, przebywającego w tej chwili w Egipcie, który rzucił się w wir pracy, by pogodzić się ze stratą świeżo-upieczonej małżonki. Hermiona, w geście wsparcia, położyła dłoń na ramieniu Rona. Harry Potter zgarbił się na krześle, a z jego postawy uleciała cała pozorna lekkość oraz wyluzowanie. Kadra nauczycielska wymownie milczała, w tym Severus Snape, który ze znużeniem stukał palcami o stół, a miny reszty członków Zakonu Feniksa łączył wyraz smutku.
– Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób do tego doszło – kontynuował Shackelbot. – Najprawdopodobniej, ktoś podszył się pod jednego z jego współpracowników dzięki Eliksirowi Wielosokowemu.
Hermiona wstała i zaczęła przemawiać:
– Przecież wojna się skończyła. Ponieśliśmy olbrzymie straty. Nie żyją Tonks, Remus, Fred, Fleur, profesor Flitwick i wielu innych członków Zakonu, a część z tych, którzy przeżyli, po dziś dzień leży w Świętym Mungu, nie mając kontaktu z rzeczywistością. Miało już nie być więcej ofiar, a tu co? Proszę o pozwolenie na przeniesienie się w przeszłość, by zrobić coś, by wojna okazała się mniej dotkliwa.
Severus zmierzył Gryfonkę zaintrygowanym spojrzeniem.

Przyszłość bez przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz