POV: Justin
Nigdy nie spotkałem tak zmiennej osoby, a co dopiero kobiety jak Miranda. Nie wiem dokładnie czy to właśnie to, że była inna tak mnie do niej ciągnęło, ale jednego byłem pewny. Ta dziewczyna doprowadziła mnie do szaleństwa i jestem gotowy zrobić dla niej wszystko. Totalnie mną zawładnęła. Jestem tylko jej.
-Nie mogę uwierzyć, że jesteś na okładce takiego znanego pisemka! - krzyczy podekscytowana Britt. Siedzę w jej kuchni i zajadam się wyłożonymi na miskę winogronami, przyglądając się Mirandzie. Oczywiście, że na nią patrzę, to mój ulubiony widok w całym życiu.-Ono jest znane? - pyta bez entuzjazmu. Uśmiecham się pod nosem, bo to było do przewidzenia, że nie będzie wiedzieć jaki szał wywołała na wczorajszej imprezie.
Aż szaleję z zazdrości, że inni mężczyźni mogli ją wczoraj oglądać, a ja tymczasem tkwiłem u menadżera omawiając szczegóły najbliższego koncertu.
-Justin - zagaduje mnie Britt, wyrywając z za myślenia.
Patrzę na nią uważnie i skinam głową.
-Byłeś wczoraj na balu?
Ehhh... to było do przewidzenia, że to pytanie padnie .
-Nie - mamroczę i przyglądam się reakcji Mirandy. Unosi brwi i rzuca mi ostre spojrzenie.
-To jak wy się spotkaliście? - dziwi się.
-Zadzwoniłam po niego - Miranda kłamie ostrym tonem. Uśmiecham się do niej łagodnie z wdzięcznością.
-Och, jeju - wzdycha jej ciotka i patrzy na mnie z zachwytem - To takie urocze z twojej strony! Miranda masz takie szczęście, ty nawet sobie tego nie wyobrażasz!
Miranda zaczyna kaszleć, a ja prostuję się z dumą i rzucam jej długie spojrzenie.-Zostawię was samych - informuje nas Britt - Pozwolicie, że dokuśtykam do salonu.
Miranda rzuca się żeby jej pomóc, ale wyprzedzam ją i robię to za nią.
Pomagam jej dojść do salonu, a kiedy już siada na kanapie łapie mnie za nadgarstek i patrzy mi prosto w oczy:
-Ty naprawdę jesteś dla niej dobry. Powiedz mi, bo muszę wiedzieć. Kochasz ją?
Łapię głęboki oddech i głośno wypuszczam powietrze:
-Tak. Kocham ją do szaleństwa - mówię szczerze, wprawiając Britt w wielkie zaskoczenie.
-Jezu, nie spodziewałam się, że to usłyszę - śmieje się nerwowo.
-Cóż, rozumiem. W końcu nie wyglądam na takiego - rzucam bez namiętnie. Cofam się do wyjścia, aby uniknąć innych niezręcznych pytań.
-Justin - zatrzymuje mnie głosem. Z ciężkim westchnieniem patrzę w jej kierunku z nad ramienia:
-Nie zrań jej - mówi łagodnie - Ona jest bardzo uczuciowa. No i nie zrób jej dziecka. Jest też bardzo młoda.
Zakrztuszam się śliną, kiwam głową i jak najszybciej uciekam do kuchni.
Miranda zauważa mnie i unosi brwi:
-Co się stało?
-A co miało się stać? - uśmiecham się, udając wyluzowanego.
-Jesteś blady i masz oczy jak po solidnej dawce jakiegoś proszku - zauważa - Co ciocia ci powiedziała?
Cholerna, mądra Miranda. Jak zawsze zrywa ze stereotypami o blondynkach.
-Nic takiego - przewracam oczami, ale widząc jej surowe spojrzenie, przełykam głośno ślinę i poważnieję - Coś w stylu, żebym nie zrobił ci dziecka czy czegoś.
-Czy czegoś? - parska śmiechem. Jestem zaskoczony, że się z tego śmieje, ale podoba mi się to, więc dołączam niej.
Jest mi tak dobrze, siedząc tu z nią i wspólnie śmiejąc się.
-Jesteś głupkiem, wiesz? - rzuca, uspokajając oddech.
-Nie prawda - wystawiam jej język - Jestem bardzo mądry. Wbrew pozorom.
Miranda uśmiecha się z po wątpieniem. Nagle zauważam na jej twarzy jakąś zmianę.
-Chodź ze mną gdzieś -mówi, a ja nie mogę się powstrzymać, by otworzyć szeroko buzię. Totalnie opada mi szczena.
-Zapraszasz mnie na randkę? - wychrypiam, uważnie śledząc jej twarz.
-Nie, idioto - krzywi się - Chcę żebyś ze mną poszedł do Nasha. Boże...
Czuję się jakbym dostał w brzuch z całej siły. Uczucie zawodu wypełnia moje zbolałe serduszko.
-Po co? - warczę nieprzyjemnym głosem.
Miranda podskakuje i mruży oczy:
-Chciałeś, żebym zaprosiła cie na randkę? Jest ci teraz przykro? - nie udaje jej się powstrzymać złośliwego uśmiechu. Milczę, a ona wstaje z krzesła podchodzi do mnie. Po plecach przechodzą mnie dreszcze, gdy dotyka moich ramion. -Ojej, biedny Justinek.
Dotyka policzkiem mojej twarzy, a ja wstrzymuję oddech.
-Jak ci tak szkoda Justinka, to może zrób coś, żeby go pocieszyć - szepczę, uśmiechając się perfidnie.
-Zrobiłabym -cmoka mnie w policzek, a następnie uderza mnie z otwartej dłoni w twarz - Ale ciocia jest w salonie.
Nie jest to mocne uderzenie. Zamiast mnie uspokoić, raczej mnie bardziej pobudza. Nie pozwalam odsunąć się Mirandzie i przyciągam ją agresywnie za biodra, dociskając do swojego ciała.
-Spokój, tygrysie - wymierza mi drugie uderzenie. Tym razem mocniejsze. - Nie teraz.
-A kiedy?
-Nigdy - śmieje się. Udaje jej się mi wyrwać i ucieka na drugi koniec kuchni. -Idziesz czy nie?
Kiwam głową. Poszedłbym za nią nawet do piekła.
___________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za to, że rozdział taki krótki, ale nie chciałam was zawieść. Tragicznie się czuję (te sprawy kobiece, wiecie o co chodzi ehhh) i cała wena poszła gdzieś na spacer. Przepraszam i obiecuję, że następny będzie zdecydowanie dłuższy, ciekawszy i na pewno wam się spodoba. Kisski!
CZYTASZ
Zmieniłeś mnie, Justin ❘❘ JB FF
Fanfiction☞Druga część "Nie działasz na mnie, Justin" Mija rok odkąd Miranda Evans poznała Justina Biebera, sławnego na całym świecie piosenkarza. Wydaje jej się, że teraz jest szczęśliwa. Tu w Baltimore razem z nowymi przyjaciółmi i szaloną, zdobywającą sła...