Rozdział 5*2

8.7K 379 46
                                    

Dzisiaj żeby odegrać sie na moim przekochanym chłopaku po cichu zeszłam na dół i do miski nalałam lodowatej wody. Razem z naczyniem poszłam do sypialni gdzie jeszcze spał mój chłopak. Ciecz miała sie wylać, ale niestety Chris otworzył oczy i szybko wylał wszystko na mnie.

To chyba na tyle z mojej zemsty...

Stałam przy łóżku i ze zdziwieniem patrzyłam jak wszystko po mnie spływa, kiedy chłopak zwijał sie ze śmiechu. ZNOWU. Westchnęłam, wzięłam suche ciuchy i poszłam sie przebrać.

Szybko zeszłam po schodach wchodząc do salonu. Zdecydowałam, że nie będę żerować na Chrisie i znajdę sobie prace. Ubrałam buty, zabrałam klucze i tylko krzyknęłam że wychodzę. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do galerii.

***

Po sklepach chodzę już od jakiś trzech godzin  jak wariatka i pytam czy mają wolne stanowisko. Niestety pierwsze dwa piętra nie mają nic do zaoferowania i został ostatni sklep. Wchodzę do ostatniej deski ratunku i pierwsze co widze to dzieciaki biegające wszędzie i jedną kobietę która próbuje je ogarnąć. W sumie to nawet zabawny widok. Kobieta wygląda może na jakieś 40 lat, ma brązowe włosy i niebieskie oczy.
-Dzieńdobry -zaczęłam zwracając na siebie jej uwagę- Czy jest tu możliwość prac...
-Spadłaś mi z nieba kochanie. Oczywiście że tak. Potrzebuje jeszcze jednego pracownika, bo te diabły mnie zamęczą!- nie dała mi nawet dokończyć i od razu zaczęła ciągnąć do jakiegoś pokoju- Tu masz strój na zmianę, tu zabawki i rozpiska dnia- wskazała na tablice z różnymi imionami- Jeśli to nie jest dla ciebie problem to możesz zacząć już od dzisiaj- powiedziała z łagodnym uśmiechem.
-Nie ma problemu. Zaraz do pani przyjdę- gdy kobieta wyszła szybko sie przebrałam i zaczęłam prace. Dowiedziałam sie, że po prostu muszę pilnować, aby żadne dziecko sie nie zabiło lub nie zabiło innego i jest ok. Nie będzie tak źle...

***

Chyba nie ma gorszej pracy. Dzieci wieszają sie na tobie z każdej strony, ciągną za włosy, biegają, skaczą, żucają klockami. Normalnie masakra. Moje plecy potrzebują rehabilitacji. Wczołgałam sie do samochodu, a gdy sprawdzałam czy mam wszystko zobaczyłam wizytówkę. Tą, którą dostałam niedawno od chłopaka w spa. Jak on sie nazywał? Luke! No właśnie. Szybko wybrałam numer chłopaka i umuwiłam sie że za pięć minut będę u niego w domu. A więc ruszamy.

***

Chris P.O.V.

Dziwne było jak dzisiaj Ashley tak po prostu wyszła tylko mówiąc że sobie idzie. Jeszcze nie ma jej tak długo chyba 6 godzin. Zadzwoniłem do niej chyba siedem razy, ale nie odbierała. Nagle słyszę dzwonek do drzwi, a gdy otwieram widze dziewczyne.
-Cześć kochanie-powiedziała na powitanie. Wyglądała promiennie. Taka rozluźniona jak nigdy. Troche dziwne. Nie drążyłem tematu i po prostu poszliśmy razem coś zjeść, bo dochodziła 14.

***

Ashley poszła już spać, ale ja chciałem sie jeszcze napić. Ruszyłem więc do kuchni, nalałem wody do szklanki i wypiłem. Najbardziej zaciekawiła mnie jednak mała karteczka na stole. Przyjrzałem sie i dostrzegłem napis:

Luke
Tel. 201 735 527

Co to jest?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Heloł. Jak widzicie odżyłam. Może rozdział krótki, ale jest. Mam nadzieje że dasz GWIAZDKĘ i napiszesz KOMENTARZ. To do następnego💘
~juliaaki130~

Bad boys like bad girls 1/2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz