18. ■Kochasz ją?■

5.5K 263 15
                                    

POV: Justin

Nigdy nie spotkałem tak zmiennej osoby, a co dopiero kobiety jak Miranda. Nie wiem dokładnie czy to właśnie to, że była inna tak mnie do niej ciągnęło, ale jednego byłem pewny. Ta dziewczyna doprowadziła mnie do szaleństwa i jestem gotowy zrobić dla niej wszystko. Totalnie mną zawładnęła. Jestem tylko jej.
-Nie mogę uwierzyć, że jesteś na okładce takiego znanego pisemka! - krzyczy podekscytowana Britt. Siedzę w jej kuchni i zajadam się wyłożonymi na miskę winogronami, przyglądając się Mirandzie. Oczywiście, że na nią patrzę, to mój ulubiony widok w całym życiu.

-Ono jest znane? - pyta bez entuzjazmu. Uśmiecham się pod nosem, bo to było do przewidzenia, że nie będzie wiedzieć jaki szał wywołała na wczorajszej imprezie.

Aż szaleję z zazdrości, że inni mężczyźni mogli ją wczoraj oglądać, a ja tymczasem tkwiłem u menadżera omawiając szczegóły najbliższego koncertu.

-Justin - zagaduje mnie Britt, wyrywając z za myślenia.

Patrzę na nią uważnie i skinam głową.

-Byłeś wczoraj na balu?

Ehhh... to było do przewidzenia, że to pytanie padnie .

-Nie - mamroczę i przyglądam się reakcji Mirandy. Unosi brwi i rzuca mi ostre spojrzenie.

-To jak wy się spotkaliście? - dziwi się.

-Zadzwoniłam po niego - Miranda kłamie ostrym tonem. Uśmiecham się do niej łagodnie z wdzięcznością.

-Och, jeju - wzdycha jej ciotka i patrzy na mnie z zachwytem - To takie urocze z twojej strony! Miranda masz takie szczęście, ty nawet sobie tego nie wyobrażasz!
Miranda zaczyna kaszleć, a ja prostuję się z dumą i rzucam jej długie spojrzenie.

-Zostawię was samych - informuje nas Britt - Pozwolicie, że dokuśtykam do salonu.

Miranda rzuca się żeby jej pomóc, ale wyprzedzam ją i robię to za nią.

Pomagam jej dojść do salonu, a kiedy już siada na kanapie łapie mnie za nadgarstek i patrzy mi prosto w oczy:

-Ty naprawdę jesteś dla niej dobry. Powiedz mi, bo muszę wiedzieć. Kochasz ją?

Łapię głęboki oddech i głośno wypuszczam powietrze:

-Tak. Kocham ją do szaleństwa - mówię szczerze, wprawiając Britt w wielkie zaskoczenie.

-Jezu, nie spodziewałam się, że to usłyszę - śmieje się nerwowo.

-Cóż, rozumiem. W końcu nie wyglądam na takiego - rzucam bez namiętnie. Cofam się do wyjścia, aby uniknąć innych niezręcznych pytań.

-Justin - zatrzymuje mnie głosem. Z ciężkim westchnieniem patrzę w jej kierunku z nad ramienia:

-Nie zrań jej - mówi łagodnie - Ona jest bardzo uczuciowa. No i nie zrób jej dziecka. Jest też bardzo młoda.

Zakrztuszam się śliną, kiwam głową i jak najszybciej uciekam do kuchni.

Miranda zauważa mnie i unosi brwi:

-Co się stało?

-A co miało się stać? - uśmiecham się, udając wyluzowanego.

-Jesteś blady i masz oczy jak po solidnej dawce jakiegoś proszku - zauważa - Co ciocia ci powiedziała?

Cholerna, mądra Miranda. Jak zawsze zrywa ze stereotypami o blondynkach.

-Nic takiego - przewracam oczami, ale widząc jej surowe spojrzenie, przełykam głośno ślinę i poważnieję - Coś w stylu, żebym nie zrobił ci dziecka czy czegoś.

-Czy czegoś? - parska śmiechem. Jestem zaskoczony, że się z tego śmieje, ale podoba mi się to, więc dołączam niej.

Jest mi tak dobrze, siedząc tu z nią i wspólnie śmiejąc się.

-Jesteś głupkiem, wiesz? - rzuca, uspokajając oddech.

-Nie prawda - wystawiam jej język - Jestem bardzo mądry. Wbrew pozorom.

Miranda uśmiecha się z po wątpieniem. Nagle zauważam na jej twarzy jakąś zmianę.

-Chodź ze mną gdzieś -mówi, a ja nie mogę się powstrzymać, by otworzyć szeroko buzię. Totalnie opada mi szczena.

-Zapraszasz mnie na randkę? - wychrypiam, uważnie śledząc jej twarz.

-Nie, idioto - krzywi się - Chcę żebyś ze mną poszedł do Nasha. Boże...

Czuję się jakbym dostał w brzuch z całej siły. Uczucie zawodu wypełnia moje zbolałe serduszko.

-Po co? - warczę nieprzyjemnym głosem.

Miranda podskakuje i mruży oczy:

-Chciałeś, żebym zaprosiła cie na randkę? Jest ci teraz przykro? - nie udaje jej się powstrzymać złośliwego uśmiechu. Milczę, a ona wstaje z krzesła podchodzi do mnie.  Po plecach przechodzą mnie dreszcze, gdy dotyka moich ramion. -Ojej, biedny Justinek. 

Dotyka policzkiem mojej twarzy, a ja wstrzymuję oddech. 

-Jak ci tak szkoda Justinka, to może zrób coś, żeby go pocieszyć - szepczę, uśmiechając się perfidnie.

-Zrobiłabym -cmoka mnie w policzek, a następnie uderza mnie z otwartej dłoni w twarz -  Ale ciocia jest w salonie.

Nie jest to mocne uderzenie. Zamiast mnie uspokoić, raczej mnie bardziej pobudza. Nie pozwalam odsunąć się Mirandzie i przyciągam ją agresywnie za biodra, dociskając do swojego ciała.

-Spokój, tygrysie - wymierza mi drugie uderzenie. Tym razem mocniejsze.  - Nie teraz.

-A kiedy?

-Nigdy - śmieje się. Udaje jej się mi wyrwać i ucieka na drugi koniec kuchni. -Idziesz czy nie?

Kiwam głową. Poszedłbym za nią nawet do piekła.


___________________________________________________________

Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za to, że rozdział taki krótki, ale nie chciałam was zawieść. Tragicznie się czuję (te sprawy kobiece, wiecie o co chodzi ehhh) i cała wena poszła gdzieś na spacer. Przepraszam i obiecuję, że następny będzie zdecydowanie dłuższy, ciekawszy i na pewno wam się spodoba. Kisski! 



Zmieniłeś mnie, Justin ❘❘ JB FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz