Cała trójka lekcje kończyła o tej samej godzinie. Zawsze za sobą czekali pod drzewem. Jason i Laura są w jednej klasie, więc zwykle wychodzą ze szkoły razem i czekają na Emily. Tym razem Jason od razu po dzwonku gdzieś zniknął, więc Laura była zmuszona opuścić budynek szkoły sama. Zastanawiała się przez chwilę czy czekać za nimi czy iść bez nich, ale ostatecznie zdecydowała się poczekać. Po pięciu minutach Emily wyszła ze szkoły trzymając Jasona za rękę. Oboje śmiali się w głos jakby właśnie ktoś opowiedział im dobry dowcip.
- Hej!- krzyknęła Laura.
Para spojrzała sobie wymownie w oczy i po chwili zdecydowała się podejść.
- Myślałam, że wracasz sama skoro ty jedyna wiesz co dla ciebie najlepsze. – powiedziała ironicznie Emily.
- Zawsze wracamy razem, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Nie wiem co tym razem wpadnie ci do głowy. – kontynuowała nie patrząc przyjaciółce w oczy.
- Myślę, że przesadzasz Emily.- wtrącił się Jason. – To jej sprawa, nie mamy prawa ingerować w jej życie. Odpuść.
- Nie wiem czy wiesz Jason, ale przyjaźń polega właśnie na ingerowaniu w cudze życie.
- Dobrze, przepraszam. Przemyślę to jeszcze okey? – wybuchła Laura.
- Nie chcę żebyś pojechała tam dlatego, że ja chcę żebyś to zrobiła i żebym się nie obrażała. Masz tam pojechać, dlatego że dotarły do ciebie moje argumenty.
- Dziewczyny proszę was. Dajcie spokój. – błagał poirytowany.
- Dobrze.- warknęła Emily.
- W porządku.- odpowiedziała Laura i w ciszy powędrowali na przystanek.
Przez całą drogę żadne z nich nie odezwało się do siebie ani słowem przez co trasa bardzo im się dłużyła. W końcu Laura dotarła do domu. Miała wrażenie, że droga zajęła jej wieczność . Weszła do korytarza, zdjęła buty i od razu poszła do swojego pokoju. Rzuciła torbę w kąt i usiadła na swoim oknie. Uwielbiała to miejsce. Parapet był ławką, na której miała masę poduszek i często siedziała w tym miejscu, żeby odciąć się od świata i zamknąć się w swoich czterech ścianach. Była w tym miejscu sama dla siebie i nikt nie mógł niczego od niej wymagać Nie było piosenkarką, uczennicą, siostrą, przyjaciółką, córką. Przez chwilę była po prostu Laurą. Jej cudowną chwilę samotności przerwał Max.
- Mama się pyta czy zejdziesz na obiad?
- Nie Max, nie jestem głodna.
- Jak możesz nie być głodna po całym dniu w szkole? Mama mówi, że w liceum jest ciężko i musisz dużo pracować, a praca jest męcząca. A skoro nie jesteś zmęczona, bo właśnie odpoczywasz to czas coś zjeść. Na obiad jest lasagne, uwielbiasz lasagne.
- Dobrze. Przekonałeś mnie, zaraz zejdę. Kiedy zrobiłeś się taki mądry?
- Tata mówi, że jestem mądry po mojej siostrze, ale mam tylko ciebie, więc nie wiem o kim on mówił.
- Max!
- Tak mam na imię, wiem, że je lubisz.
- Wolę jak jesteś uroczy i inteligentny, a nie złośliwy.
- Muszę zachować równowagę.
- Sam to wymyśliłeś?
- Nie. Przeczytałem.- odparł dumny.
- Widzisz, książki jednak uczą.
- Nie w książce, w komiksie.- zaśmiał się Max.
- Komiksy też uczą. Idź już, zaraz zejdę. – odburknęła.
Max posłusznie wyszedł z pokoju starszej siostry i grzecznie pomaszerował zdać relację mamie. Laura naprawdę nie była głodna, ale uznała, że dla własnego świętego spokoju musi zjeść choć trochę.
- Może nie zauważą, że mam zły humor.- pomyślała.
Wstała ze swojej twierdzy i zeszła na dół.
- No, no księżniczka postanowiła opuścić swoją wieżę. – zażartował Steven.
- Tato.
- Dzień dobry córciu.
Laura podeszła do ojca i pocałowała go w czoło.
- Dlaczego wcześniej wróciłeś?
- Nie cieszysz się na mój widok?
- Cieszę jasne, że cieszę ale przecież zwykle trwa to dłużej.
- Spokojnie jutro jadę z powrotem. Zmieniają nam miejsce i pozwolili zjechać na jedną noc do domu.
- To super. – odpowiedziała nieprzekonująco.
Zaczęła jeść kiedy wszyscy już skończyli.
- Idę oglądać kreskówki. – odezwał się znudzony Max, wstając od stołu.
- Tylko nie siedź za długo Max, za półtora godziny przyjdę sprawdzić czy skończyłeś.
- Dlaczego każesz mu iść spać tak wcześnie?- spytał zdziwiony Steven.
- Wcześnie? 19 godzina dla sześcioletniego dziecka to jest wcześnie?
- Dobrze, rób jak uważasz. Ja też już pójdę mam papierkową robotę.
- Widzisz Laura, zostałyśmy same.
- Właściwie to ja też muszę już iść. Mam masę pracy domowej. – wstała z krzesła, zasunęła go i włożyła naczynia do zmywarki.
- Wracaj.- powiedziała grzecznie Clara.
- Mamo…
- Siadaj.- przerwała jej tym razem stanowczo.
Laura poirytowana spełniła polecenie matki.
- Co jest z tobą? – spytała nie owijając w bawełnę.
- Nic, a co ma być?
- Zawsze jak wracasz do domu to tryskasz radością i słychać cię w całym domu. Co się stało? – spytała ponownie.
- Nic mamo naprawdę. Mogę już iść?
- Laura kochanie, matki nie oszukasz. My zawsze wiemy kiedy nasze dziecko kłamie.
- Zapomniałam, że masz wykrywacz kłamstw w oczach. – odpowiedziała niemal wyprowadzona z równowagi.
- Powiedz co się dzieje. – Clara nie dawała za wygraną.
- Chyba tak trochę pokłóciłam się z Emily.- wydukała w końcu.
- Co? – zdziwiła się. - Ostatni raz pokłóciłyście się w lipcu i to dlatego, że nie wiedziałyście, który film obejrzeć na waszym pidżama party.
- To nie jest chyba nic poważnego. Po prostu mamy odmienne zdanie.
- Na temat czego?
Laura westchnęła.
- Dobrze, widzę, że muszę powiedzieć ci wszystko od nowa, bo wywiercisz mi dziurę w brzuchu.
- Zamieniam się w słuch.
- Dwa tygodnie temu pani Patner powiedziała mi o pewnym konkursie.
- Konkursie? – spytała zaintrygowana.
- Tak jakby konkursie. Kojarzysz tego reżysera Roberta Martina?
- No pewnie, kto go nie kojarzy? – zadrwiła Clara.
- No, bo widzisz, nagrywa nowy film i szuka kogoś kto mógłby w nim zaśpiewać.
- No dobrze, ale co to ma wspólnego z tobą?
- Pan Martin wysłał wiadomość do paru szkół z prośbą o wybranie kandydatów. Wybrani szczęśliwcy mają pojechać do Los Angeles na casting, a tam pan Martin wybierze głos do swojego filmu.
- Dlaczego dzieci z liceum? – znowu zdziwiła się Clara.
- Nie jesteśmy już dziećmi mamo. Mam skończone osiemnaście lat teoretycznie nie muszę ci się pytać o zgodę na ten wyjazd.
- Zaczekaj jaki wyjazd?
