11. ■Randka cz.1 ■

6.4K 297 53
                                    

Leżę wpatrując się uparcie w sufit. Chcę uniknąć tej rozmowy jaka na mnie czeka, ale wiem, że Justin tego nie odpuści zbyt łatwo.

-Jesteś na mnie zła - to nie jest pytanie, a raczej stwierdzenie.

-Nie - zaprzeczam, zgodnie z prawdą. Jestem zła na siebie. To wszystko wróciło zbyt szybko, zbyt gwałtownie i poniosło mnie zbyt daleko.

-To nie powinno się wydarzyć - mówi Justin łagodnie. Dotyka mojej dłoni i przyciąga ją do swojej szyi i gładzi jej zewnętrzną stronę - Przepraszam.

-Ale się wydarzyło - wzdycham i podnoszę się do pozycji siedzącej. Spoglądam na niego z góry i nie mogę się powstrzymać by nie dotknąć jego włosów. Są takie miękkie i puszyste... - Nie przepraszaj mnie - szepczę - To nie twoja wina.

-Chcesz żebym odwiózł cię do domu? - pyta.

-Nie, chcę zostać jeszcze trochę z tobą.

25 godzin wcześniej

-Nie wierzę - kręcę głową, gdy wychodzimy z limuzyny - Gdzie my w ogóle jesteśmy do cholery?

Przede mną rozpościera się wielki gęsty las. W okolicy nie ma śladu żadnego domu, a co dopiero jakiegoś człowieka.

-Na obrzeżach Baltimore - wyjaśnia Justin - North Lake Forest.

Słyszałam o tym lesie i wcale mi się to nie spodobało. Byłam prawie pewna, że kiedyś czytałam o jakimś morderstwie w tym miejscu.

-Chciałem zabrać cię na śniadanie, gdzie będziemy mieć trochę prywatności. Bez ochroniarzy, bez obsługi, tylko ty i ja. - dodaję, widząc moją niezadowoloną minę.

-Tak? I co będziemy jeść? Surowe grzyby, czy jagody prosto w krzaka? - naskakuję na niego agresywnie.

-Miranda - uspokaja mnie - Wszystko zaplanowałem.

Jakoś boję się tych jego planów.

-Możemy już iść? - wyciąga do mnie rękę. Ignoruję ją i idę przed siebie. Słyszę głośne westchnienie i po chwili Justin mnie wyprzedza, prowadząc.

Idziemy wydeptaną ścieżką, aż w końcu Justin się zatrzymuje.

-Co jest? - pytam go, rozglądając się. Nic tu nie było, oprócz drzew.

-Spójrz w górę.

Spełniam jego prośbę i otwieram szeroko buzię. Na jednym z masywniejszych drzew postawiony jest domek. Drewniany i ładnie pomalowany czerwoną farbą. Wydaje się być bardzo dobrze zbudowany.

Mimowolnie się uśmiecham, bo nie spodziewałam się czegoś takiego.

-Uwolnij się od problemów dorosłego świata i poczuj się jak dziecko - mówi Justin z uśmiechem wskazując mi drabinę.

Bez chwili wahania wspinam się na górę i wydaje zduszony okrzyk, gdy na górze zauważam rozłożone jedzenie.

-Jak ty to...?

-Powiedzmy, że mam swoich ludzi od takich rzeczy - mruga do mnie pojawiając się za mną. Nawet nie wiem, w którym momencie tak szybko tu wszedł .

A więc piknik w domku na drzewie.

Siadamy naprzeciwko siebie. Chłopak sięga po pudełka z przygotowanymi daniami i spogląda na mnie :

-Jedz, bo musisz mieć siłę na resztę randki.

-Nie podoba mi się, że tak to nazywasz - przyznaję otwarcie.

Zmieniłeś mnie, Justin ❘❘ JB FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz