Od naszej ostatniej konfrontacji minęło kilka dni. Tanya, ani żaden z przydupasów Jamesa nie zjawił się od tego czasu w okolicy. Było spokojnie. Jak dla mnie nawet zbyt spokojnie.
Postanowiłem skorzystać z okazji i pojechać na Alaskę by zawieść dla Carlisle' a ten piekielny kołek. Ciekawiło mnie co z nim jest nie tak.
Właśnie obracałem przedmiot w dłoniach, kiedy przy moim boku zmaterializowała się Bella.
- O której masz samolot? – spytała otwierając moją szafę.
- Za dwie godziny. O kurwa! – krzyknąłem,uświadamiając sobie, że pewnie się spóźnię.
-Spokojnie – powiedziała dziewczyna, podając mi spakowaną podróżną torbę. – Tu masz wszystko czego będziesz potrzebował, łącznie z biletem i pieniędzmi.
- Co ja bym bez ciebie zrobił, kochanie? – będąc wampirem cholernie łatwo jest stracić rachubę czasu.
- Cóż, podejrzewam, że miałbyś trudności z przetrwaniem – śmiała się.
Doskoczyłem do niej i szybko pocałowałem, by uciszyć jej śmiech.
- Atak na przyszłość: nigdy nie nabijaj się z Cullena.
Objęła mnie.
- Będę tęsknić.
- To tylko jeden dzień.Wiesz, muszę wrócić do piątku.
Uniosła brew.
-A co takiego jest w piątek. A poza tym dzisiaj mamy poniedziałek -zaśmiała się.
W piątek odbywa się impreza na którą cię zabieram, kotku. Nasza druga, prawdziwa randka. Bo oczywiście polowań na wampiry nie liczę. Jednak kierując się wizją Alice nie powiedziałem jej tego.
- Opuścisz przeze mnie lekcję –udawałem, że jest mi przykro.
- Tak, tak a tobie z tego powodu jest ciężko na sercu. Poza tym ciebie nie będzie w szkole przez dwa dni panie Cullen. I co ja bez ciebie zrobię?
Spiąłem się. Co ona beze mnie zrobi? Przecież cały czas jestem przy niej jak jakiś jebany ochroniarz, a teraz nagle sobie wyjeżdżam.
-Edward, żartowałam. Poradzę sobie. Przecież nie możesz całe życie ochraniać mnie przed kontaktem z ludźmi. Powiem ci, że na świecie jest ich sporo.
Uniosłem brew.
- Założymy się?
Wybuchła śmiechem.- To zrobimy tak: ja odganiam wampiry, a ty ludzi.I będziemy żyć spokojnie, tylko we dwoje. Zgoda? – pokręciłem głową, śmiejąc się razem z nią.
- Również będę tęsknić – pocałowałem ją po raz kolejny zeszliśmy do salonu,trzymając się za ręce.
- Edward, kochanie – usłyszałem głos mojej matki. – Och, dokąd się wybierasz? – zerknęła na walizkę. Nie obdarzyła Belli nawet przelotnym spojrzeniem. Chyba już przywykła do tego, że praktycznie zawsze jesteśmy razem. Albo wcale jej ona nie interesowała. Kto ją tam wie.
- Mamo nie mam czasu. Spieszę się na samolot.
- Ach tak. Znowu lecisz na Alaskę. Nic o tym nie wypominałeś.
Warknąłem cicho. Rodzicielka nie była w stanie tego usłyszeć, jednak Bella dźgnęła mnie łokciem w żebra.
- Wiem, wiem. Do zobaczenia – rzuciłem na odchodne, kierując się do Volvo. Bella zajęła miejsce pasażera. Zobowiązała się odwieźć mnie na lotnisko i mnie jutro z niego odebrać.
CZYTASZ
I belive I can love
FanfictionEdward Cullen- nastolatek, od roku wampir w szeregach Volturi. Ale moi Volturi są inni, niż ci zmierzchowi, ponieważ Edward mieszka w Forks, by w razie zagrożenia ze strony innych wampirów być w pogotowiu. A wampiry w każdej części świata atakują cz...