- Pani Patner zaproponowała radzie mnie, a cała szkoła to poparła. Emily uważa, że powinnam pojechać i udowodnić ludziom jaka jestem świetna, ale problem w tym, że ja nie wiem czy jestem rozumiesz?
- To trudna decyzja. Musisz sama ją podjąć. Inni mogą ci tylko podpowiadać, ale główny głos należy do ciebie.
- Właśnie o to się pokłóciłam z Emily, ona tego nie rozumie. Wymusza na mnie decyzję, a ja chcę ją podjąć sama. Mam jeszcze tyle do zrobienia w tym mieście, dlaczego mam tak wcześnie stąd wyjeżdżać skoro czuję się tu dobrze?
- Podejmując decyzję nie możesz myśleć o nas ani o mieście, ani o Emily czy Jasonie. Musisz myśleć o tym co możesz zyskać dzięki temu wyjazdowi, a nie o tym co stracić. Inaczej możesz podjąć złą decyzję, której będziesz żałowała do końca życia. Zawsze mówiłaś, że warto próbować nowych rzeczy. Co ci szkodzi podjąć się tego, a może się nie dostaniesz, może ktoś zaśpiewa lepiej i nie wybiorą cię do tego filmu, ale będziesz wiedziała, że chciałaś się podjąć tego wyzwania i spróbować. A jeśli się dostaniesz to wtedy dopiero będziesz myślała nad tym co dalej, zawsze możesz odmówić i wrócić do Baltimore, a może zyskasz coś czego nigdzie indziej byś nie znalazła.
- Masz rację. Powinnam od razu była ci powiedzieć.
- Idź napisz Emily.
Laura wstała z miejsca, podeszła do matki, pocałowała ją w czoło po czym pobiegła do swojego pokoju.
- Moja córka piosenkarką kto by pomyślał.- wyszeptała Clara.
Laura wbiegła do pokoju i zaczęła szukać telefonu. Jak na złość nigdzie nie mogła go znaleźć.
- Dlaczego nigdy cię nie ma kiedy cię potrzebuję.- powiedziała rozłoszczona. – Może to znak. Nie powinnam jechać. Wygadujesz głupoty.- popukała się w czoło.- Może i jest to znak, ale żebyś poszła do niej osobiście. Tak. Właśnie tak zrobię.
Wybiegła z pokoju i zaczęła w pośpiechu się ubierać.
- A ty gdzie się wybierasz? – Clara wyszła z kuchni nieco zaskoczona gwałtownością córki.
- Do Emily, Uznałam, że powinnam powiedzieć jej osobiście.
- Dobry pomysł. Powinnaś zobaczyć jej reakcję.
Laura przytaknęła po czym pobiegła do domu Emily. Był on niedaleko, trzy ulicę dalej. Biegnąc chodnikiem potknęła się o korzeń, krzyknęła na niego zdenerwowana, a następnie pobiegła dalej nie chcąc tracić czasu. Droga do Emily zwykle zajmuje jej 18 czasem 15 minut. To zależy od humoru, pogody, zmęczenia i powodu, dla którego idzie do przyjaciółki. Dom Emily jest dużo większy od Laury. Jej rodzice są właścicielami firmy produkującej jakieś części do samochodu, więc Emily nigdy nie martwiła się o pieniądze. Przeszła przez ogródek, stanęła na ganku, zawahała się chwilę, wciągnęła powietrze po czym zapukała do drzwi. Otworzył je Theo starszy o dwa lata brat Emily.
- Witaj piękna, co ty robisz o tej godzinie?
- Cześć, o tej godzinie? Jest dopiero 18.
- Emily nie mówiła, że przyjdziesz.
- Bo nie wie. Mógłbyś ją zawołać?
- Z tego co wiem to właśnie bierze prysznic. – odpowiedział obojętnie.
- Dobrze to poczekam.
- Wejdź do środka to może trochę potrwać. – dodał po czym energicznym ruchem ręki zaprosił Laurę do środka.
Laura przyjęła zaproszenie. Zdjęła buty, podała kurtkę Theo, który czekał już z wieszakiem. Weszli do salonu i usiedli na kanapie.
