Leżę wpatrując się uparcie w sufit. Chcę uniknąć tej rozmowy jaka na mnie czeka, ale wiem, że Justin tego nie odpuści zbyt łatwo.
-Jesteś na mnie zła - to nie jest pytanie, a raczej stwierdzenie.
-Nie - zaprzeczam, zgodnie z prawdą. Jestem zła na siebie. To wszystko wróciło zbyt szybko, zbyt gwałtownie i poniosło mnie zbyt daleko.
-To nie powinno się wydarzyć - mówi Justin łagodnie. Dotyka mojej dłoni i przyciąga ją do swojej szyi i gładzi jej zewnętrzną stronę - Przepraszam.
-Ale się wydarzyło - wzdycham i podnoszę się do pozycji siedzącej. Spoglądam na niego z góry i nie mogę się powstrzymać by nie dotknąć jego włosów. Są takie miękkie i puszyste... - Nie przepraszaj mnie - szepczę - To nie twoja wina.
-Chcesz żebym odwiózł cię do domu? - pyta.
-Nie, chcę zostać jeszcze trochę z tobą.
25 godzin wcześniej
-Nie wierzę - kręcę głową, gdy wychodzimy z limuzyny - Gdzie my w ogóle jesteśmy do cholery?
Przede mną rozpościera się wielki gęsty las. W okolicy nie ma śladu żadnego domu, a co dopiero jakiegoś człowieka.
-Na obrzeżach Baltimore - wyjaśnia Justin - North Lake Forest.
Słyszałam o tym lesie i wcale mi się to nie spodobało. Byłam prawie pewna, że kiedyś czytałam o jakimś morderstwie w tym miejscu.
-Chciałem zabrać cię na śniadanie, gdzie będziemy mieć trochę prywatności. Bez ochroniarzy, bez obsługi, tylko ty i ja. - dodaję, widząc moją niezadowoloną minę.
-Tak? I co będziemy jeść? Surowe grzyby, czy jagody prosto w krzaka? - naskakuję na niego agresywnie.
-Miranda - uspokaja mnie - Wszystko zaplanowałem.
Jakoś boję się tych jego planów.
-Możemy już iść? - wyciąga do mnie rękę. Ignoruję ją i idę przed siebie. Słyszę głośne westchnienie i po chwili Justin mnie wyprzedza, prowadząc.
Idziemy wydeptaną ścieżką, aż w końcu Justin się zatrzymuje.
-Co jest? - pytam go, rozglądając się. Nic tu nie było, oprócz drzew.
-Spójrz w górę.
Spełniam jego prośbę i otwieram szeroko buzię. Na jednym z masywniejszych drzew postawiony jest domek. Drewniany i ładnie pomalowany czerwoną farbą. Wydaje się być bardzo dobrze zbudowany.
Mimowolnie się uśmiecham, bo nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Uwolnij się od problemów dorosłego świata i poczuj się jak dziecko - mówi Justin z uśmiechem wskazując mi drabinę.
Bez chwili wahania wspinam się na górę i wydaje zduszony okrzyk, gdy na górze zauważam rozłożone jedzenie.
-Jak ty to...?
-Powiedzmy, że mam swoich ludzi od takich rzeczy - mruga do mnie pojawiając się za mną. Nawet nie wiem, w którym momencie tak szybko tu wszedł .
A więc piknik w domku na drzewie.
Siadamy naprzeciwko siebie. Chłopak sięga po pudełka z przygotowanymi daniami i spogląda na mnie :
-Jedz, bo musisz mieć siłę na resztę randki.
-Nie podoba mi się, że tak to nazywasz - przyznaję otwarcie.
CZYTASZ
Zmieniłeś mnie, Justin ❘❘ JB FF
Fanfiction☞Druga część "Nie działasz na mnie, Justin" Mija rok odkąd Miranda Evans poznała Justina Biebera, sławnego na całym świecie piosenkarza. Wydaje jej się, że teraz jest szczęśliwa. Tu w Baltimore razem z nowymi przyjaciółmi i szaloną, zdobywającą sła...