- Zawsze się zastanawiałam Theo to skrót od Theodor?
- Właśnie tak, ale dziwnie by było gdyby każdy mówił „Theodor, jaką masz odpowiedź w trzecim zadaniu” albo „Theodorze pozmywaj naczynia”. Theo po prostu brzmi lepiej i jest łatwiejsze do zapamiętania.
- Podoba mi się twoje imię, więc może zacznę do ciebie mówić Theodorze?
- Dobrze, że tak rzadko bywam w domu.
- Właśnie, jak tam twoje studia?
- Ciężko było mi się przestawić na początku przez ten rok przerwy, ale wiesz, że musiałem. To nie ja wybrałem sobie chorobę właśnie w tym momencie. Dziwnie było widzieć swoich rówieśników rok wyżej, ale teraz jest już w porządku.
- To dobrze, że się odnalazłeś. A jak z…twoją..
- Masz namyśli białaczką?- przerwał.- Radzę sobie, nie miałem nawrotu od skończenia liceum. Wierzę, że uda mi się skończyć studia, a co będzie dalej to czas pokażę.
- Wierzę, że ci się uda. – powiedziała i poklepała go po ramieniu.
Nie wiedząc czemu ten gest był uznawany za przyjacielski.
- Zobacz kto zaszczycił nas swoją obecnością, witaj syrenko. Masz gościa.- powiedział ironicznie.
- Jason?- zapytała Emily schodząc po schodach z ręcznikiem na głowie.
- Nie, to ja. – krzyknęła z nutą ekscytacji.
- Laura, co ty tutaj robisz? – spytała mocno zdziwiona.
- Przyszłam z tobą porozmawiać.
- To ja już wam nie przeszkadzam, zostawiam was same. Dzięki za rozmowę Laura.- podszedł do niej i pocałował ją w policzek, a potem wyszedł z salonu i poszedł do swojego pokoju.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? – zapytała chłodno, przypomniała sobie ich ostatnią rozmowę.
- Słuchaj Emily, miałaś rację. Nie powinnam się poddawać. Zawsze wierzyłam w swoje możliwości i teraz też tak będzie. Podjęłam decyzję.
- Jaką?
- Jedziemy do LA!
- Naprawdę?- krzyknęła Emily i rzuciła się na szyję przyjaciółce.- Nie wierzę, jesteś pewna?
- Jestem pewna. Ty i mama macie rację, nie mogę przegapić takiej szansy. Później będę tego żałować.
- Jestem z ciebie dumna naprawdę.
- Muszę już iść, robi się ciemno. Mama zacznie się zaraz denerwować, a nie wzięłam telefonu.
Emily odprowadziła przyjaciółkę pod same drzwi.
- Dziękuję ci.- powiedziała Laura na pożegnanie.
- Za co?- spytała zdziwiona Emily.
- Za to, że jesteś moją przyjaciółką i otwierasz mi umysł.
- Nie przesadzaj.
- Dobranoc Emily , kocham cię.
- Ja ciebie też. Do jutra.
Wracała do domu znacznie dłużej, bo tym razem ze spokojem, nigdzie się nie spieszyła. Weszła do domu. Wszyscy byli w swoich pokojach, więc ona też się tam udała. Zamknęła drzwi od pokoju, oparła się o nie i patrzyła przed siebie uśmiechając się. Już miała się położyć kiedy zobaczyła swój telefon. Leżał na jej łóżku, na widoku.
- Jak mogłam go nie zauważyć?- powiedziała do siebie.- Cóż, może to faktycznie był znak.
YOU ARE READING
Kierunek: Los Angeles (Poprawiane)
Teen FictionLaura Adams, LA, skromna uczennica o urodzie modelki i głosie anioła. Kiedy zaczęła ubolewać nad swoim nudnym życiem dostaje propozycje wyjazdu do Los Angeles, gdzie ma szansę na wielki sukces. Jednak na jej drodze staje pewien chłopak. Przystojny...